Faktycznie, rady nadzorcze miejskich spółek to maszynki do zarabiania pieniędzy. We Wrocławiu szefowie tych rad dostają niemal 3,5 tys. zł brutto miesięcznie, zaś pozostali członkowie nieco ponad 3 tys. zł. Nieco inaczej jest w spółkach kontrolowanych przez urząd marszałkowski. Bez względu na pełnione funkcje w radzie na konta co miesiąc wpływa 1,5 tys. zł brutto.
Ile do pensji może dorobić sobie urzędnik? To zależy od tego, w ilu radach zasiada. Na przykład wiceprezydent Wrocławia Adam Grehl w ubiegłym roku udzielał się w dwóch radach, za co zainkasował łącznie ponad 80 tys. zł. Dodajmy, że za pracę w magistracie otrzymał on w 2011 r. ponad 227 tys. zł. Skarbnik miejski Marcin Urban zasiadał w radach Wrocławskiego Centrum SPA oraz MPWiK - dostał za to ponad 35 tys. zł, zaś jego roczne wynagrodzenie w ratuszu wyniosło ponad 234 tys. zł.
We Wrocławiu do rady spółki Spartan, która w przyszłym roku pójdzie pod młotek, bo będzie prywatyzowana, oddelegowano nawet Pawła Czumę, rzecznika prasowego magistratu. - Jestem prawnikiem i mam wszystkie wymagane uprawnienia - zapewnił nas Czuma.
A może urzędnicy za pracę w radach nie powinni brać pieniędzy? Grzegorz Roman, pełnomocnik prezydenta Wrocławia ds. transportu aglomeracyjnego i szef rady w MPK, przekonuje, że do pracy za darmo nie byłoby chętnych. - Trzeba też pamiętać, że za nietrafione decyzje rady odpowiadamy swoim majątkiem - zaznacza Roman.
Piętnastu pracowników urzędu marszałkowskiego zasiada w radach nadzorczych spółek. Jarosław Maroszek, dyrektor departamentu polityki zdrowotnej, jest wiceszefem spółki Nowy Szpital Wojewódzki (placówka powstaje na wrocławskich Stabłowicach). Przewodniczącą tej rady jest skarbnik województwa Elżbieta Berezowska. W Kolejach Dolnośląskich radą kieruje Zofia Bożena Przygoda, zastępca dyrektora wydziału restrukturyzacji ochrony zdrowia, a członkiem jest tam Wiktor Lubieniecki, dyrektor departamentu infrastruktury. Wszyscy miesięcznie otrzymują 1500 zł brutto.
Lepiej powodzi się urzędnikom z wrocławskiego ratusza. Jarosław Broda, dyrektor wydziału kultury w magistracie, dorobił sobie w ubiegłym roku prawie 36 tys. zł. Zasiada w radzie Towarzystwa Budownictwa Społecznego. Regina Danek, dyrektor wydziału nabywania i sprzedaży nieruchomości, w swoim oświadczeniu majątkowym wykazała ponad 40 tys. zł z pracy w radzie TBS. Ich pensje w ratuszu nie są tajemnicą. Broda zarobił w całym 2011 r. ponad 149 tys. zł, zaś Danek - ponad 163 tys. zł.
W radach miejskich spółek we Wrocławiu od urzędników aż się roi. W radzie nadzorczej Spartana oprócz Pawła Czumy, rzecznika prasowego, znajdujemy Pawła Romaszkana, szefa biura promocji miasta. W radzie Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji - Włodzimierza Patalasa, sekretarza miasta, a także Zbigniewa Komara, zastępcę dyrektora departamentu infrastruktury i gospodarki, oraz Jacka Barskiego, dyrektora departamentu architektury i rozwoju.
Szefem rady w Miejskim Przedsiębiorstwie Komunikacyjnym jest Grzegorz Roman, pełnomocnik prezydenta Wrocławia ds. transportu aglomeracyjnego, w spółce zarządzającej lotniskiem - wiceprezydent Wojciech Adamski (zastąpił on w ubiegłym roku byłego wiceprezydenta i obecnego senatora Jarosława Obremskiego).
W radzie spółki Wrocławskie Inwestycje mamy wiceprezydenta Macieja Bluja, a do rady spółki Wrocław 2012 do niedawna oddelegowany był Michał Janicki (zwolniony na początku października ze stanowiska wiceprezydenta).
Nadal zasiadają w tej radzie Elżbieta Urbanek, dyrektor departamentu infrastruktury i gospodarki w urzędzie miasta, oraz Piotr Paś, dyrektor Zarządu Zasobu Komunalnego.
Zresztą urzędnicy na brak dodatkowego zajęcia i dodatkowych pieniędzy narzekać nie będą. Jeśli nawet zniknie jedna ze spółek (jak np. Spartan), to pojawi się zaraz jakaś inna - choćby Ekosystem, który zająć ma się gminnymi śmieciami.
O tym, że posada w radzie nadzorczej miejskiej spółki jest intratna, nikogo przekonywać nie trzeba. Wiceprezydent Wojciech Adamski w ubiegłym roku zainkasował ponad 40 tys. zł za pracę w radzie wrocławskiego parku wodnego. Teraz już go tam nie ma. Przewodniczącym został Jacek Dżedzyk, dyrektor wydziału prawnego urzędu miasta we Wrocławiu.
Jak wygląda sytuacja w innych miastach Dolnego Śląska? Negatywnym przykładem był do niedawna Wałbrzych, ale po tym, jak prezydentem został Roman Szełemej, wszystkie rady nadzorcze i zarządy tamtejszych spółek zostały wymienione.
Z jednym wyjątkiem. Nie zmienił się reprezentant gminy Wałbrzych w radzie nadzorczej Invest-Parku. Nadal jest nim Piotr Kruczkowski, były prezydent Wałbrzycha. Jeszcze jako szef miasta zasiadał on w radzie nadzorczej Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej w Wałbrzychu.
Ciekawy przykład mamy z Jeleniej Góry. W radzie nadzorczej Miejskiego Zakładu Komunikacyjnego zasiada Paweł Domagała, naczelnik wydziału edukacji i polityki społecznej urzędu miejskiego. Z jego oświadczenia majątkowego wynika, że za pół roku pracy w radzie wziął tylko 1300 zł, co daje nieco ponad 200 zł miesięcznie.
Marek Woron, kanclerz Loży Dolnośląskiej BCC, zrzeszającej biznesmenów i szefów prywatnych firm, jest przekonany, że urzędnicy w radach nadzorczych miejskich spółek mogliby pracować bez żadnego wynagrodzenia. - To ich decyzja, czy się go zrzekną. Ale my jako społeczeństwo nie dorośliśmy jeszcze chyba do tego, by coś dać od siebie społeczeństwu, podzielić się za darmo swoją wiedzą - komentuje Marek Woron.
Takie rozwiązanie zastosował kilka lat temu w KGHM ówczesny prezes Mirosław Krutin. Zdecydował on, że praca w radach nadzorczych spółek-córek należy po prostu do obowiązków służbowych.
Leszek Hajdacki, wiceprzewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Przemysłu Miedziowego, komentował wtedy zgryźliwie, że decyzja prezesa jest na pokaz, bo delegowani do rad pracownicy i tak dostają bardzo wysokie pensje.
- Trzeba wierzyć, że zostaną godziwie wynagrodzeni, bo za każdą pracę należy się zapłata - ironizował Hajdacki.