Endowal na wyrwańców

Agnieszka Sikora
Ostatnio mój synek pytany co robił w przedszkolu, odpowiedział, że ścigał "wyrwańców". - "Wyrwańców"? - zdziwiłam się i od razu poprosiłam o szczegóły.

Dowiedziałam się, że "wyrwańcy" są dziewczynami, że trzeba polewać ich wodą i że strasznie hałasują. W naszym domu też są "wyrwańcy", siedzą pod stołem. Mój syn bierze wąż, czyli sznurek od szlafroka, i funduje im kąpiel.

Kiedy byłam małą dziewczynką potrafiłam wydzierać się w niebogłosy żądając zwrotu "imigaczy". Rodzice podtykali mi pod nos różne przedmioty, ale żaden z nich nie był "imigaczem". Pewnego dnia "imigacze" przestały mi być potrzebne. Dowiedziałam sie o nich po latach z rodzinnych opowieści. Do dziś nie wiem, co to było.

Takie historie mogą przyprawić rodziców o zawrót głowy. Bo co jeśli "imigacze" to jakiś niebezpieczny sprzęt, a "wyrwańcy" to podejrzany woźny z przedszkola? Może dziecko ma problem z akceptacją siebie? Nie szukałabym takich głębokich podtekstów. Myślę, że mój syn ma wyobraźnię, z której korzysta w fantastycznie dziecinny sposób. Kiedy pytam go co narysował, odpowiada, że "endowala". - To jest specjalna maszyna do "ciemieniowania"- odpowiada na pytanie. - A co to jest "ciemieniowanie"? - Jak to co? Jest potrzebne do ścigania "wyrwańców".

Wróć na i.pl Portal i.pl