Uzasadnili: areszt jest bezzasadny, skoro cała sprawa była znana już dwa lata temu, bo właśnie wtedy opisała ją "Rzeczpospolita". Dlaczego więc wtedy nie zamknięto Rywina?
Jaką linię obrony szykują dla Lwa Rywina? Mecenas Małecki milczy. - Doniesień o tym, jakoby mój klient miał pójść na współpracę z prokuraturą i składać wyjaśnienia w sprawie tzw. grupy trzymającej władzę, też nie zamierzam komentować - ucina krótko.
Mówią o nich, że dobrali się na zasadzie przeciwieństw. Mecenas Marek Małecki jest wysoki, nosi blond fryzurę i specjalizuje się w prawie karnym. Mecenas Piotr Rychłowski, ten niższy, ma ciemne włosy i woli cywilne zawiłości prawne. Stworzyli doskonały duet, który tzw. szeroka opinia publiczna poznała podczas procesu Lwa Rywina w 2003 roku.
Przypomniała sobie o nim kilka dni temu, kiedy Rywin został ponownie aresztowany i oskarżony o udział w aferze fałszowania dokumentacji lekarskiej i przedkładania jej przed sądem. Pewne jest, że Małecki i Rychłowski i tym razem nie złożą broni. W środowisku mają opinię fajterów, którzy walczą do końca i nie okładają przeciwników na oślep.
- Młodzi, rzutcy, doskonale przygotowani do sprawy - nie szczędzi pochwał sędzia Marek Celej, który przewodniczył składowi sędziowskiemu w procesie Lwa Rywina. - Nawet jeśli składali odwołania nie całkiem uzasadnione, to zawsze merytorycznie dopięte na ostatni guzik. Jak na swój młody wiek naprawdę doskonali prawnicy.
Rychłowski i Małecki poznali się na aplikacji adwokackiej, wcześniej obaj kończyli prawo na Uniwersytecie Warszawskim. Małecki po studiach 8 lat pracował w dużej zagranicznej kancelarii prawnej, potem odbywał staż w Chicago. Tam spotkał go poseł Ryszard Kalisz. - Przedstawiono mi go jako młodego, zdolnego polskiego prawnika. Potem obserwowałem jego karierę, prowadził bardzo ciekawe sprawy - mówi Kalisz.
Małecki - po powrocie do kraju - praktykował w kancelarii znanego warszawskiego prawnika mec. Eugeniusza Baworowskiego, a Rychłowski w kancelarii mec. Andrzeja Tomaszewskiego. W 2001 roku razem otworzyli kancelarię prawną.
- Piotr jest człowiekiem niesłychanie dowcipnym, a przy tym fachowcem w swojej dziedzinie. Nie miałem wątpliwości, że będzie się z nim doskonale pracowało - wspomina Małecki. I tu zaskakuje, bo Rychłowski uchodzi, przynajmniej wśród dziennikarzy, za ponuraka. - Powiedzmy raczej, że nauczony przykrymi doświadczeniami, woli salę sądową od kamer - tłumaczy go Małecki.
Chcieli stworzyć kancelarię, która z powodzeniem będzie rywalizować z tymi zagranicznymi, bo to one obsługiwały 90 proc. wielkich korporacji. Plany zrealizowali. Dzisiaj ich głównymi klientami są duże zachodnie firmy, ale medialny rozgłos zawdzięczają klientom polskim.
- Doskonale PR-owsko wykorzystali sprawę Lwa Rywina - ocenia jeden z warszawskich adwokatów. - Dzięki niej do ich kancelarii ruszyły tłumy.
Klientami ich zostali abp. Stanisław Wielgus, a także prezydent Olsztyna Czesław Małkowski, oskarżony o molestowanie pracownic w ratuszu. Były to sprawy, które znajdowały się na pierwszych stronach gazet. - Jeszcze podczas komisji śledczej ds. Rywina pokazali, że nie dadzą sobie w kaszę dmuchać - twierdzi jeden z warszawskich prawników. Nie dawali się zbić z tropu. I choć Rywin stawił się przed komisją, nie odpowiedział na żadne pytanie śledczych. - Dobrze wykonali swoją pracę, co rzeczywiście mogło denerwować kolegów z komisji - ocenia Kalisz.
Mecenas Wojciech Tomczyk, znany warszawski adwokat z wieloletnim stażem, który razem z Małeckim i Rychło-wskim bronił w procesie karnym Lwa Rywina, też nie szczędzi młodszym kolegom słów uznania. - Świetne kwalifikacje zawodowe i moralne - mówi. - Pracowici i inteligentni.
I wprawdzie nie wiadomo, jaki dzisiaj mają pomysł na wyciągniecie swojego klienta z celi, ale z pewnością nie poprzestaną na złożeniu w sądzie zażalenia.