Inne nieoficjalne dane policyjne mówią, że do południa, gdy rozpoczął się marsz Tuska, do Warszawy dotarło 448 autokarów z manifestantami. To mniej niż przy okazji marszu 4 czerwca, gdy przyjechało ich 1100.
Oficjalnie policja jednak nie chce podawać, żadnych danych dotyczących frekwencji. Rzecznik komendanta stołecznego Policji podinsp. Sylwester Marczak pytany przez dziennikarzy o szacunki dotyczące liczby uczestników marszu podkreślił, że od kilku lat takie szacunki przez policję nie są podawane. - Naszym celem jest zabezpieczenie. Od kilku lat nie podajemy liczb. Nie widzę powodu żebyśmy te liczby podawali oficjalnie czy nieoficjalnie - powiedział.
Warszawski ratusz o frekwencji na marszu Tuska
Zgoła inne dane o frekwencji podaje stołeczny ratusz, według którego w kulminacyjnym momencie marszu mogło uczestniczyć nawet około miliona osób. - To dane Stołecznego Centrum Bezpieczeństwa - przekazał w niedzielę po południu PAP rzecznik warszawskiego ratusza Jakub Leduchowski.
"Cała ponad czterokilometrowa trasa marszu jest wypełniona uczestnikami, również boczne ulice. Na podstawie nagrań z monitoringu szacujemy, że jest około miliona osób" - powiedziała rzecznik stołecznego ratusza Monika Beuth.
Zainicjonowany przez lidera PO Donalda Tuska marsz ruszył w samo południe z Ronda Dmowskiego w Warszawie. Manifestanci przeszli ulicami Marszałkowską, Świętokrzyską, Jana Pawła II aż do Ronda "Radosława". Mieli ze sobą flagi Polski, Unii Europejskiej, emblematy Koalicji Obywatelskiej czy transparenty i koszulki z antyrządowymi hasłami lub hasłami wspierającymi opozycję.
Tuż przed początkiem marszu na scenę wyszedł jeden z liderów Nowej Lewicy Robert Biedroń, który kilkakrotnie zwrócił się do "dziewczyn" - czy miał na myśli np. panią Joannę z Krakowa, nieobecną w Warszawie? To właśnie jej sprawa była genezą zorganizowania październikowego marszu.
Donald Tusk zapowiedział go w lipcu, komentując wówczas sprawę policyjnej interwencji w Krakowie. W materiale telewizji TVN skrytykowano działania policjantów w jednym z tamtejszych szpitali, podjęte wobec kobiety, która trafiła na tamtejszy SOR po zażyciu tabletki poronnej z nieznanego źródła.
– To nie tylko pani Joanna została upokorzona i ugodzona w samo serce – mówił wówczas lider Koalicji Obywatelskiej, dedykując ten marsz właśnie jej. Ale okazało się, że nikt kobiety na ten marsz nie zaprosił - ani Tusk, ani żaden z organizatorów. W rozmowie z radiem TOK FM, pani Joanna z Krakowa powiedziała, że czuje się wykorzystana do celów politycznych.
- Moja historia została wykorzystana do budowania politycznego kapitału i do przedwyborczej gry. (…) Mam wrażenie, że w momencie kiedy marsz został ogłoszony, to przestało chodzić o mnie czy o prawa reprodukcyjne kobiet, a najważniejsza stała się przepychanka z PiS-em – podkreśliła pani Joanna w TOK FM.
Dziś o pani Joannie nie pamięta nawet Borys Budka, szef klubu PO, jeden z liderów tej partii.
rs
Źródło:
