Jak odkryć artystę, który za kilka lat stanie się ikoną młodej sztuki? Jak go rozpoznać w tłumie innych artystów? Ma Pani na to swój przepis?
Na pewno istotne jest to, czy artysta już na etapie studiów na Akademii Sztuk Pięknych w jakiś sposób się wyróżnił. Czy na przykład jego praca dyplomowa została zauważona i nagrodzona. Jednak równie ważne jest, by artysta miał coś oryginalnego i niepowtarzalnego do powiedzenia – żeby jego twórczość była wyjątkowa. Taka unikalność daje nadzieję, że w przyszłości będzie tworzył dzieła jedyne w swoim rodzaju. Trzeba jednak pamiętać, że młodzi artyści to młodzi ludzie, których droga twórcza splata się z ich życiem osobistym. Okres po ukończeniu studiów to czas poszukiwań – zarówno artystycznych, jak i życiowych. Wiele może się w tym czasie wydarzyć. Jeśli jednak widać, że artysta jest konsekwentny, pracowity i już wypracował swój własny styl, a do tego został zauważony w konkursach dla studentów, warto zwrócić na niego uwagę. Ostatecznie jednak najważniejsze jest nasze własne wyczucie – tak jak w każdym innym przypadku, gdy inwestujemy w czyjś talent.
Czy dzisiaj artysta potrzebuje bardziej talentu, czy może jednak umiejętności promocji i marketingu?
Absolutnie talent jest najważniejszy. Nawet jeśli ktoś jest świetnym marketingowcem, potrafi doskonale się promować i prowadzić media społecznościowe – a wśród młodego pokolenia jest takich osób coraz więcej – to na dłuższą metę to nie wystarczy. Podstawą jest talent, a zaraz za nim pracowitość. Dopiero potem istotne stają się strategie związane z budowaniem wizerunku, marketing czy umiejętność współpracy z agentem albo galerią, która może wspierać rozwój kariery artysty.
Dlaczego więc bywa tak, że utalentowani artyści pozostają nieznani?
Są artyści, którzy doskonale malują, rzeźbią czy tworzą inne dzieła, ale ich twórczość jest nieznana, ponieważ brakuje im właśnie tych umiejętności: budowania relacji z ludźmi, tworzenia wizerunku, posiadania „żyłki marketingowej”. Nie mówię, że to najważniejsze, ale bez tego trudno przebić się na rynek. To trochę jak z produktami – choć oczywiście nie chcę porównywać dzieł sztuki do towaru – jakość jest najważniejsza, ale reklama jest dźwignią handlu. Zdarza się, że artyści odkrywani są dopiero w średnim lub wręcz późnym wieku. Ich talent przez długi czas pozostaje niezauważony, bo artyści to często osoby bardzo wrażliwe, niekoniecznie posiadające umiejętności sprzedażowe czy promocyjne. Tego zresztą od nich nie oczekujemy – oni mają tworzyć, a nie sprzedawać. Jeśli jednak artysta ma trochę szczęścia lub potrafi budować relacje, może nawiązać kontakt z odpowiednią galerią czy managerem, którzy wezmą na siebie organizację wystaw czy promocję.
Albo taki artysta może trafić na wydarzenie Artshow, które Pani organizuje. Czym jest Artshow?
Może zacznę od nawiązania do kwestii spotykania właściwych osób we właściwym miejscu. Na Artshow przychodzi wielu właścicieli galerii oraz osoby zajmujące się promocją artystów. Spacerują, rozmawiają, oglądają prace – i bardzo często odkrywają nowy talent. Nawiązują relacje z artystą, który ich zainspirował i w którym dostrzegają potencjał. Jeśli wszystko dobrze się ułoży, zaczynają współpracę, a wtedy artysta nie musi już martwić się o sprzedawanie swoich prac, prowadzenie mediów społecznościowych czy budowanie wizerunku. Tę rolę przejmuje ktoś inny – na przykład agent lub właściciel galerii. Na Artshow takie sytuacje zdarzają się naprawdę często. Cieszy mnie, kiedy artyści później opowiadają, że właśnie na Artshow poznali osobę, która teraz organizuje im wystawy, i że dzięki temu ich życie zawodowe całkowicie się zmieniło. To ogromna satysfakcja, bo właśnie o to chodzi w Artshow – o nawiązywanie relacji. Z jednej strony, są to relacje między twórcą a odbiorcą.
Skąd w ogóle taki pomysł? Czy jest to wydarzenie znane na świecie?
