Dom z masztem flagowym. Tomasz Holc buduje houseboat

Anita Czupryn
Szaman - tak Tomasz Holc nazwał swój pływający dom, jaki buduje w Porcie Czerniakowski. Na cześć nieżyjącego przyjaciela Andrzeja Szamowskiego
Szaman - tak Tomasz Holc nazwał swój pływający dom, jaki buduje w Porcie Czerniakowski. Na cześć nieżyjącego przyjaciela Andrzeja Szamowskiego Piotr Smoliński
Wodę ma we krwi, regaty to jego pasja. Gdzie więc mógłby zamieszkać żeglarz, olimpijczyk, działacz, były wiceprezydent Międzynarodowej Federacji Żeglarskiej (ISAF). Oczywiście na wodzie. Tomasz Holc buduje w Warszawie pływający dom

Domy na wodzie, mieszkalne barki, ale też pływające restauracje, hotele, sklepy, a nawet urzędy to widoki znane na całym świecie. W samej Holandii jest kilkanaście tysięcy takich domów, a tamtejsze banki wręcz zachęcają do brania kredytów na ich budowę. W Amsterdamie, Paryżu, czy Londynie, oraz na Półwyspie Skandynawskim, pływające domy stały się nieodrodnym elementem krajobrazu. Polska nie dorównuje jeszcze w tym względzie zachodniemu światu, wcześniej takie obrazki znaliśmy albo z filmów, albo z literatury (słynny „Dom na Sekwanie” Williama Whartona, o życiu na barce), ale ostatnio i u nas zaczyna się coś dziać w tym temacie.

Kilka lat temu pierwszy dom na wodzie zbudował we Wrocławiu fotograf i grafik, Kamil Zaremba. Tym samym, należy podkreślić, przecierał szlak kolejnym pionierom, którzy, jak przeczuwał, pójdą w jego ślady, wierząc, że domy na wodzie mają przyszłość. I to przecierał niemal dosłownie, przebijając się przez nieprzebrany wręcz gąszcz urzędniczych pozwoleń. Jak sam wielokrotnie opowiadał w wywiadach, jego urzędnicze potyczki trwały grubo ponad trzy lata. Ale się udało - wybudował pływający dom na Odrze, a nawet dostał adres.

Dziś pływające domy powstają w innych miastach - Szczecinie, Bydgoszczy. No i w Warszawie. I przy tej okazji warto stwierdzić, że stolica, przez dziesięciolecia niechętna, a mówiąc najdelikatniej, obojętna wobec królowej polskich rzek, w ostatnich latach spogląda na Wisłę łaskawszym okiem, a nawet chwali się poczynioną rewitalizacją, bulwarami, plażami, ścieżkami rowerowymi; tam też dziś toczy się kolorowe i bujne życie jej mieszkańców i to nie tylko w weekendy.

Ale czy można zamieszkać na Wiśle? Jak się okazuje, chętnych jest o wiele więcej, niż miejsc, ale jest to sprawa rozwojowa - są plany, aby w przyszłości takie domy powstawały po drugiej stronie Wisły - w Porcie Praskim, czy na Kanale Żerańskim. Tymczasem jedziemy do Portu Czerniakowskiego, gdzie w kanale oddzielającym od lądu Cypel Czerniakowski, 600 metrów od wejścia do portu, cumuje już, co prawda, kilka barek przystosowanych do mieszkania (i mieszkają w nich ludzie), ale czegoś takiego jeszcze nie było - powstaje super nowoczesny, ekologiczny - tak zwany pasywny - dom na wodzie. Buduje go Tomasz Holc, znany żeglarz, olimpijczyk. Wysoki, przystojny, wyprostowany jak struna, twarz ogorzała. Wita mocnym, energicznym uściskiem dłoni.

- Tak właśnie powinien wyglądać żeglarz - śmieję się.

- Czyli jak? - pyta zdziwiony,

- Powinien mieć takie rysy twarzy, które wskazują na niezłomność i twardy charakter.

- I powinien być opalony - dodaje fotoreporter.

- I mieć wodę we krwi - uzupełniam. Tomasz Holc żartuje: - Jakąś domieszkę wiślanej na pewno.

