Jacek Pałkiewicz: „Dubaj. Prawdziwe oblicze”. Któregoś dnia ten sztuczny raj się zawali

Anita Czupryn
Anita Czupryn
Jacek Pałkiewicz: Ćwierć wieku temu mało kto słyszał o emiracie z Dubaju – dziś nie ma chyba człowieka, który by nie kojarzył go z bogactwem
Jacek Pałkiewicz: Ćwierć wieku temu mało kto słyszał o emiracie z Dubaju – dziś nie ma chyba człowieka, który by nie kojarzył go z bogactwem Archiwum domowe
Poleciałem do Dubaju nie tyle po gotowe odpowiedzi, ile po zestaw pytań o nowoczesny świat. O jego sens, tempo, kierunek, w którym zmierza. Chciałem zapytać samego siebie, czy to ten sam świat, który tak bardzo chciałem poznawać przez pół wieku nieustającej eksploracji – o Dubaju i swojej książce mówi Jacek Pałkiewicz, eksplorator i dziennikarz.

Premiera kolejnego wydania Pana książki „Dubaj. Prawdziwe oblicze” nieoczekiwanie zbiegła się z obchodami 50 rocznicy powstania Zjednoczonych Emiratów Arabskich, wśród których najbardziej znanym, najbogatszym emiratem jest właśnie Dubaj. Ale nie zawsze tak z nim było?

Na przestrzeni ostatnich dekad ZEA położone na Bliskim Wschodzie przeszły tak potężną metamorfozę, że zwykłemu człowiekowi trudno to ogarnąć rozumem. Mnie samemu, choć widziałem kawał świata, niełatwo jest zinterpretować to, co się tam wydarzyło. Proszę wziąć pod uwagę, że kiedy 2 grudnia 1971 roku federacja Zjednoczonych Emiratów Arabskich oficjalnie ogłosiła niepodległość, to Dubaj był skrawkiem pustyni. To były piaski. George Chapman, Anglik, który w 1951 roku przyjechał z Europy do Dubaju, był porażony tym, co zastał. „Wszędzie tylko piasek i piasek, wybudowanie miasta wydawało się niemożliwe — pisał swego czasu w swoich wspomnieniach opublikowanych we włoskim magazynie „Epoca”. Na piaskach wyrosła metropolia XXI wieku, do której dziś trudno porównać inne wielkie miasta świata. Ale cofnę się jeszcze o krok i przypomnę, że w 1951 roku tam nie było jeszcze elektryczności. Były za to problemy z wodą; studnie nie zapewniały wody mieszkańcom. A mieszkańcami byli wtedy poganiacze wielbłądów, poławiacze pereł i wszelkiej maści awanturnicy; korsarze i przemytnicy, którzy mieli swoje przyczółki w małym porcie Dubaj. Wtedy też datuje się pojawienie pierwszych lekarzy i powstanie pierwszej przychodni. Jako ciekawostkę dodam, że policji wówczas nie było. Jej istnienie datuje się na 1956 rok – w tym roku w Dubaju powstał pierwszy komisariat policji. Elektryczność pojawiła się w roku 1960.

W książce pisze Pan, że losy Dubaju trudno traktować w kategoriach historycznych.

To prawda. Weźmy przykład Europy: rzymskie muzeum ukazuje artefakty od czasów ab urbe condita, czyli od 772 roku przed naszą erą. Londyn czy Paryż szczycą się z górą dwoma tysiącami lat historii, Madryt sięga II wieku przed naszą erą, nie mówiąc już o andaluzyjskim Kadyksie z biografą liczącą ponad trzy tysiące lat. A Dubaj? Jeśli liczyć maleńką rybacką osadę wspomnianą w zapiskach weneckiego podróżnika Gaspara Balbiego z roku 1580, można mówić o niewiele ponad czterystu latach osadnictwa. Miasto zaś, jakie oglądam w tej chwili, to dzieło jednego człowieka i jednego pokolenia — efekt zaledwie półwiecza nagłego boomu. Zatem ów skok jest ogromny - proszę sobie wyobrazić, że w ciągu jednego pokolenia wnukowie Beduinów zamienili wielbłądy na Bentleye – najbardziej luksusowe samochody świata. A namioty nomadów i hodowców wielbłądów – na megaluksusowe wille, z basenami i wszelkimi możliwymi wygodami, jakie człowiek może sobie tylko wymarzyć. I stało się to, podkreślę, w ciągu jednego pokolenia. Przy okazji sprostuję, bo wszyscy myślą, że bogactwo Dubaju wzięło się z nafty, że to ona postawiła na nogi ten emirat.