Artshow to mój autorski pomysł. Nie znam podobnego wydarzenia na świecie, które łączyłoby tak wiele elementów. Oczywiście są wystawy i targi sztuki, ale Artshow to coś więcej. Wydarzenie to powstało z moich wieloletnich doświadczeń – zarówno z wykształcenia (jestem historyczką sztuki po Uniwersytecie Warszawskim), jak i z pracy w mediach, gdzie nauczyłam się komunikowania i docierania do szerokiej publiczności. Wcześniej współtworzyłam Targi Sztuki Dostępnej, które były nieco podobne, choć różniły się formułą – miały limit cenowy, nic nie mogło kosztować więcej niż 5000 zł. To było kilka lat temu, a od tamtej pory sytuacja w Polsce się zmieniła – ludzie oswoili się ze sztuką współczesną, dlatego teraz takiego limitu już nie wprowadzam. Mimo to prace prezentowane na Artshow są w przystępnych cenach. W ciągu dwóch dni w jednym miejscu spotyka się wielu artystów z całej Polski, reprezentujących różne pokolenia – od bardzo młodych, po dojrzałych twórców. Z drugiej strony, przychodzi bardzo zróżnicowana publiczność, to tysiące odwiedzających, którzy chcą zobaczyć możliwie jak najwięcej współczesnej sztuki. Co więcej, znakiem rozpoznawczym Artshow jest możliwość porozmawiania z artystami – większość z nich jest obecna na miejscu, chętnie rozmawia i opowiada o swojej twórczości. Atmosfera jest luźna, nikt się nie spina, nikt nie czuje onieśmielenia.
No i są dodatkowe atrakcje, jak na przykład warsztaty dla odwiedzających.
Tak, organizujemy warsztaty artystyczne i twórcze dla odwiedzających, a także pokazy, podczas których artyści zdradzają tajniki swojej pracy. Mamy też wykłady ekspertów – prowadzone są w sposób przystępny i poruszają podstawowe zagadnienia ze świata sztuki. Wybieram wykładowców, którzy potrafią jasno i ciekawie przekazywać wiedzę, unikając hermetycznego języka.
Jak wybiera Pani artystów?
Pierwszym krokiem jest analiza ich zgłoszeń – czytam biogramy, sprawdzam osiągnięcia, jakie mają wykształcenie, pod czyim kierunkiem studiowali. Te twarde fakty są istotne, bo dają podstawowe informacje o artystycznej drodze twórcy. Ważne jest, czy artysta uczestniczył w wystawach – czy były to wystawy indywidualne, które zawsze mają większe znaczenie niż zbiorowe, i czy odbywały się w renomowanych galeriach. Istotne są również zdobyte nagrody i ich prestiż. Jednak nie chodzi tylko o suche fakty. Drugim, równie ważnym kryterium jest oryginalność i unikalność. Szukamy artystów, którzy mają swoją wyraźną tożsamość twórczą, których prace są autentyczne i niepowtarzalne. Styl nie ma tu znaczenia – przyjmujemy zarówno twórców realistycznych i hiperrealistycznych, jak i tych zajmujących się abstrakcją geometryczną, surrealizmem czy realizmem magicznym. Liczy się to, czy w ich sztuce widać autentyczność. Ja bardzo nie lubię naśladowców – osób, które kopiują prace artystów, którym się powiodło. Dla mnie to jak podróbki, które są powszechne w świecie mody, a których równie mocno nie toleruję w sztuce. Oczywiście artyści zawsze inspirowali się innymi – to naturalne i od wieków stanowi część procesu twórczego. Jednak prawdziwa inspiracja polega na przekształceniu tych wpływów w coś własnego, a nie na prostym naśladownictwie. Chodzi o to, by twórca wyraził siebie w unikalny sposób, a nie powielał cudze pomysły. Trzecim kryterium, które jest dla mnie istotne, jest sprawność warsztatowa. Ważne, by artysta miał solidne podstawy techniczne – czy potrafi dobrze malować, rzeźbić, czy opanował techniki, których uczy się na akademiach sztuk pięknych. Niemniej jednak, znam wielu interesujących twórców, którzy nie skończyli studiów artystycznych. Byli samoukami, czasami nawet pracowali w korporacjach, ale w pewnym momencie postanowili odmienić swoje życie i poświęcić się twórczości artystycznej. Jest jeszcze jedno kryterium wyboru, o którym powinnam powiedzieć chyba na początku, ale wydawało mi się oczywiste. Chodzi o to coś, czego nie da się zmierzyć. Coś ulotnego. Czy widząc obraz albo rzeźbę czuję, że artysta ma mi coś ciekawego do przekazania? Czy ten obiekt budzi we mnie jako odbiorcy jakieś emocje? Czy mnie skłania do jakiejś refleksji? Nawet nie musi być to praca „zaangażowana” społecznie, holistycznie czy ekologicznie. Może mnie po prostu zachwycić.
