Spis treści
Czym jest głosowanie z zaświadczeniem?
Portal wPolityce.pl znacznie głębiej pochylił się nad problemem głosowania z zaświadczeniem. Jest to dokument, który uprawnia do oddania głosu w dowolnym lokalu w kraju. W rozmowie z serwisem głos zabrał jeden z członków komisji wyborczej.
"Pobranie przez wyborcę zaświadczenia umożliwiającego głosowanie w dowolnym lokalu wyborczym powoduje, że zostaje on wykreślony z listy wyborców swojego miejsca zamieszkania" - tłumaczy.
Jak dodaje, "w dniu wyborów obywatel posiadający takie zaświadczenie zgłasza się do dowolnego lokalu wyborczego, gdzie komisja wyborcza weryfikuje jego zaświadczenie oraz np. dowód osobisty. Następnie komisja dopisuje dane osobowe głosującego na listę wyborczą i przekazuje karty do głosowania. Ponadto komisja wyborcza zabiera takie zaświadczenie, które staje się załącznikiem do spisu wyborców danego lokalu wyborczego".
Na tym etapie zdaje się, że nie ma prawa dojść do żadnych uchybień, tymczasem w rzeczywistości jest zupełnie inaczej.
Problem z weryfikacją zaświadczenia
Problem pojawia się jednak w momencie weryfikacji zaświadczenia. Dokument ten należy pozostawić w komisji wyborczej, w której wyborca decyduje się zagłosować. Kłopotem jest jednak fakt, że zaświadczenie łatwo skopiować, co pozwala na teoretyczne oddanie głosu w wielu lokalach wyborczych.
"W sytuacji jeśli nieuczciwy obywatel zrobi 100 identycznych kopii swojego zaświadczenia, to będzie mógł oddać głos w 101 różnych lokalach wyborczych. Członkowie komisji mogą nie być w stanie zweryfikować skutecznie oryginalności takiego zaświadczenia. Nawet jeśli nabiorą podejrzeń i zadzwonią do rejestru danych osobowych w celu weryfikacji głosującego to otrzymają odpowiedź, że owszem ten obywatel może głosować w oparciu o zaświadczenie" - mówi informator portalu wPolityce.pl
Co prawda zaświadczenia posiadają odpowiedni hologram, jednak członkowie komisji mogą nie zwrócić uwagi na ich brak, czego powodów może być wiele. Dodatkowo, trudno o wykrycie oszustwa z uwagi na fakt, że zaświadczenia nie są rejestrowane nigdzie w systemie.
"Takie zaświadczenia po zakończonych wyborach są umieszczane razem z listami wyborców i pakowane w papierowy worek lub karton, a następnie plombowane. PKW nie skanuje, ani nie rejestruje otrzymanych zaświadczeń do wersji elektronicznej. W związku z tym wydaje się, że jest tylko jedyna możliwość weryfikacji, czy w systemie wyborczym nie pojawił się oszust – otwieranie worków wyciąganie zaświadczeń i analiza ich oryginalności" - dodaje.
Zaznacza też, "że PKW nie ma wiedzy, ile sumarycznie poszczególne urzędy w kraju wydały takich zaświadczeń".
Minister cyfryzacji uspokaja
Głos w sprawie zabrał również Janusz Cieszyński. Minister cyfryzacji odniósł się na Twitterze do wiadomości od sympatyków PiS dotyczących wpływu mObywatela/Centralnego Rejestru Wyborców na wynik wyborów.
Cieszyński przypomniał we wpisie, że możliwość pobrania zaświadczenia o prawie do głosowania funkcjonuje od bardzo wielu lat - jest ono papierowe i zabezpieczone hologramem, a obowiązkiem komisji wyborczej jest odebranie go od głosującego i dołączenie do dokumentacji z dnia wyborów.
"Oznacza to, że istnieje możliwość skontrolowania, czy faktycznie te zaświadczenia były pobierane zgodnie z prawem w sposób uniemożliwiający głosowanie więcej niż raz na jedno zaświadczenie. To nie ma nic wspólnego z cyfryzacją, ale warto to doprecyzować" - napisał.
Minister cyfryzacji wyliczył, że suma osób dopisanych i korzystających z zaświadczenia wyniosła w tych wyborach 1,53 mln, co oznacza wzrost względem poprzednich wyborów zaledwie o 60 tysięcy. "Udział głosujących w ten sposób w sumie wydanych kart nieznacznie spadł (frekwencja wzrosła bardziej)" - podkreślił.
Zdaniem Cieszyńskiego rola "turystyki wyborczej" jest mocno przeceniana. "1/3 dopisań do spisu jest w ramach tego samego okręgu wyborczego (np. między dzielnicami Warszawy), a saldo migracji w oczywisty sposób odzwierciedla zjawiska występujące w rzeczywistości, tj. saldo jest mocno dodatnie w kilku okręgach wielkomiejskich, które przyciągają studentów czy osoby, które przeprowadziły się za pracą" - napisał.
"Ponieważ lubię liczby, sprawdziłem też, czy udział zaświadczeń/dopisań miał wpływ na udział głosów na liście PO w okręgu świętokrzyskim na zachęcającego do turystyki Romana Giertycha. Wynik jest jasny - korelacji nie ma, a gminy z dużym udziałem zaświadczeń to Bałtów (park dinozaurów) i dwa sanatoria, a nie gminy graniczące z innymi województwami" - zaznaczył.
Na koniec zaznaczył, iż "wokół ważnych wydarzeń społecznych zawsze kręci się masa dezinformatorów, których celem jest destabilizacja naszego państwa. Nie dajmy im się omamić".
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź Portal i.pl codziennie. Obserwuj i.pl!
źródło: wPolityce / PAP
lena