Tak nie jest?

To nieprawda. W Dubaju ropy było 10 razy mniej niż w Abu Dhabi, albo według obowiązujących teraz reguł, Abu Zabi. Nadzieja na poprawę życia pojawiła się w 1958 roku, kiedy Zatokę zelektryzowała wiadomość, że w tym sąsiednim emiracie pojawiły się szyby naftowe. W rzeczywistości powstały osiem lat wcześniej, ale były nieprodukcyjne i nie przynosiły efektów. Kiedy więc w Abu Dhabi pojawiła się ropa, to w Dubaju rodziły się wizjonerskie plany na przyszłość; dokonywano transformacji, inwestując w nowoczesną, globalną, finansową platformę gospodarczą i przedsiębiorczą. Sześć lat później czarne złoto popłynęło też w Dubaju. Uśmiech losu zapewnił jego mieszkańcom świetlaną przyszłość. Doszła do tego turystyka, rozwinął się rynek nieruchomości, wielka reklama i marketing ściągający uwagę całego świata. To wszystko pozwoliło stworzyć tę niezwykle korzystną sytuację, która zapewniła Dubajowi wielką famę na świecie. Jeszcze ćwierć wieku temu mało kto słyszał o emiracie z Dubaju – dziś nie ma chyba na świecie człowieka, który by nie kojarzył Dubaju z bogactwem i przepychem.

Sięgnę jeszcze do historii – dlaczego w ogóle emiraty postanowiły się zjednoczyć?

W świecie arabskim zawsze liczyły się bliskie, klanowe więzi. Po śmierci szejka Sa’ida ibn Maktuma w 1958 roku i po jego 46-letnim panowaniu, przywództwo emiratu objął Raszid ibn Sa’id al-Maktum. Mający zaledwie podstawowe wykształcenie szejk zamierzał wykorzystać swój mandat do wypromowania Dubaju na świecie. Potomek niepiśmiennych poganiaczy 52 wielbłądów uznał, że ropy jest zbyt mało, by budować na niej przyszłość. Wykazał się nadzwyczajną rozwagą i zadbał, aby to czarne złoto nie okazało się ulotną fortuną. Działał niezwykle dynamicznie. Ktoś porównał dzieje kraju w owym czasie do eksplozji wulkanu. Dzięki proroczej wyobraźni szejk stworzył podwaliny nowoczesnej metropolii, która byłaby w stanie zarabiać na siebie, gdy skończą się złoża ropy. Długoterminową wizję rozwoju poparł mądrymi decyzjami. Budowniczy Dubaju, jak nazwano szejka, zwrócił się do Kuwejtu z prośbą o pożyczkę wielokrotnie wyższą od ówczesnego PKB i wykorzystał ją na pogłębienie i rozbudowanie naturalnego starego portu w zatoce Creek, tak aby mógł przyjmować statki o większej wyporności. Rozpoczęto budowę doków pływających. To wszystko pozwoliło konkurować z sąsiadami, a zwłaszcza z Szardżą, w której był główny port regionu. Na dodatek został on zniszczony przez wyjątkowo silny sztorm i stał się bezużyteczny, co skierowało transport morski do Dubaju. Teraz to do niego płynęły towary z Indii. Tak jak w ciągu zaledwie jednego roku władca stworzył nowoczesny port, tak w ciągu czterech lat doprowadził wszędzie energię elektryczną, założył telefony i wodociągi, a w ciągu sześciu lat oświetlił ulice całego miasta. Później zaangażował się w jeden z najambitniejszych projektów w regionie: budowę największego między Rotterdamem a Singapurem kontenerowego portu Jebel Ali, oddanego do użytku w roku 1976. Wkrótce utworzono tam strefę wolnocłową, umożliwiając obcokrajowcom składowanie towarów przed wejściem na rynki Zatoki. Dzisiaj jest to lokum dla tysięcy firm handlowych i przemysłowych. Taka oaza intratnego biznesu, bez obecności związków zawodowych i partii opozycyjnych, ucieleśnienie marzeń europejskich konserwatystów, została umiejętnie zaprezentowana światu poprzez perfekcyjny PR i marketing, w który zaangażowano ogromne fundusze.

