Główna Inspekcja Transportu Drogowego
Wszystkie obecnie działające na terenie kraju stacjonarne urządzenia rejestrujące są pod nadzorem i kontrolą Głównej Inspekcji Transportu Drogowego. GITD została powołana w 2001 roku. Jednym z jej zadań jest wystawianie mandatów za wykroczenia zarejestrowane przez jej urządzenia. Kiedy 1 stycznia 2016 roku odebrano strażom gminnym i miejskim prawo do używania fotoradarów (zarówno stacjonarnych jak i przenośnych) wydawało się, że urządzenia te trafią pod skrzydła GITD. Tak się jednak nie stało, bo ustawa tego nie przewidziała. Poza tym GITD korzysta z systemu CANARD, a urządzenia straż miejskich i gminnych nie były z nim kompatybilne. Na zsynchronizowanie ich z systemem CANARD zwyczajnie nie było pieniędzy.
Obecnie GITD nadzoruje ponad 400 urządzeń, w tym do odcinkowego pomiaru prędkości i te rejestrujące przejechanie na czerwonym świetle.
motofakty.pl/x-news
Fotoradary stacjonarne
Wszystkie fotoradary na polskich drogach muszą być oznaczone. Kilkaset metrów przed miejscem pomiaru znajduje się znak D-51. Maszt fotoradaru musi być żółty, żeby był widoczny z daleka. Jeśli konstrukcja masztu na to pozwala, to fotoradar może wykonać także zdjęcie tyłu samochodu. Obecnie fotoradary mają zaprogramowaną tolerancję 10km/h. Przekroczenie prędkości o 10km/h i mniejsze nie są rejestrowane.
Inaczej sytuacja wygląda w przypadku łapania kierowców przejeżdżających na czerwonym świetle. Urządzenia te niekoniecznie muszą być oznakowane. Kierowca może więc nie wiedzieć, że one w ogóle tam są.
Odcinkowy pomiar prędkości
W 2015 roku uruchomiono pierwsze odcinkowe pomiary prędkości. Po przejściu próby, montowano kolejne. Obecnie na terenie kraju jest blisko 30 lokalizacji wyposażonych w nie. Tak samo jak w przypadku zwykłych fotoradarów, oznaczone są one znakiem D-51 uzupełnionym o informację, jak długi jest mierzony odcinek. I tak samo mają ustawioną tolerancję 10km/h.
Policja nadal łapie
Rosnąca liczba urządzeń nie oznacza, że łapaniem piratów drogowych nie zajmują się już policjanci. Wciąż można natrafić na stojących na poboczu funkcjonariuszy wyposażonych w ręczne fotoradary.
Największą zmorą kierowców są jednak nieoznakowane radiowozy wyposażone w wideorejestratory. Nie pomaga nawet internet, gdzie można znaleźć listę (niektórych rzecz jasna) numerów rejestracyjnych i modeli samochodów, którymi poruszają się policjanci. Podczas jazdy mało kto skupia się na tablicy czy marce jadącego za nami samochodu. Zazwyczaj kierowcy orientują się za późno i są zatrzymywani przez funkcjonariuszy.
Wątpliwości prawne
Każda forma łapania piratów drogowych budzi pewne wątpliwości prawne i kierowcy często próbują szukać sposobu na wymiganie się od płacenia grzywny. Pierwszym przykładem jest formularz, który GITD wysyła do właściciela samochodu, którym popełniono wykroczenie. Formularz jest bowiem... bezprawny. Trybunał Konstyucyjny uznał, że rozporządzenie o gromadzeniu i udostępnianiu danych osobowych jest niezgodne z ustawą zasadniczą.
Drugą sytuacją jest przekroczenie linii P-14, które już bywa kwalifikowane jako przejechanie na czerwonym świetle. A linia P-14 to znak poziomy oznaczający linię warunkowego zatrzymania, a nie „bezwzględnego zatrzymania”. Przekroczenie jej nie jest w żadnym stopniu wykroczeniem.
Kierowcy często narzekają na pomiary dokonane fotoradarami typu Iskra-1 oraz UltraLyte LTI 20-20. Urządzenia te nie spełniają wymogów stawianych przez Ministerstwo Sprawiedliwości. Przede wszystkim nie rejestrują one wykroczenia. W przypadku sprawy w sądzie, nie może on więc być dowodem winy kierowcy. W tej sytuacji mamy tylko zeznania policjanta, czyli słowo przeciwko słowu.
Nawet wideorejstratory nie są idealne. Może nie wszyscy o tym wiedzą, ale prędkość, która wyświetla się na monitorze to prędkość... radiowozu, a nie samochodu z przodu. Aby pomiar był w miarę dokładny, policjanci muszą przez jakiś czas jechać z identyczną prędkością co kierowca przed nimi. Niestety daje to spore pole do nadużyć.