A zatem kieruje się Pani też intuicją.
Intuicja jest ważna. Dobra sztuka to taka, która coś w nas porusza, która mówi do nas językiem idei, emocji i myśli. Tacy artyści mają coś do powiedzenia światu – a ich prace są medium, przez które to wyrażają.
Dlaczego warto pójść na Artshow, nawet jeśli nie planujemy nic kupić?
Jeśli dopiero zaczynamy swoją przygodę ze sztuką, najważniejsze jest oglądanie jak największej liczby prac na żywo, a nie tylko w internecie. Internet, Instagram – to wszystko pomaga, ale nic nie zastąpi bezpośredniego kontaktu z dziełem. Obcowanie ze sztuką pozwala wyrobić w sobie prawdziwą wrażliwość i zrozumienie. Ludzie często mówią: „Nie znam się na sztuce”. A ja odpowiadam: „To się poznaj!”. Sposobem na to jest właśnie częste oglądanie i doświadczanie sztuki – Artshow to idealne miejsce, by zacząć.
W co inwestować? Czy pierwsze dzieło w kolekcji oznacza zwykle miłość od pierwszego wejrzenia?
Najczęściej dokładnie tak to wygląda. Pierwsze dzieło, które kupujemy, to zwykle coś, co sprawiło, że nasze serce zabiło mocniej – jak miłość od pierwszego wejrzenia. Wyobraźmy sobie, że spacerujemy po Artshow, gdzie prezentowane są setki, a może nawet tysiące obrazów, rzeźb, grafik, fotografii, akwarel czy rysunków. W tym ogromie prac nagle dostrzegamy coś, co przykuwa naszą uwagę. I to jest właśnie to – moment, od którego wszystko się zaczyna. Powiem więcej: pierwsze dzieło w kolekcji zawsze powinno być wyborem serca. Im więcej obcujemy ze sztuką – na żywo, a nie tylko w internecie – tym bardziej nasza wrażliwość się rozwija. Czasem, po latach, patrzymy na nasze pierwsze zakupy i zastanawiamy się: „Jak mogłem/mogłam wybrać ten obraz?”. Ale to naturalne, bo jako ludzie stale się zmieniamy, a wraz z nami nasze gusta i preferencje. Jeśli sztuka stanie się częścią naszego stylu życia – będziemy regularnie odwiedzać galerie, uczestniczyć w Artshow – nasz odbiór sztuki będzie ewoluował. To proces, w którym wciąż odkrywamy coś nowego.
Jakie pułapki czyhają na osoby, które wchodzą w świat sztuki współczesnej? Jakie błędy najczęściej popełniają nowicjusze?
Najczęstszym błędem jest zbyt kosztowny pierwszy zakup. Warto zaczynać od rzeczy bardziej przystępnych – nie musimy od razu wydawać ogromnych sum, które nadszarpną nasz budżet. Świetnym wyborem na początek są mniejsze formaty, prace na papierze, grafiki warsztatowe czy fotografia artystyczna. Takie podejście pozwala obniżyć próg ryzyka, zwłaszcza jeśli czujemy, że dopiero uczymy się tego świata. Dobrym pomysłem jest także inwestycja w młodych artystów, na przykład studentów czy świeżo upieczonych absolwentów Akademii Sztuk Pięknych. Ich prace są zwykle tańsze, a ryzyko finansowe – mniejsze. Oczywiście, jeśli coś absolutnie nas zachwyci, warto czasem stracić głowę – to też piękny aspekt kolekcjonowania sztuki. Jednak wchodzenie w ten świat stopniowo, z rozwagą, pozwala lepiej się w nim odnaleźć. Jeśli chodzi o inwestowanie w sztukę, warto stosować zasadę dywersyfikacji, podobnie jak w przypadku innych dóbr. Powinniśmy mieć w kolekcji zarówno prace młodych artystów, jak i twórców z ugruntowaną pozycją na rynku. Ci drudzy dają większą pewność co do trwałości inwestycji, bo ich kariera już się rozwinęła, a oni sami zdobyli uznanie. Z kolei młoda sztuka, choć ekscytująca, niesie większe ryzyko – młodzi artyści wciąż poszukują swojego stylu, a ich droga artystyczna może zmienić kierunek. Dlatego warto balansować między tym, co bezpieczne, a tym, co nowe i ryzykowne.