Co z Anglikami, którzy przecież jeszcze w latach 60. pilnowali tam swoich interesów?

W roku 1968 siły brytyjskie ogłosiły, że wycofają się z Półwyspu Arabskiego, bo subkontynent uzyskał niepodległość i nie było już potrzeby sprawowania kontroli nad szlakiem do Indii. Dość szczegółowo piszę o tym w książce. Tu dopowiem, że to wtedy szejk zaproponował władcy Abu Dhabi, szejkowi Zaidowi ibn Sultanowi al-Nahajjanowi, stworzenie federacji dziewięciu szejkanatów jako przeciwwagi dla marksistowskich partyzantów w Omanie, a później dla islamskiego reżimu w Iranie. Nie było to przedsięwzięcie łatwe, zainteresowane strony dzieliło zbyt wiele konfliktów dynastycznych, dochodziło do napięć związanych z ustaleniem granic, ponadto niektórzy szejkowie mieli wątpliwości co do kwestii formalno-prawnych w tak istotnych dziedzinach, jak ustrój nowego organizmu państwowego. Kością niezgody okazała się też lokalizacja przyszłej stolicy. Bahrajn i Katar poczuły się zlekceważone i zerwały negocjacje. Ale 18 lipca 1971 roku władcy sześciu emiratów: Abu Dhabi, Adżmanu, Dubaju, Fudżajry, Szardży i Umm al-Kajwajn podpisali umowę o utworzeniu państwa federalnego Zjednoczone Emiraty Arabskie ze stolicą w Abu Dhabi. W roku następnym dołączyła do nich Ras al-Chajma. Szejkowi Dubaju przypadła jedynie funkcja wiceprezydenta, pozycja raczej zaszczytna niż wiążąca się z realną władzą. Wkrótce ZEA zostały uznane przez społeczność międzynarodową i przyjęte do Organizacji Narodów Zjednoczonych. Anglicy nie mieli już powrotu, a z pewnością żałowali.

Mówiąc o Pana wyprawie do Dubaju, której efektem jest książka, nie sposób powtórzyć pytania, jakie zadał ceniony przez Pana pisarz Jan Grzegorczyk: „Jak może ostatni Mohikanin podróży w stylu dziewiętnastowiecznych odkrywców, człowiek, który uczył astronautów i komandosów strategii przetrwania w skrajnie surowych warunkach, stać w tłumie turystów i gapić się z otwartą gębą na emiracką orgię bogactwa”?

A ja, jak pamiętam, odpowiedziałem wówczas, że rzeczywiście celem moich podróży zawsze było poszukiwanie osobliwości ginących cywilizacji, niezwykłych zjawisk i mieszkańców krain odległych zarówno w sensie geograficznym, jak i czasowym. Ale takie eksploracje wymagają kolosalnego wysiłku. Zaś w życiu każdego człowieka przychodzi dzień, kiedy trzeba pogodzić się z aktem urodzenia. Krótko mówiąc, „Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść niepokonanym”, jak śpiewał zespół „Perfect”.

Był Pan w wielu miejscach na świecie, więc pewnie niełatwo Pana zaskoczyć. Czy było coś, co zaskoczyło Pana w Dubaju?

