Marcin Faliński: Największym zagrożeniem wywiadu jest wróg wewnętrzny, który niszczy morale

Anita Czupryn
Mat.Pras.
Rosjanie wiedzą o nas więcej, niż chcielibyśmy przyznać. Błędy w polskich strukturach państwowych stają się pożywką dla rosyjskich operacji wywiadowczych. Czasem sami prowokujemy sytuacje, które dla Rosjan są powodem do wznoszenia toastów – mówi były szpieg Marcin Faliński, autor powieści szpiegowskich.

Polska wśród krajów UE jest najczęściej atakowana przez Rosjan w cyberprzestrzeni – mówił niedawno Krzysztof Gawkowski, wicepremier ds. cyfryzacji. Co to tak naprawdę oznacza? Czy ta cyberwojna ma wpływ na nasze codzienne życie?

Zgadza się - jesteśmy jednym z najbardziej atakowanych krajów na świecie przez hakerów związanych z Rosją i Białorusią. Ciekawa sprawa: choć system bezpieczeństwa w centralnych urzędach, czy spółkach skarbu państwa jest stosunkowo dobrze zorganizowany, to naszą piętą achillesową pozostaje tzw. „miękkie podbrzusze” cyberbezpieczeństwa, czyli Polska powiatowa i gminna. Tam właśnie najłatwiej dokonać włamania i przeprowadzić atak. To jest szczególnie niepokojące w sytuacji nadchodzących wyborów prezydenckich – głosują wszyscy, również mieszkańcy mniejszych miejscowości. I to tam istnieją największe luki w systemie.

Jakie metody stosują Rosjanie, aby destabilizować sytuację polityczną w różnych krajach? Czy te techniki zmieniają się od czasów zimnej wojny? Jak to wyglądało, gdy pracowałeś w wywiadzie?

Dziś do gry weszła technologia. Wojna informacyjna zawsze miała miejsce, ale rozwój technologii nadał jej globalny wymiar i zupełnie nową twarz. Przykładowo, Mołdawia czy Rumunia są mniej odporne na takie działania niż Polska, choć i my mamy swoje problemy. Z jednej strony mamy bezpośrednie ataki na systemy informatyczne – kradzież danych, rozsyłanie fałszywych informacji, wyłudzenia. Z drugiej strony istnieje wojna informacyjna, czyli wpływanie na opinię publiczną za pomocą fake newsów, manipulacji medialnych i wykorzystywania platform informacyjnych. W Finlandii edukacja dotycząca cyberbezpieczeństwa rozpoczyna się już w przedszkolu. Tymczasem u nas przez ostatnie osiem lat ten temat był marginalizowany. Bez edukacji nie można wygrać tej wojny. Przykładem może być sukces edukacji ekologicznej – młodsze pokolenia są już znacznie bardziej świadome w tym temacie niż 30-latkowie. Podobnie powinno być z edukacją dotyczącą bezpieczeństwa w sieci.

Czego możemy się spodziewać podczas nadchodzących wyborów prezydenckich w Polsce? Jak rozpoznać działania Rosjan?

Przewiduję dwa główne obszary działań: po pierwsze, próby włamań do państwowych systemów informatycznych w celu wykradania danych i publikowania ich na platformach typu WikiLeaks, aby wywołać chaos i podważyć zaufanie do państwa. Po drugie, ataki na infrastrukturę krytyczną – sieci energetyczne, dostawców wody, gazu. Przekaz jest prosty: „Polska pomaga Ukrainie kosztem własnego bezpieczeństwa”. Drugim obszarem jest dezinformacja. Rosjanie wykorzystują farmy trolli, tworzą fałszywe portale informacyjne i rozprzestrzeniają fałszywki. Treści te są powielane przez tzw. użytecznych idiotów, którzy rozpowszechniają informacje, bo wyglądają wiarygodnie – zwyczajowo na portalu zdjęcie profilowe biało-czerwone flagi, husaria w tle, przekaz o rzekomej trosce o naród. Zanim ktoś zdąży zweryfikować tę informację, zdąży ona już trafić do tysięcy odbiorców. Walka toczy się więc na dwóch frontach: zabezpieczanie danych i infrastruktury oraz walka z fałszywymi narracjami destabilizującymi społeczeństwo. Cały czas są próby docierania z fake newsami do dziennikarzy i platform informacyjnych. Dlatego do tej walki potrzebujemy edukacji, zaufania do mediów i krytycznego podejścia do informacji. Bez tego pozostaniemy bezbronni wobec zagrożeń w cyberprzestrzeni.

