W marszu miało wziąć udział 10 tysięcy osób. Manifestanci chcieli w niedzielę po godz. 17 przejść sprzed Dworca Głównego na wrocławski Rynek.
Zobacz też: Wrocław został bez policji. To raj dla przestępców
Gdy do ratusza wpłynął wniosek o zgodę na organizację marszu, urzędnicy poprosili policję o opinię na temat Piotra Rybaka, który miał być organizatorem manifestacji.
- Od 2014 roku na terenie Wrocławia odbyło się 7 zgromadzeń zorganizowanych przez niego. Uczestnikami w przeważającej mierze były osoby identyfikujące się ze środowiskami skrajnie prawicowymi, utożsamiające się z organizacjami takimi jak Młodzież Wszechpolska, ONR, Ruch Wolności oraz pseudokibice WKS Śląsk Wrocław - odpisali policjanci.
- 4 sierpnia 2018 w zgromadzeniu organizowanym przez niego pojawiła się grupa osób o odmiennych poglądach, co doprowadziło do agresywnych zachowań uczestników zgromadzenia wobec tych osób. W związku z eskalacją agresywnych zachowań polegających na przepychaniu, szarpaniu, wyrywaniu megafonów przez uczestników zgromadzenia wobec osób niebiorących w nim udziału, organizator został poproszony przez przedstawiciela organu gminy o zaprzestanie tego rodzaju zachowań, ze względu na zagrożenia zdrowia i życia ludzi. Mimo pouczenia organizatora, wystąpiły kolejne przypadki ataku uczestników zgromadzenia na osoby niebiorące w nim udziału. W związku z dalszymi przypadkami zagrożenia dla zdrowia i życia ludzi, a także utraty pokojowego charakteru zgromadzenia rozwiązano to zgromadzenie - przypominają policjanci.
Prezydent przypomina też incydent z manifestacji z listopada 2015 roku, kiedy to spalona została kukła Żyda. Podpalacz – ten sam Piotr Rybak został za to skazany na to za karę więzienia.
Wrocław: Spalił kukłę Żyda, idzie do więzienia
Właśnie na podstawie tej opinii policji, Dutkiewicz zabronił organizacji marszu. - Przebieg zgromadzenia mógłby wyczerpać znamiona przestępstw takich jak znieważenie osób, nawoływanie do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych i wyznaniowych oraz udziału w marszu osób posiadających przy sobie wyroby pirotechniczne i inne niebezpieczne materiały i narzędzia - czytamy w decyzji.
- Odwołujemy się. Nikt i nic nas nie zatrzyma. 11 listopada widzimy się o 17 pod Dworcem PKP - zareagował na decyzję ratusza Jacek Międlar. - Nikt i nic nas nie zatrzyma! Nawet jak marsz zostanie zdelegalizowany, a mnie i innych zaangażowanych przy organizacji marszu wsadzą na dołek, marsz i tak przejdzie ulicami Wrocławia! Nikt nam nie zabroni świętować 100. rocznicy odzyskania niepodległości - powiedział Międlar jednemu z prawicowych portali.
- To skandal, co w tej chwili robi Dutkiewicz. Dlaczego dziesięć lat temu nie był taki odważny i nie zdelegalizował marszu - mówi nam Piotr Rybak, organizator manifestacji. - Jeżeli te mendy lewackie myślą, że zawładną Wrocławiem, to się grubo mylą - dodaje.
We wtorek wieczorem przy Dworcu Głównym Jacek Międlar i Piotr Rybak w trybie pilnym zwołali konferencję prasową, podczas której Międlar podarł decyzję prezydenta Wrocławia i zapowiedział, że w jutro (środa 7.11) do południa wpłynie wniosek do Sądu Okręgowego we Wrocławiu o unieważnienie decyzji zakazującej marszu. - Gdyby rozstrzygnięcie było niekorzystne i tak marsz się odbędzie - zapowiedział Międlar.
W środę ok. godziny 14 organizator niedzielnego Marszu Niepodległości Piotr Rybak złożył we wrocławskim Sadzie Okręgowym odwołanie od decyzji prezydenta Rafała Dutkiewicza o zakazującej tej manifestacji. Sąd ma 24 godziny żeby odwołanie rozpoznać. Jego z kolei postanowienie będzie można zaskarżyć do Sądu Apelacyjnego, który będzie miał kolejne 24 godziny na zbadanie sprawy. Najpóźniej więc w sobotę o godzinie 14.00 dowiemy się czy niedzielny marsz narodowców będzie legalny czy nie.