Kiedy przyjechałem pierwszy raz do Dubaju, to przy tym bogactwie tak nachalnie rzucającym się w oczy, poczułem coś na kształt onieśmielenia. Nie ukrywam, że przez pierwszy dzień z otwartą buzią patrzyłem na wieżowce sięgające nieba i zastanawiałem się, jak to możliwe, aby te drapacze chmur wyrastały bezpośrednio z piasków.

„Mam wrażenie, że znalazłem się w galerii sztuki współczesnej, zawieszony pomiędzy estetyką i transgresją, dziełem kunsztu i nadętością, prowokacją i proroczą wizją. I nie ukrywam, że w jakimś sensie galeria ta mnie urzeka — mnie, weterana podróży do zakątków nieobjętych cywilizacją” – napisał Pan w książce.

Ten sztuczny raj, gdzie człowiek nie znajdzie rzuconego na ulicę skrawka papieru, niedopałka czy puszki coca-coli, gdzie publiczne toalety w supermarketach i stacjach metra wydają się salami operacyjnymi w szwajcarskiej klinice, pozwala na jakiś czas zapomnieć o realiach naszych miast. Pogłębiona refleksja przyszła później. W kolejnych dniach próbowałem ogarnąć to, co widzę, krytycznym, reporterskim okiem. Lokalnych mieszkańców jest w Dubaju ledwo kilkanaście procent, reszta to przyjezdni. Trzeba pamiętać, że Dubaj wybudowała w ciągu dwóch pokoleń rzesza 300 tysięcy azjatyckich robotników i to jest ta druga, szokująca strona Dubaju. Ci ludzie pracują w niewolniczych warunkach, po kilkanaście godzin na dobę, w upałach, mieszkają w norach, które absolutnie nie nadają się do życia. Nie wyobrażałem sobie, abym mógł nie poświęcić w książce miejsca tej mrocznej stronie Dubaju, której przeciętny turysta nie widzi.

O Dubaju rozmawiałam z Panem kilka lat temu, kiedy do księgarni trafiło pierwsze wydanie Pana książki. Książka stała się bestsellerem, ale Pan dostał dożywotni zakaz wjazdu do Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Było warto?

Moim celem, moją misją było to, żeby pokazać prawdziwy Dubaj. Aby ci wszyscy, którzy się do Dubaju wybierają, mogli dowiedzieć się czegoś więcej, spojrzeć szerzej ponad to, co od razu rzuca się w oczy i ma za zadanie jedynie zachwycać. Z doświadczenia mogę powiedzieć, że warto się przygotować do każdej podróży. Ludziom, którzy jadą tam na wakacje czy w sprawach biznesowych moja książka pozwoli głębiej zapoznać się z tym emiratem. Zresztą czytelnicy piszą do mnie maile, na spotkaniach autorskich też słyszę nieustannie, że dziękują mi za „Dubaj”, bo dzięki tej książce mogli dowiedzieć się tego, czego by się, będąc w Dubaju nie dowiedzieli. Były też i takie głosy, zwłaszcza kobiet, które stwierdziły, że ze względu na tak okrutny wyzysk człowieka, do Dubaju nie pojadą.

Mimo to Dubaj jako kierunek wyjazdów jest w Polsce bardzo popularny. Co więcej, ostatnio głośno o tym, że celebryci i aktorki wyjeżdżają z Polski, aby zamieszkać w Dubaju. Co atrakcyjnego tam znajdują? Czy chodzi tylko o przepych i luksus?

