Służby apelują: - Zanim zadzwonimy zastanówmy się, czy jest powód, inaczej marnujemy czas, pieniądze, a czasem nawet narażamy ludzkie życie.
- Najczęściej traktują nas jak informację telefoniczną, pytają o numery na taksówkę czy do pizzerii albo którędy dojadą do Matemblewa - narzeka na nieuzasadnione wezwania Magdalena Michalewska z Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku. - Zdarzają się też bardziej kuriozalne przypadki - mężczyzna dzwoni, bo chciałby zrobić niespodziankę ukochanej i przyjechać do niej... radiowozem, inny pyta o hasło w krzyżówce lub zgłasza zbyt głośne spuszczanie wody przez sąsiada - wymienia.
Michalewska podkreśla, że sytuacji nieuzasadnionego wzywania policjantów jest mniej od kiedy wprowadzono ujednolicony numer alarmowy 112. - To tam podejmuje się decyzje, gdzie potrzeba policjantów, 997 jednak wciąż działa, a tam ludzie dzwonią bezpośrednio do nas - dodaje.
Nietypowe prośby o interwencję zdarzają się też gdańskim strażnikom miejskim.
- Jedną panią zbulwersowały dziki biegające po lesie z obnażonymi kłami i żądała reakcji straży - opowiada młodszy inspektor ds. komunikacji społecznej Elżbieta Rutkowska - prosiła też, byśmy podjęli interwencję w związku ze smutnym gołębiem siedzącym na jej balkonie - być może w depresji, a na pewno mającym myśli samobójcze - mówi. - Dziękujemy wszystkim mieszkańcom za troskę okazywaną naszym mniejszym braciom, prosimy jednak o zdrowy rozsądek przy korzystaniu z numeru alarmowego 986 - dodaje.
- Usłyszeliśmy, że grupa Niemców "rozdaje gadżety", sprawdziliśmy - na miejscu okazało się, że kibice po prostu nieśli transparent i flagi, nie było w tym żadnych znamion wykroczenia, komuś to po prostu przeszkadzało - opowiada o jednym z wezwań w trakcie Euro 2012 Miłosz Jurgielewicz, rzecznik straży, który podkreśla, że strażnicy dziennie otrzymują nawet po 400 zgłoszeń, a rocznie podejmują ponad 100 tys. interwencji.
Nie najlepsze doświadczenia z bezzasadnymi wezwaniami mają strażacy, którzy podkreślają, że nie są w stanie ocenić prawdziwości wezwania przez telefon, więc nierzadko zmuszeni są jechać do fałszywych alarmów.
- Często chodzi po prostu o kłótnie sąsiedzkie - komuś przeszkadza grill, dzwoni do nas i zgłasza pożar - mówi zastępca komendanta miejskiego PSP w Gdańsku Jakub Zambrzycki. - Zdarzają się też bardziej kuriozalne sytuacje - dzwoni mężczyzna z Przymorza i skarży się na rój owadów w kuchni, na miejscu okazuje się, że znajdujemy... jedną pszczołę. Także po ulewach ludzie wzywają nas bez powodu - na przykład do "zalanej piwnicy", w której jest niespełna 10 cm wody. To sprawa dla szmaty i wiadra, nie strażaków, nie mamy nawet sprzętu, którego moglibyśmy użyć w tego typu sytuacjach - dodaje.
Funkcjonariusze i strażacy zgodnie apelują o wzywanie ich tylko w uzasadnionych przypadkach.
- Każdą interwencję musimy sprawdzić, czyli wysłać na miejsce patrol - podkreśla Kazimierz Alfuth, dowódca zmiany stanowiska kierowania Straży Miejskiej w Gdańsku. - Podjęcie najbardziej absurdalnej interwencji wydłuża czas zajęcia się kolejną, być może o wiele istotniejszą - dodaje.
Mocniej sprawę stawia zastępca komendanta PSP.
- Jeśli jedziemy do nieuzasadnionego wezwania w najlepszym razie tylko marnujemy siły, pieniądze i czas, zdarzają się jednak sytuacje, kiedy taki telefon może oznaczać zagrożenie ludzkiego życia - wysyłamy zastępy w miejsce, gdzie nic się nie dzieje, więc tam, gdzie chodzi o prawdziwą tragedię mogą dojechać zbyt późno - ostrzega.
Od początku czerwca działa w Gdańsku 112 - wspólny numer alarmowy pogotowia, straży pożarnej i policji. Czekają pod nim przeszkoleni operatorzy z Wojewódzkiego Centrum Powiadamiania Ratunkowego, którzy w zależności od rodzaju zgłoszenia wysyłają na miejsce odpowiednie służby. Poza Gdańskiem wybranie numeru powoduje połączenie z policją lub strażą pożarną.
Nieuzasadnione wezwanie służb publicznych to wykroczenie zagrożone karą grzywny, ograniczenia wolności lub nawet od 5 do 30 dni aresztu.