Jak oceniasz ukraiński wywiad? Jaką opinią cieszy się ukraińska służba wywiadowcza na świecie? Głośno o generale Budanowie, który udzielając wywiadu, pokazuję się z mapą Moskwy w tle, jakby chciał przestraszyć Rosjan, sugerując, że to on kontroluje, gdzie spadają drony. Czy to tylko symbolika, czy psychologiczna gra?

To może być gra, ale zacznijmy od tego, że na Ukrainie funkcjonują dwie służby wywiadowcze: HUR - wywiad wojskowy i Służba Wywiadu Zagranicznego Ukrainy. Jest jeszcze Służba Bezpieczeństwa Ukrainy działająca poza granicami. Od 2014 roku, po aneksji Krymu, Ukraińcy zrozumieli, jak wielkie zagrożenie stanowią operacje służb rosyjskich, i zaczęli rozbudowywać swoje struktury. Szacuje się, że służby ukraińskie liczą co najmniej 40 tysięcy osób. To trochę jak w Izraelu – tam, gdzie wojna trwa od dziesięcioleci, służby specjalne są dla państwa kroplówką życia. Bez nich Ukraina nie przetrwałaby. Ukraiński wywiad działa na różnych obszarach, w tym w Afryce, gdzie interesy rosyjskie koncentrują się m.in. na wydobyciu złota przynoszącego zyski Rosji. Ukraińcy prowadzili przygotowania do obrony jeszcze przed wybuchem wojny, realizując operacje na Krymie, w Donbasie i głębiej na terenie Rosji. Istotnym aspektem są więzy społeczne – wielu oficerów miało kiedyś bliskie kontakty z Rosjanami. Często były to relacje towarzyskie, rodzinne czy wynikające ze wspólnych studiów w czasach Związku Radzieckiego. Wciąż istnieją siatki powiązań, które umożliwiają przenikanie na teren wroga. Jak to możliwe, że Ukraińcy przeprowadzają tak skuteczne operacje? Odpowiedź jest prosta: bliskość kulturowa i te dawne więzy. Dodatkowo Ukraina korzysta z ogromnego wsparcia sojuszników – zarówno pod względem sprzętu, jak i danych wywiadowczych. Bez tego Ukraińcy nie przetrwaliby pierwszych dni wojny. Rozbudowując własne struktury i zdolności wywiadowcze, wciąż bazują na takich narzędziach jak: rozpoznanie geoinformacyjne (GEOINT), czy sygnałowe (SIGINT) dostarczane przez sojuszników.

W twojej ostatniej książce „Obietnica zdrady” tropy prowadzą do Kijowa, ale też na Bałkany i Bliski Wschód. Jak autor powieści szpiegowskich wyznacza granicę między fikcją a zapisem prawdziwych wydarzeń?

Impulsem do powstania powieści była informacji, którą otrzymałem z Podkarpacia. Rozmawiałem z pewną kobietą, która zarzekała się, że widziała ukraińskie samoloty transportowe lecące na niskiej wysokości podczas pierwszych dni wojny. Zastanawiałem się nad jej słowami i porównywałem to wydarzenie z sytuacją Polski we wrześniu 1939 roku. Wtedy Polacy ratowali, co mogli: złoto, matryce do druku banknotów, dzieła sztuki. Dzisiaj mamy do czynienia z zupełnie inną rzeczywistością. Nie chcę zdradzać fabuły, ale współczesne konflikty to nie tylko kwestia zabezpieczenia dzieł sztuki czy zasobów finansowych. W grę wchodzą inne aspekty związane z funkcjonowaniem państwa. Dlatego pisząc, inspirowałem się zarówno rzeczywistością, czego potwierdzenie później uzyskałem, jak i tym, co mogłem sobie wyobrazić. Powieść szpiegowska to mieszanka faktów i spekulacji – bez tego historia nie miałaby autentyczności i nie budziłaby emocji.

Oficerowie wywiadu – i pokazujesz to w swoich powieściach – często muszą podejmować trudne decyzje, i balansują na granicy moralności. Odwołując się do tytułu twojej powieści: czy zdrada w tej branży ma inne znaczenie niż w życiu zwykłych ludzi?

