Arabski Twitter rozpalił do czerwoności polskie środowisko piłkarskie. Jeden z użytkowników tego portalu, którego obserwuje ponad 90 tys. ludzi, napisał w nocy z soboty na niedzielę, że selekcjoner reprezentacji Polski Fernando Santos jest blisko podpisania kontraktu z klubem Al Shabab z Arabii Saudyjskiej. Bomba wybuchła.
Do pieca dołożył oczywiście Polski Związek Piłki Nożnej, który początkowo... nie mógł dodzwonić się do swojego pracownika, co z rozbrajającą szczerością przyznał rzecznik Jakub Kwiatkowski. Dopiero wczoraj ok. godz. 19 prezes Cezary Kulesza uspokoił wszystkich: „Nieprawdą są doniesienia medialne o tym, że Fernando Santos zamierza zrezygnować z prowadzenia naszej kadry. Mam krótką wiadomość od trenera Santosa dla wszystkich kibiców reprezentacji Polski: - Mam ważny kontrakt z drużyną narodową i nic w tej sprawie się nie zmieniło. Liczę na Wasze wsparcie w walce o Mistrzostwa Europy!”
Mistrzostwo Europy! Dobre sobie! Najpierw to trzeba wygrać w meczu o życie z Albanią.
Ta sytuacja pokazała dwie rzeczy. Po pierwsze - w dzisiejszym świecie naprawdę trzeba weryfikować informacje, ale coraz trudniej to robić. Jak bowiem sprawdzić wiarygodność jakiegoś faceta z Arabii Saudyjskiej? Jak zatrzymać informacyjne tornado, które z każdą chwilą narasta? To problem współczesnego dziennikarstwa. Nie raz, nie dwa daliśmy się wpędzić w ślepą uliczkę. My także - gdy napisaliśmy o potencjalnych arabskich inwestorach w Śląsku Wrocław. Na szczęście naprawiliśmy swój błąd i udało nam się zdemaskować tych hochsztaplerów. Co jednak dzieje się z tajemniczym, kanadyjskim biznesmenem, który tak interesował się WKS-em, a napisała o nim jedna z gazet? Gdzie są zdjęcia pijanych piłkarzy Śląska, które ktoś wysłał podobno do klubu? Co z ich nadwagą? Czy ktoś to może udowodnić? Łatwo dziś rzucić w publiczną przestrzeń nośnego newsa. Trudniej go potem okiełznać.
Druga refleksja po całym zamieszaniu z Santosem jest taka, że dziś chyba nikt nie płakałby za Portugalczykiem, a już z pewnością nie PZPN, bo znów wybrał trenera, dla którego jest tylko płatnikiem, a z rzadka pracodawcą. Santos miał mieć polskich asystentów, mieszkać nad Wisłą, angażować się w rozwój polskiej piłki, a tymczasem jest w naszym kraju tylko gościem, do którego właściwie nie można się szybko dodzwonić, bo jest na urlopie. Powiem Wam, że czuję się oszukany, a jednocześnie zaskoczony tym, że PZPN nie jest w stanie wyegzekwować tego, co nam Portugalczyk naobiecywał.
Magazyn Gol24: Kadra pod lupą, przed meczem z Mołdawią

Smutna refleksja jest też taka, że wcale bym mu się nie dziwił, gdyby chciał zdezerterować. Nie dość, że ma do dyspozycji grupę zawodników, którzy w koszulce z orłem na piersi zapominają jak się gra w piłkę, to jeszcze co chwilę słucha o coraz to bardziej abstrakcyjnych aferach. Mam chociaż nadzieję, że nie musiał ostatnio w samolocie z Kiszyniowa do Warszawy nucić razem z Mirosławem Stasiakiem: Zizu zi, zizu za...
Jakub Guder, szef red. sportowej Gazety Wrocławskiej