Być może to z tej „wody wiślanej we krwi” wziął się pomysł, aby rzucić mieszkanie w bloku i zamieszkać na wodzie. - To naturalne - opowiada żeglarz. I dodaje: - Ciągle byłem do tej wody lgnący, przez lata zajmowałem się żeglowaniem. To moja pasja, mój żywioł.

Tomasza Holca wychowała Wisła, od kiedy, jako dziecko jeszcze, przyprowadziła go nad rzekę jego babcia - przed wojną członkini Warszawskiego Towarzystwa Wioślarskiego - i zaszczepiła w nim miłość do wody. Wtedy całe życie odbywało się nad Wisłą; nie było Zalewu Zegrzyńskiego, tylko ta rzeka i jej tajemnice. Pierwszy raz popłynął żaglówką, gdy miał 12 lat. Dziś ma 69, nadal jest aktywny zawodowo, ale chce mieszkać na wodzie. Na stałe. A zaczęło się od przypadku - ponad rok temu w Porcie Czerniakowskim zobaczył mieszkalne barki i taki zaświtał mu pomysł. Zainteresowało go miejsce, ta forma mieszkania, najpierw zaczął szukać przykładów na świecie i w Polsce, gdzie już pływające domy zaczęły powstawać.
- No i zdecydowałem się - opowiada. - W każdej stolicy na świecie rzeka jest magnesem. Ludzie najbardziej chcieliby mieszkać nad woda, patrzeć na wodę, pływać. Woda jest jednym z żywiołów i jest podstawą życia, może dlatego tak nas przyciąga? Uspokaja, ma na ludzi kojący wpływ - wymienia żeglarz.

Dom ma już swoją nazwę - Szaman. I z tą nazwą jest związana historia. - Miałem przyjaciela, Andrzeja Szamowskiego, nazywaliśmy go Szaman. Wspólnie żeglowaliśmy po Wiśle, skończył Politechnikę, został doktorem wydziału budownictwa wodnego. Kiedy przyszedł mi do głowy pomysł domu, uderzyłem oczywiście do Szamana. Z pytaniem, czy ma znajomych od konstrukcji, betonów. Zaangażował się, pomagał mi zacząć. Był wzruszony, kiedy powiedziałem mu o nazwie domu. Niestety parę miesięcy temu zmarł na raka płuc - opowiada Tomasz Holc.

Budowa domu rozpoczęła się na początku kwietnia tego roku, po dwóch miesiącach stanął na wodzie piętrowy, nowoczesny penthouse, a Tomasz Holc mówi, że zamieszka w nim już w lipcu. I urządzi wielką „parapetówkę”.

Nie byłoby to możliwe, gdyby miasto kilka lat temu nie zdecydowało się na rewitalizację tego terenu. Port Czerniakowski jest własnością miasta. To był port rzeczny, kiedyś budowało się tu statki rzeczne i barki, a potem przez lata stał zapuszczony. W tej chwili stocznia też jest odbudowywana. Oczyszczono akwen, podłączono wszystkie media. Dla amatorów pływających domów jest i ujecie wody, kanalizacja i prąd.

- To, co jest pionierskie w wydaniu tego domu, to specjalna wanna, na której on stoi. Jej oczywiście nie widać, zanurzona jest w wodzie, wystaje tylko betonowy szary pasek. W odróżnieniu od wszystkich innych powstałych konstrukcji w Polsce, tu mamy specjalny fundament, na którym ustawia się dom - mówi Tomasz Holc. Nie ukrywa, że było to spore inżynierskie wyzwanie, jak taką wannę zaprojektować, a samo jej wykonanie odbywało się w Porcie Praskim, bo tu nie było technicznych możliwości. Najpierw wodowana była wielkim dźwigiem, po czym pchaczem, przez Wisłę, została przyciągnięta do Portu Czerniakowskiego. Pionierskim rozwiązaniem jest środek ciężkości, który został położony w niej dużo niżej, w związku z tym stabilność domu jest bardzo dobra. Ale jest jeszcze jedna cecha - ten dom nie jest budowany symetrycznie, on zawsze będzie lekko przechylony na bok, podobnie, jak stojące tu barki. W wannie zamontowane są zbiorniki wodne, które będą korygowały przechył domu. I oczywiście jest tam dużo miejsca, bo taka wanna ma też formę piwnicy. Po takim wyzwaniu, jak podstawa budynku, reszta domu budowana jest tak, jak na lądzie. Z tą różnicą, że konstrukcja tego domu jest niezwykle lekka. Specjalnie zaprojektowano stalowe kształtowniki, które utrzymują ściany domu.

