Tegoroczny sezon był bardzo pracowity dla Pii Skrzyszowskiej. Przez wiele tygodnie polowała na sędziwe rekordy Polski w biegach płotkarskich - na 60 metrów Zofii Bielczyk (7.77 z 1984 roku) i 100 metrów Grażyny Rabsztyn (12.36 z 1980 roku). W obu przypadkach zabrakło niewiele…
W marcu została w Glasgow brązową medalistką halowych mistrzostw świata - na 60 metrów przez płotki szybsze okazały się tylko Devynne Charlton z Wysp Bahama, bijąc rekord świata czasem 7.65 i Francuzka Cyréna Samba-Mayela.
W półfinale, wyrównała nawet „życiówkę” 7.78, ale wciąż zabrakło 0.01 sekundy do rekordu kraju.
Trzy miesiące później, na mistrzostwach Europy na otwartym stadionie, Pia Skrzyszowska ponownie stanęła na podium, ponownie na najniższym jego stopniu. W Rzymie, na 100 metrów przez płotki, musiała uznać wyższość - ponownie Cyrény Samba-Mayeli (kapitalny rekord Francji - 12.31) i Szwajcarki Ditaji Kambundji (12.40 to młodzieżowy rekord Europy i rekord kraju).
Polce zmierzono na mecie czas 12.42 czyli nową „życiówkę”. Ale i w tym wypadku, rekordu Grażyny Rabsztyn nie udało się poprawić…
14 lipca tego roku, na mityngu w szwajcarskim La Chaux-de-Fonds, położonym na wysokości blisko 1000 metrów n.p.m., Pia, najpierw w eliminacjach wyrównała swój najlepszy wynik - 12.42, a kilkanaście minut później, w finale pokonała dystans 100 metrów przez płotki w czasie 12.37!
Do rekordu Polski Rabsztyn zabrakło… 0.01 sekundy!
Pechowa była również najważniejsza impreza sezonu - paryskie Igrzyska XXXIII Olimpiady. W swoim biegu półfinałowym, Skrzyszowska zajęła trzecie miejsce - ex aequo z rekordzistką świata, Nigeryjką Tobi Amusan - z czasem 12.55 (.548), co niestety oznaczało brak awansu do fazy finałowej. Ostatecznie, Polce zabrakło do walki o medale… 0.03 sekundy...
Po tak pechowym sezonie, odpoczynek należał się Pii, jak mało komu.
