Skład orzekający, czyli sędziowie Marek Chmiela i Piotr Wzorek wyłączyli jawność rozprawy ze względu na to, że jeden z zarzutów dotyczy gwałtu. Oskarżony to szczupły, krótko obcięty mężczyzna w okularach. Przebywa w Areszcie Śledczym przy ul. Smutnej w Łodzi i został doprowadzony przez policjantów w konwoju. Broniący go adwokat Jakub Goździkowski powiedział nam, że oskarżony podczas śledztwa nie przyznał się do winy. Z kolei prokurator Monika Fidos z Prokuratury Rejonowej Łódź – Polesie, która miała odczytać akt oskarżenia, nie ma wątpliwości, że Michał S. jest winny.
Do tragedii doszło 12 stycznia 2017 roku w mieszkaniu w Łodzi na Retkini. Pracownica banku, Joanna W., mieszkała tam samotnie, ponieważ jej małe dzieci przebywały u swoich dziadków w odległej części kraju. Kobieta jako analityk kredytowy pracowała w renomowanym banku. Śledczy twierdzą, że była lubiana wśród kolegów i koleżanek z pracy.
Gdy nazajutrz Joanna W. nie stawiła się w pracy, jej przełożona zadzwoniła do niej, aby dowiedzieć się, co się stało. Jednak telefon pracownicy milczał. W tej sytuacji zaniepokojona przełożona zaalarmowała policjantów i razem z nimi pojechała na Retkinię. Drzwi do mieszkania Joanny W. były zamknięte. Dlatego na pomoc wezwano strażaków, którzy po wyważeniu okna razem ze stróżami prawa weszli do środka.
Widok jak zastali był przerażający. Ciało gospodyni, częściowo okryte kołdrą, leżało pośród rozrzuconej pościeli. Wokół były ślady krwi – na ścianach i na podłodze. Podczas sekcji zwłok biegli ustalili, że kobieta była bita rękami i katowana twardym, nieznanym narzędziem. Ponadto zadano jej ciosy nożem. I właśnie rany kłute szyi stały się przyczyną zgonu. Policjanci porozmawiali z sąsiadami, którzy jednak nie słyszeli ani wołania o pomoc, ani odgłosów awantury. Wszystko wskazuje na to, że właśnie ostra scysja między Joanną W. a obu mężczyznami była przyczyną morderstwa.
Znamienne było to, że mieszkanie nie nosiło śladów plądrowania, co mogło oznaczać, że nie był to napad rabunkowy. Teza ta niebawem potwierdziła się, bowiem policjanci znaleźli portfel denatki z pieniędzmi, kartami do bankomatu i dokumentami. Ponadto zwrócili uwagę na puszki po piwie „Trzy Korony”. Był to strzał w dziesiątkę, bowiem puszki doprowadziły śledczych do sprawców zabójstwa.
Okazało się, że tego typu piwo sprzedawane jest na stacjach benzynowych Statoil. Policjanci udali się na taką stację na Retkini i przejrzeli nagrania z monitoringu. Odnotowali, że feralnego 12 stycznia po godz. 3.30 piwo „Trzy Korony” kupili Michał S. i Łukasz G. Według śledczych byli to właśnie dwaj sprawcy, którzy przed zabójstwem pracowali w Niemczech.
Zobacz też: "Nie spocznę, dopóki nie zobaczę winnych na ławie oskarżonych". T. Komenda zeznawał w prokuraturze