Była Pani pewnie nieraz świadkiem sytuacji, kiedy ludzie kupowali dzieło sztuki po raz pierwszy. Jakie emocje im towarzyszą?
Kiedy ktoś kupuje dzieło sztuki, to najczęściej wybiera coś, co naprawdę mu się podoba. Rzadko zdarza się, by decyzja była podyktowana jedynie względami inwestycyjnymi lub sugestią innych osób. Nawet najwięksi kolekcjonerzy, którzy traktują sztukę jako inwestycję, wybierają prace, które ich poruszają i wzbudzają dobre emocje. Kupowanie sztuki to decyzja serca, a nie portfela. To ważne, bo dzieło sztuki, która nas zachwyca, staje się mieszkańcem naszego domu i częścią naszego życia.
Czy każdy może zostać kolekcjonerem? Jakie cechy charakteru lub nawyki pomagają w budowaniu wartościowej kolekcji?
Każdy może zostać kolekcjonerem, o ile ma jakiekolwiek nadwyżki finansowe. Sztuka nie znajduje się na szczycie piramidy potrzeb – teoretycznie można bez niej żyć. Jednak jeśli mamy środki na coś, co nie jest niezbędne do codziennej egzystencji, to mamy wybór: możemy kupić designerską torebkę, pojechać na wakacje albo zainwestować w dzieło sztuki. Co więcej, kolekcja nie musi składać się z obrazów olejnych, akrylowych czy rzeźb z brązu – może to być kolekcja fotografii artystycznej, akwareli, rysunków. Takie formy są zwykle tańsze, więc wbrew pozorom nie trzeba być bardzo zamożnym, by zacząć budować domową kolekcję. A jaka cecha kolekcjonera jest tu najważniejsza? Przede wszystkim chęć nauki. Aby stworzyć wartościową kolekcję, trzeba mieć otwartość i gotowość do zdobywania wiedzy. Należy czytać, sprawdzać, szukać obiektów i dowiadywać się więcej o artystach, których prace kupujemy. To proces etapowy. Każda decyzja powinna być świadoma. Jeśli jednak ktoś nie ma czasu lub głowy, by samodzielnie zgłębiać świat sztuki, może skorzystać z pomocy specjalisty – art advisora, czyli doradcy sztuki. To trochę jak z architektem wnętrz: jeśli nie mamy czasu na projektowanie i wykańczanie mieszkania, wynajmujemy fachowca. Podobnie art advisor doradza, co warto kupić, wskazuje kierunki, ale nigdy nie narzuca swojej wizji. Dobry doradca zostawia klientowi przestrzeń na subiektywne wybory i decyzje zakupowe, jednocześnie pomagając w poruszaniu się po świecie sztuki.
Kim są polscy kolekcjonerzy i czym różnią się od tych z Zachodu?
Na pewno warto wspomnieć o kolekcji Marka Roeflera, zbiorach Wojciecha Fibaka czy kolekcji rodziny Staraków. To osoby, których kolekcje są istotne, ale takich przykładów w Polsce jest stosunkowo niewiele. Wartość polskich kolekcji jest oczywiście mniejsza niż tych tworzonych przez kolekcjonerów w Stanach Zjednoczonych czy innych krajach o bardziej rozwiniętym rynku sztuki. Ale warto zaznaczyć, że Polska zajmuje obecnie 15. miejsce na świecie pod względem obrotów na rynku aukcyjnym – to bardzo imponujące. W ostatnich latach sytuacja uległa znaczącej zmianie. W krajach zachodnich rynek sztuki przechodzi obecnie kryzys, obroty spadają, a u nas sytuacja wygląda znacznie lepiej. Polacy coraz bardziej przekonują się do sztuki. Dowodem na to jest chociażby ogromne zainteresowanie Artshow czy niedawno otwartym Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie.
Ludzie ustawiali się w długich kolejkach, by tam wejść!
Sama stałam na mrozie dobre pół godziny, ale moje serce rosło, widząc te tłumy. Polacy chcą obcować ze sztuką, nawet jeśli wiedzą, że w Muzeum Sztuki Nowoczesnej pokazywanych jest tylko siedem czy osiem obiektów. To pokazuje, że sztuka staje się dla nas ważna – i to jest wspaniałe.