Różne osoby jeżdżą w różnych celach. Film „Dziewczyny z Dubaju” pokazuje młode kobiety, które jeździły tam nie po to, aby podziwiać Dubaj, tylko po to, by się prostytuować i na tym zarobić. Zarobki, które tam na te dziewczyny czekają przewyższają ich marzenia; takich sum nie zarobią ani w kraju, ani w innych krajach Europy. Patrzę na to z zażenowaniem, choć brukowe media poświęcają temu dużo uwagi. Ale Dubaj jest magnesem, który przyciąga też ludzi obrotnych, inteligentnych i przytomnych, ponieważ daje duże szanse rozwoju, zrobienia kariery i zarobienia pieniędzy. Wiele jest sektorów, które dają taką możliwość, bo potrzebują specjalistów. Oczywiście podstawą w Dubaju jest dobra znajomość angielskiego. Emirates weszły na polski rynek w 2012 roku, a rok później można już było przyjeżdżać tu bez wizy. Nic dziwnego, że polska obecność jest tu zauważalna, ale wśród kilku tysięcy Polaków, którzy tam mieszkają, duża ich część pracowała wcześniej kilka lat w Anglii, gdzie świetnie opanowała język. Mój przyjaciel lekarz w Dubaju zarabia około 20 tysięcy dolarów miesięcznie i to wcale nie jest rekordowa pensja. Ale i tak są to kwoty astronomiczne, wobec tego, co my zarabiamy u siebie. Trudno więc się dziwić, że ludzie marzą o tym, aby pojechać do tego raju i dorobić się fortuny.

W książce sporo miejsca poświęcił Pan wodzie w Dubaju. Skąd ta woda na, było nie było, pustyni?

Kiedy mówię o wodzie, to przechodzą mnie ciarki; cały świat widzi, jak tej wody zaczyna brakować; lada chwila zabraknie nam wody pitnej. To problem, który nie do końca sobie uświadamiamy, choć coraz częściej się o nim mówi. W Dubaju, który, jak pani zauważyła, powstał na piaskach pustyni, gdzie wody oczywiście nie ma, trzeba było ją stworzyć sztucznie. Zawdzięczają to nowoczesnej technologii pozyskując wodę pitną z wody morskiej. Tylko, że ta produkcja odbywa się zbyt dużym kosztem, bo przy okazji zatruwa środowisko. A i sama woda marnuje się w Dubaju na potęgę. Wystarczy powiedzieć, że na polach golfowych, których jest tam sporo, czasem nie gra się i miesiąc, bo jest za gorąco, ale wodę pompuje się cały czas. Z jednej strony Emiraty, a Dubaj szczególnie stawia na to, aby żyć w zgodzie z naturą, by jak najmniej szkodzić środowisku, ale nikt nie mówi o tym, że przerabianie wody, której zużywa się w tak gargantuicznych ilościach, też ma przeogromny, negatywny wpływ na środowisko.

Znalazł Pan odpowiedzi na wszystkie pytania, z którymi jechał do Dubaju?

Przeciwnie. Dubaj pozostawił mnie z mnóstwem pytań. Czy miastu na pustyni, zbudowanemu po to, aby wywołać zdumienie świata i wyprzedzić wyobraźnię człowieka, nie grozi przypadkiem fiasko na skutek mieszanki wybuchowej, czyli fuzji zwyrodniałych finansów i gigantyzmu infrastrukturalnego oraz niezdrowej gospodarki? Jak długo może trwać powszechny zachwyt nowoczesnością w porównaniu do uroku starożytnych monumentów historii wytrzymujących próbę czasu? Pewnie nigdy się tego nie dowiem. Poleciałem do Dubaju nie tyle po gotowe odpowiedzi, ile po zestaw pytań o nowoczesny świat. O jego sens, tempo, kierunek, w którym zmierza. Chciałem zapytać samego siebie, czy to ten sam świat, który tak bardzo chciałem poznawać przez pół wieku nieustającej eksploracji.

Wyobraża Pan sobie Dubaj za 50 lat? Jaki będzie?

Jakiś czas temu światowy kryzys spowodował, że Dubaj znalazł się na krawędzi katastrofy. Dubajowi pomógł wtedy Abu Dhabi, dzięki czemu dokończono 829-metrową wieżę Burdż Chalifa, na którą zabrakło pieniędzy. Dubaj wówczas wyszedł z kryzysu, ale ta pogoń inwestycyjna czy w nieruchomościach coraz bardziej przypomina nadmuchaną bańkę mydlaną, która nie ma realnego zabezpieczenia. W powietrzu wisi zagrożenie, że któregoś dnia ta bańka po prostu pęknie i ów sztuczny raj się zawali.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl