Gol Anrei Prokicia w 88. minucie rzeszowskiej świętej wojny sprawił, że biało-niebiescy, jeśli doliczyć spotkanie Pucharu Polski, wygrali trzeci mecz z kolei. Sześć punktów ligowych z rzędu powiększyło ich całościowy dorobek do 10 „oczek” i pozwoliło wreszcie opuścić strefę spadkową (14. lokata).
Kolejne trzy punkty, cieszymy się, ale liczę, że to dopiero początek lepszych czasów dla nas. To także konkretna dawka pozytywnej energii dla drużyny, która początek sezonu miała przecież daleki od oczekiwań. Co tu gadać, potrzebowaliśmy tego zwycięstwa niczym tlenu
mówił szkoleniowiec stalowców
Mirosław Hajdo, coach „pasiaków”, trzymał fason po wszystkim, komentował wydarzenia spokojnie i w takim też tonie skierował kilka cierpkich słów stronę głównego rozjemcy.
- Gratuluję Stali, ale myślę, że mógłby to być bardziej mecz między Stalą a Resovią, a mniej między sędzią a Resovią. Więcej nie chciałbym komentować - stwierdził trener resoviaków z przekąsem, ale coś niecoś o derbach jeszcze powiedział.
Pierwszy gol dla Stali nie miał prawa paść. Piłka została miękko wrzucona w miejsce, w którym stał obrońca. Czerwona kartka dla Radka Adamskiego to skutek nieodpowiedzialnego zachowania. Kapitan zespołu nie powinien dopuszczać do takich sytuacji
opisywał trener Resovii
Szkoleniowiec „pasiaków” wyjaśnił także brak w grze Macieja Górskiego, który trzy dni przed derbami zagrał w I połowie meczu pucharowego z Chojniczanką (3:2). W tym czasie zdobył dwie bramki.
- Nie ma tu żadnej tajemnicy. Maciek ma kontuzję. Wystawienie go do gry groziłoby jej pogłębieniem i długą rehabilitacją - dodał Mirosław Hajdo.
W Stali niespełna pół godziny gry zaliczył, będący w wysokiej formie, Szymon Łyczko.
Kontuzja była bolesna, doszło do stłuczenia mięśnia, ale nie powinno to wyłączyć Szymona na dłużej z gry. Wszedł Wiktor Kłos, dograł na jeden do zera. Widać, że rywalizacja dobrze robi piłkarzom
oceniał trener Stali
Resovia w osłabieniu poczynała sobie całkiem, całkiem; wyrównała po pięknym uderzeniu Radosława Kanacha, a mogło być jeszcze lepiej. - Dlaczego nie trafiłem - zastanawiał się Kamil Miazek, zawodnik „pasiaków”, który miał okazję przy wyniku 1:1. - Byłem blisko bramki, ale to była trochę sytuacyjna piłka. Strzeliłem w górę, nad bramkarzem, a powinienem uderzyć do dołu. Wtedy mogłoby wpaść.
Pomocnik resoviaków żałował okazji, ale...
Szkoda meczu, punktów, ale z tego meczu też można zaczerpnąć jakieś pozytywy. Nie zagraliśmy słabo, remis byłby sprawiedliwy. Potrafiliśmy walczyć w dziesiątkę, były okazje na drugiego gola. Przegrana nas nie złamie. Wierzę, że pogramy w tym sezonie o coś więcej niż o utrzymanie
podkreślił Kamil Miazek.