Zdrada w wywiadzie dotyczy państwa, interesu narodowego – czegoś ponad polityką i partyjnymi podziałami. To lojalność wobec kraju, a nie rządu czy konkretnej partii. Dla niektórych może to brzmieć patetycznie, bo dziś często utożsamia się państwo z aktualnym rządem czy prezydentem. Jednak w wywiadzie istotny jest naród, bezpieczeństwo Polski jako całości… W każdym razie powinno.

Jak poważny jest problem infiltracji polskich służb przez obce wywiady? Czy polskie struktury są wystarczająco przygotowane do przeciwdziałania takim działaniom?

Niestety, Polska nie miała szczęścia do służb. W latach 90. i na początku lat 2000 było całkiem nieźle – mieliśmy sukcesy, struktury działały sprawnie. Potem przyszła równia pochyła. Do służb specjalnych przeniknęła polityka i osłabiła ich funkcjonowanie. Wywiad i kontrwywiad przez lata były niedoinwestowane i niedoceniane. Mówiło się o stworzeniu specjalnej, dedykowanej służby do cyberbezpieczeństwa – nic z tego nie wyszło. Likwidowano struktury terenowe, ograniczano kadry. Problemem jest też sposób, w jaki społeczeństwo postrzega służby. Wciąż żywe są opowieści nawiązujące do czasów PRL-u, które wzmagają nieufność. Nie brakuje polityków, którzy podsycają te nastroje. Tymczasem w zdrowo funkcjonującym państwie współpraca społeczeństwa ze służbami jest fundamentem bezpieczeństwa. Ludzie muszą czuć, że mogą liczyć na skuteczną ochronę. Obecnie widzimy, jak to wygląda w praktyce – choćby na przykładzie komisji ministra Tomczyka, w której zasiadają eksperci i efektów ich pracy, w kontrze do komisji gen. Stróżyka, gdzie obok jednego byłego oficera ABW dominują naukowcy i powstaje zawiadomienie o rzekomej zdradzie dyplomatycznej. Linia obrony adwersarza jest przewidywalna.

W twoich książkach często poruszasz temat emerytowanych oficerów jako wsparcia dla młodszych pokoleń. Czy Polska korzysta z doświadczenia byłych oficerów tak, jak robią to Stany Zjednoczone czy Wielka Brytania?

W zasadzie nie. W Polsce ten potencjał jest niewykorzystywany. To pytanie powinno być skierowane do polityków – to ich decyzje powodują, że brakuje systemowego podejścia do wiedzy byłych oficerów. W państwach takich jak USA czy Izrael emerytowani specjaliści pełnią rolę mentorów, doradców i wykładowców. U nas takiej kultury nie ma. Działania wywiadowcze przeciwnika nie polegają tylko na namawianiu kogoś do sfotografowania dokumentu. Celem jest osłabienie struktur poprzez subtelne działania, jak forsowanie obniżenia budżetu na służby czy wpływanie na wybór niewłaściwych ludzi na kluczowe stanowiska. Wystarczy powołać kogoś bez doświadczenia – kogoś, kto niczego nie zepsuje, bo niczego też nie zrealizuje. Podobne działania bywają trudne do wykrycia i widoczne dopiero wtedy, gdy szkody są już nieodwracalne.W przypadku wojska decyzje dotyczące zakupu sprzętu – mundurów, śmigłowców, broni – są bardziej transparentne i mogą być analizowane przez ekspertów. W służbach specjalnych natomiast wiele działań rozgrywa się za kulisami. Przykład? Wybór szefa kontrwywiadu powinien być oparty na jego sukcesach: ilu agentów zidentyfikował, jakie operacje przeprowadził. W wywiadzie liczą się konkretne umiejętności: werbunek agentów, skuteczne prowadzenie gier wywiadowczych, trafność sporządzanych analiz na najwyższych władz. To da się wymiernie ocenić. Niestety, często polityczne nominacje odbiegają od tych kryteriów, co osłabia służby. To nie są jedynie błędy – czasem to celowe działania wywiadów obcych państw, które wiedzą, jak skutecznie rozegrać osłabienie struktur od środka. Dopóki nie będziemy tego świadomi i nie zadbamy o profesjonalne zarządzanie, nasze bezpieczeństwo będzie zagrożone.

Jak zmieniła się praca w wywiadzie w sytuacji, kiedy dezinformacja stała się bronią na masową skalę? Czy oficerowie służb powinni dziś być bardziej analitykami danych czy agentami w stylu Jamesa Bonda?

