- Do połowy maja planujemy zwiększyć liczbę bojowników w naszych jednostkach o około 30 tys. – podała służba prasowa Prigożyna w mediach społecznościowych. Według szefa wagnerowców, obecnie udaje się werbować codziennie po 500-800 ludzi. Są to tylko jednak tylko jego słowa, nie poparte żadnymi dowodami czy przez inne źródła.
Wagnerowcy w odwrocie?
Według USA, prywatna firma wojskowa Grupa Wagnera straciła ponad 30 tysięcy najemników (rannych i zabitych) od początku pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę. W ostatnim czasie wpływ Prigożyna na przebieg kampanii wyraźnie zmalał – mówi się wręcz o tym, że biznesmen popadł w niełaskę Kremla. Właściciel wagnerowców wie, że będzie ważny dla Putina tylko wtedy, gdy zapewni dużo mięsa armatniego na wojnę z Ukrainą – stąd zapewne gromkie zapowiedzi o nowych 30 tys. najemników.
Cmentarny spór
Tymczasem kolejnym sygnałem świadczącym o słabnącej pozycji Prigożyna może być problem z… pochówkiem zabitych wagnerowców. Lokalne władze zakazały chowania na cmentarzu w stanicy Bakińskiej (Kraj Krasnodarski) najemników poległych w wojnie z Ukrainą. Jewgienij Prigożyn zagroził szefowi lokalnej administracji, Siergiejowi Biełopolskiemu, że przywiezie mu do domu ciała zabitych.
17 marca służba prasowa Prigożyna opublikowała jego wiadomość audio, w której stwierdził, że szef administracji chciał zakazać pochówku wagnerowców z powodu zainteresowania mediów cmentarzem w stanicy Bakińskiej. Według miejscowych aktywistów, pochowano tam już co najmniej 400 wagnerowców. W sobotę Prigożyn potwierdził, że władze rzeczywiście wprowadziły zakaz nowych pochówków. Mimo to oświadczył, że zaplanowany na niedzielę pogrzeb i tak się odbędzie, a na uroczystość zaprosił dziennikarzy.