- Nikt wcześniej tego nie robił, więc widziałem wahania wykonawców, czy to powinny być takie materiały, czy inne, a czy nie będzie zbyt wilgotno, a co, jak woda zamarznie, a potem odmarznie. Wszystko to trzeba było wziąć pod uwagę - opowiada właściciel. Pytano go też, czy się nie boi reumatyzmu. Dziś z uśmiechem mówi, że wiele miał takich mało zorientowanych pytań, no bo przecież jeśli chodzi o wilgoć, to wszędzie jest ona podobna, a może nawet i większa w starych domach. Jego dom natomiast ma znakomitą izolację.

Tomasz Holc prowadzi nas na pokład budującego się domu, w przyszłości z masztem flagowym. Dom pasywny oznacza, że posiada taki rodzaj okien i elewacji, że nie potrzeba mu wiele energii. Koszt domu to około 6 tysięcy złotych za m2 i to już pod klucz, z wykończeniem. Może nie jest to tanio, ale też o wiele taniej, niż płaci się za mieszkanie w bloku. A późniejsze opłaty? Czynszu nie ma, są tylko opłaty portowe, no i licznikowe, za użycie mediów.
Dom jest piętrowy, z zadaszonym tarasem na pierwszym piętrze, z którego po kręconych schodach będzie można wchodzić na imponujący taras na dachu. W piwnicy znajdą się urządzenia domowe, rożnego rodzaju bojlery, ogrzewanie, wentylacja, agregaty i własna przepompownia ścieków. Powierzchni mieszkalnej, bez tarasów i piwnicy jest tu 130 metrów kwadratowych. Właściciel prowadzi nas przez przyszłe sypialnie na dole, oraz na górę, gdzie będzie mieścić się kuchnia z salonem i zadaszonym tarasem. Z oknami, jak witryny. Widok na wodę imponujący.

Dom nie ma napędu, żadnego silnika w swoim wnętrzu, ale zawsze można go odholować na inne miejsce. I wcale niewykluczone, że może kiedyś zmienić miejsce, choćby na Port Praski, który jest własnością prywatną, ale właściciele już planują program budowy pływających domów, całe mini osiedle, choć realizacja tych planów wciąż jeszcze jest odległa w czasie. No i pierwsza rzecz, jaka tam musi powstać, to śluza, aby uregulować bieg wody.

Ale też jest i kolejny kłopot - sprawa adresu zamieszkania. No, bo jak przypisać adres do obiektu, było nie było, pływającego? - Jest to problem - przyznaje Tomasz Holc. Jego adresem generalnym będzie adres klubu, jaki jest kilkaset metrów dalej i korespondencja do niego może przychodzić na klub. Póki co, nikt z użytkowników pływających domów w Porcie Czerniakowskim swojego adresu nie ma. - Nad tym się pochylamy, rozmawiamy z miastem, jak to rozwiązać - dodaje żeglarz. Nie ma też uniwersalnej odpowiedzi na to, jak jest to załatwiane za granicą, gdzie doświadczenia z pływającymi domami liczą sobie wiele lat. Ale np. w Amsterdamie, gdzie powstają całe dzielnice pływających domów, są już i nazwy ulic i domy mają swoje numery. - My jesteśmy w porcie, więc nie było to przewidziane na permanentne kotwiczenie, adres był niepotrzebny - uzupełnia Tomasz Holc.

Nie jest też tak, że każdy może sobie postawić dom na Wiśle. To miasto jest gestorem i mówi, ile ma na to miejsca. Teraz mówi się też o innym zagospodarowaniu Portu Czerniakowskiego, ale wciąż wiele jest sprzecznych głosów. No bo na akwenie portu jest wakeboard, uprawiane są inne sporty wodne, są wioślarze, kajakarze, którzy chcieliby w sposób mało skrępowany używać tę wodę, więc zabudowa pływającymi domami budzi sprzeciw i jest to trudne do załatwienia. Z kolei po drugiej stronie akwenu stawianie domów jest niemożliwe, tam jest teren Natura 2000, na którym niczego budować już nie można. - Ja miałem szczęście, że było tu jeszcze miejsce - mówi żeglarz.