Ludzie w wywiadzie będą potrzebni zawsze tacy sami jak kiedyś – inteligentni, odważni, przenikliwi, gotowi na poświęcenia, otwarci na Świat. Zmienia się jednak technologia i środowisko pracy. Problem zaczyna się, gdy decydenci polityczni czy kierownictwo służb nie dostrzegają, że świat uległ zmianie. Wymagania wobec kandydatów pozostają wysokie, ale młodzi ludzie mają też swoje oczekiwania wobec instytucji. Oczywiście, struktury powinny zachowywać kluczowe zasady, ale muszą też dostosować metody pracy do nowych realiów, nowych narzędzi i nowego pokolenia. Nie wystarczy dostawić dwa biurka i dwa komputery, żeby poprawić efektywność zespołu. Trzeba zmienić sposób myślenia. Ktoś, kto ma dzieci w wieku 20–30 lat, wie, jak wygląda współczesny świat. Jeżeli nie interesuje się tym i nie ma kontaktu z młodymi ludźmi, nie zrozumie, jak powinna wyglądać nowoczesna służba. Wywiad musi być odpowiedzią na globalne zmiany, także te kadrowe. Jeśli instytucja wymaga pełnego dostosowania się tylko od nowych pracowników, to popełnia błąd. Ludzie nie będą przychodzić, a przyjęci do służby będą odchodzić Praca w wywiadzie musi być atrakcyjna i przemyślana pod względem organizacyjnym, socjalnym i finansowym. Mamy nowe narzędzia, sztuczną inteligencję. Ale jedno pozostaje niezmienne: człowiek zawsze będzie najsłabszym ogniwem systemu bezpieczeństwa. To na te słabe punkty polują służby przeciwnika.

Twój bohater, Marcin Łodyna, to z jednej strony zwykły człowiek z rodziną i domem w górach, a z drugiej – oficer działający w świecie wywiadu. Czy takie życie bez utraty tej normalności jest możliwe?

Tę normalność zawsze się traci. Pytanie brzmi: jak dużym kosztem i jak te koszty minimalizować. Problemy zawsze będą – ważne jest to, jak je sobie poukładać i jak się z nimi zmierzyć.

Jakie koszty ty sam poniosłeś?

Pisałem o tym w swoich powieściach. Najgorsze są koszty zawodowe, bo wpływają na życie osobiste. Trzeba czasem założyć różowe okulary i starać się zapomnieć, choć to trudne. Problemy pojawiają się, gdy wpływają na nie czynniki zewnętrzne – polityka, zmiany w strukturach czy działania służb przeciwnika. Wrogie działania często polegają na celowym osłabianiu reputacji oficerów i podważaniu ich wiarygodności. Kiedy struktura zaczyna się sypać, pojedynczy oficer zostaje sam na placu boju. To zawsze odbija się na życiu prywatnym. Dlatego tak ważne jest, by wprowadzać wentyle bezpieczeństwa – mechanizmy, które minimalizują te straty. Jeśli potrafimy to zrobić, jesteśmy wygrani. W przeciwnym razie koszty bywają druzgocące.

Powiedziałeś kiedyś, że brakuje ci adrenaliny związanej z dawną służbą. Czy pisanie książek szpiegowskich to Twój sposób na oswojenie tego braku?

Coraz mniej, choć moja kolejna powieść ukaże się w tym roku, bo właśnie ją kończę. Ale, jak dobrze wiesz, od dawna myślę o filmie. Tematy filmowe to może być dla mnie nowe wyzwanie. Pisałem już książki wspólnie z Rafałem Barnasiem. W trakcie współpracy mieliśmy wideokonferencje z producentami z Hollywood, rozmawialiśmy z agentami artystycznymi. To był dla mnie impuls – Rafał dostał się nawet do szkoły filmowej w Łodzi. Myślę, że kino szpiegowskie to kolejny krok.

Ale ekranizacja twoich powieści ciągle napotyka przeszkody. Dlaczego? Brakuje odwagi do tworzenia kina gatunkowego w Polsce?

