Rząd Emmanuela Macrona niechętnie przyłącza się do zachodnich sojuszników w dostarczaniu czołgów na Ukrainę, podały francuskie źródła dyplomatyczne.
Argumentuje to tym, że nie jest to rywalizacja w dostawach, a problemy logistyczne i konserwacyjne zmniejszyłyby skuteczność wojskową.
Tylko opancerzone pojazdy bojowe
Francja jak dotąd zgodziła się wysłać opancerzone pojazdy bojowe AMX-10 RC, ale nie zdecydowała się na wysłanie czołgów Leclerc.
Paryż argumentuje, że w przeciwieństwie do niemieckich czołgów Leopard, które są wszechobecne w Europie, dostępnych jest ich aż 2000, Leclerców jest tylko około 200. Nie są też już produkowane. - Nie mówię, że to się nie stanie, ale nie sądzę, by miało to duże znaczenie. To nie jest konkurs dostaw – powiedziało Reuterowi jedno ze źródeł dyplomatycznych.
- Prezydent Zełenski nie powiedział, że potrzebuje czołgów Leclerc. Dla każdej armii posiadanie 10 różnych typów czołgów w swoich siłach stworzyłoby prawie nierozwiązywalne problemy logistyczne – mówił AFP inny dyplomata.
Kiedy USA i Niemcy zgodziły się ustąpić żądaniom Kijowa i wysłać 31 czołgów M1 Abrams, 14 czołgów Leopard 2 oraz zezwolić sojusznikom na wysłanie własnych dostaw, umowę okrzyknięta potencjalnym przełomem w konflikcie.
Leclerc jest trudny w utrzymaniu
Tymczasem Francja twierdzi, że ich czołg jest trudny w utrzymaniu, co utrudnia stworzenie łańcucha logistycznego na Ukrainie. Ponadto Paryż byłby w stanie zapewnić tylko niewielką liczbę, przez co ich wartość byłaby ograniczona, biorąc pod uwagę koszty utrzymania i szkolenia.
Rząd zapowiedział, że wkrótce podejmie decyzję, czy dołączyć do zachodnich sojuszników w wysyłaniu czołgów, ale na razie ograniczył dostawy do bojowych wozów piechoty AMX-10 RC.

dś