Zaznacza też, że nie będzie to czasowa rezydencja, ale jego stały dom. Tu Tomasz Holc chce też prowadzić działalność Stowarzyszenia Nasza Wisła, którego jest szefem. Jak można przeczytać na stronie internetowej stowarzyszenia, jest to dobrowolne zrzeszenie tych osób, którzy czynnie korzystają z walorów rzeki, dbając o jej dobro. Celem jest wspieranie zrównoważonego rozwoju w zakresie zagospodarowania Wisły w kierunku rekreacji, sportów wodnych i mieszkaniu na wodzie właśnie. Stowarzyszenie popularyzuje wiedzę, w dziedzinie proekologicznego korzystania z wód Wisły, podczas uprawiania sportów, rekreacji, turystyki i mieszkania na wodzie. Stowarzyszenie wspiera też działania administracji rządowej i samorządowej, które są zgodne z jego ideami. Warto też dodać, że honorowymi członkami stowarzyszenia są Mateusz Kusznierewicz i Andrzej Chmura.

- Chcę przekazywać, głównie młodym ludziom wiedzę z zakresu bezpieczeństwa, kultury, tego, jak się na wodzie powinniśmy zachowywać, jak korzystać z Wisły. Istnieje przecież bogata etyka żeglarska. Mam masę kolegów, z różnych klubów, gdzie rzesze dzieci uprawiają sport, ale dokładką do niego byłaby właśnie edukacja o Wiśle, o wodzie, o historii, etykiecie - mówi Tomasz Holc.

Żeglarz jest też członkiem Komisji Dialogu Społecznego do spraw Wisły. Miasto powołało specjalnego pomocnika do spraw zagospodarowania nabrzeży Wisły, Marka Piwowarskiego, który zresztą po nominacji zapewniał, że brama Portu Czerniakowskiego otworzy się szeroko także na „houseboaty”. Tomasz Holc uważa Piwowarskiego za człowieka niezwykle zaangażowanego w to, co robi. - Jest odpowiedzialny, pragmatyczny, rzeczowy. Bulwary nad Wisłą, ścieżki rowerowe ciągnące się aż do Młocin, rewitalizacja Portu Czerniakowskiego - to wszystko, można powiedzieć, jego dzieło. Pochylamy się więc teraz i nad zagospodarowaniem tego portu. Ustalić, ile domów można tu zmieścić, uzbroić nabrzeże, zrobić przetarg na gospodarza tego terenu - wymienia.

Kiedy pytam o zalety mieszkania w pływającym domu, wymienia cały wachlarz. - Każdy ma chyba inne podejście do tego, jak chciałby żyć i gdzie mieszkać. Mnie ciągnie woda, natura, jaka tutaj jest. A przy tym jest to centrum miasta, co dla mnie też jest istotne, bo jestem czynny zawodowo, towarzysko, więc takie położenie to duży plus. Ale też chodzi o korzystanie z tej wody nie tylko w sposób optyczny - za domem mam pomost, przy nim będzie motorówka, którą będę pływać na wycieczki po Wiśle, na spotkania z przyjaciółmi, do bulwarów. A zimą, co już zresztą robiłem, jeździ się tu wspaniale na łyżwach. Zatem są to nietuzinkowe atrakcje - opowiada. I rozmarza się: - Życie na wodzie. Poranki na tarasie, z widokiem na przepływające kaczki, słuchanie, jak śpiewają ptaki. Idylla. A za plecami kotłuje się miasto. O, widzi pani, jaka wielka ryba się rzuciła! - pokazuje na wodę. Nagle zerwał się wiatr. - Ojej, dom się poruszył - zawołałam.

- Pani nadal nie chce wierzyć, że to jest pływający dom - roześmiał się Tomasz Holc.

Komentarze 1

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

A
Administrator
To jest wątek dotyczący artykułu Dom z masztem flagowym. Tomasz Holc buduje houseboat
p
podPiS
Dobrze robi, że się ujawnia z piniędzmi. Będzie kogo rozkułaczać, jak na pińcet plus zabraknie. :D
Wróć na i.pl Portal i.pl