Brakuje odwagi i, w mniejszym stopniu, środków. Przez lata rozmawiałem z producentami, reżyserami i scenarzystami. Zrozumiałem, że najważniejsze to dobry organizator – człowiek, który wie, jak ogarnąć taki projekt od początku do końca. Jeśli znajdzie się odpowiednia osoba, pieniądze też się znajdą. Uwielbiam polskie kino lat 60. i 70. – wtedy mieliśmy świetne filmy szpiegowskie. Dziś, jeśli powstają, to często od czapy, bez konsultacji z ekspertami. Wyobraź sobie film o chirurgach kręcony bez udziału lekarzy – efekt jest podobny. Produkcje pełne są błędów, które aż rażą. Dla przeciętnego widza mogą być niezauważalne, ale ja, patrząc na brytyjskie czy amerykańskie filmy, widzę, jak bardzo znaczenie mają szczegóły. Jak właśnie detale decydują o autentyczności i budują świat szpiegów. W świecie wywiadu wszystko opiera się na szczegółach. Błąd, nawet drobny, może zadecydować o sukcesie lub klęsce operacji. Dlatego, uważam, że produkcje szpiegowskie muszą być dopracowane w każdym calu, bez uproszczeń i niedociągnięć.

Twoje powieści cieszą się popularnością nie tylko wśród czytelników, ale także w kręgach politycznych i wojskowych. Zdarzyło się, że ktoś po lekturze rozpoznał zbyt prawdziwy fragment? Masz czasem dylemat, że zdradzasz zbyt wiele, pisząc powieści szpiegowskie?

Cały czas mam te dylematy. Ciągle zastanawiam się, ile mogę napisać, a ile nie. To jest ciągłe wyważanie informacji. Moje książki bazują na prawdziwych historiach, choć nie zawsze są to stricte szpiegowskie wydarzenia. Czasem to zwykłe, ludzkie opowieści, które spotkałem na swojej drodze. Fabuła jest często tylko spoiwem, które łączy te elementy. Mimo to zawsze mam z tyłu głowy, żeby nie zdradzić niczego, czego nie można ujawnić. Zdarza się, że ktoś próbuje dopasować wydarzenia do prawdziwych sytuacji, ale zmieniam szczegóły – czas, miejsce, imiona bohaterów. Czasami był to mężczyzna, nie kobieta, albo inny rok, inny kraj. Choć czytelnicy czasem doszukują się związków tam, gdzie ich nie ma.

Czy twoim zdaniem Rosjanie śmieją się z polskich służb? Jak Moskwa postrzega polski wywiad – czy jesteśmy dla nich przeciwnikiem, z którym naprawdę muszą się liczyć?

Zdarza się, że sami prowokujemy sytuacje, które są dla nich powodem do wznoszenia toastów. Oni doskonale wiedzą, jaka jest nasza sytuacja i z pewnością ją monitorują. Ich celem jest infiltracja naszych struktur – bezpieczeństwa, obrony, instytucji takich jak BBN czy MSWiA. Tam, gdzie jest styk cywilny ze służbami specjalnymi, tam jest łatwiej umieścić swojego człowieka. Technologicznie Rosjanie mogą być krok za Zachodem, ale w kwestii operacji ludzkich nadal są mistrzami. Przykładem jest sprawa Tomasza L., urzędnika z USC na Mokotowie, który miał dostęp do ogromnej ilości danych. Taki agent – a nie wiem, czy był tylko agent – to dla wywiadu skarb. Posiadając taką osobę, można realizować dziesiątki różnych operacji. Rosjanie mają świetne rozeznanie i dokładnie wiedzą, z czym mają do czynienia. To, czy nas postrzegają jako poważnego przeciwnika, pozostawiam ocenie innych. Ale jedno jest pewne: ich działania świadczą o tym, że traktują nas jako bardzo poważny cel.

Czego wywiad boi się bardziej – wewnętrznej zdrady czy wroga z zewnątrz? Co bardziej niszczy morale oficerów?

Oczywiście, że jest to wróg wewnętrzny. Ujawnienie, że ktoś ze służb współpracował z obcym wywiadem, to cios w struktury i morale całej instytucji. Takie sytuacje zdarzały się nie tylko w Polsce, ale również w innych krajach. Przypadki zdrady z lat sprzed 1990 roku miały wpływ na całe pokolenia funkcjonariuszy. Pojedyncza operacja zagraniczna może być groźna dla konkretnego oficera, ale dla całej struktury najniebezpieczniejszy jest kret wewnątrz. Zdrada rozbija zaufanie między ludźmi. Każdy zaczyna patrzeć na kolegów przez pryzmat podejrzeń. To podkopuje fundamenty instytucji. Dlatego największym wyzwaniem dla wywiadu jest skuteczna eliminacja takich zagrożeń i ochrona swoich ludzi przed tym, co niszczy jedność zespołu od środka.

Marcin Faliński, "Obietnica zdrady", wyd. Czarna Owca, