Dla większości z ponad 50 000 osób, które ustawiły się na linii startu w Greenwich, pokonanie dystansu maratońskiego było wystarczająco trudnym zadaniem. Tom Gilbey postanowił, że jeszcze sobie utrudni. Trasa London Marathon liczy 26,2 mili, zatem Anglik aż 25-krotnie degustował i rozkoszował się kieliszkiem winka, a po minięciu linii mety skosztował… szampanika.
Jeszcze przez pierwsze kilometry 52-letni Tom Gilbey jakoś sobie radził, ale z każdym kolejnym było już niestety coraz gorzej… Ambitny miłośnik wina ukończył Maraton Londyński w czasie 4 godzin, 41 minut i 12 sekund. I na mecie był… trzeźwy. Co nie dziwi, biorą pod uwagę fakt, że pił małymi łyczkami, a czasami w ogóle nie połykał napoju bogów.
- Gdy winko był dobre - połykałem, a złe - wypluwałem. Kryzys miałem w okolicach Isle of Dogs, kiedy wina nie były jakościowe - powiedział BBC News Tom Gilbey

Na trasę 44. edycji imprezy ruszył z dwoma kieliszkami za pazuchą, identyfikując po pierwszej mili burgundzkie pinot noir z 2018 roku. Pomysłodawcą nietypowego przemierzania maratonu był syn, 26-letni Freddie, który jest także menedżerem ds. marketingu w firmie Gilbeya seniora, zajmującej się winiarstwem.
A cel był szczytny - otóż chodziło o zbiórkę 2000 funtów dla organizacji charytatywnej Sobell House Hospice Charity w Oksfordzie, która opiekowała się matką Toma - Caroline w ostatnich tygodniach jej życia. Na razie udało się zebrać już ponad 51 000 funtów…
">
Pomimo swojego osiągnięcia, Tom Gilbey nie planuje wziąć udziału w słynnym francuskim Marathon du Medoc - corocznym biegu odbywającym się we wrześniu, który wiedzie przez rozległe winnice regionu Gironde i przewiduje 23 przystanki na degustację wina...
">
A tak swoją drogą, ciekawe, na czym skończyłoby się popijanie whisky na maratonie w Edynburgu, szampana w Paryżu, wódki w Moskwie czy sake w Tokio...
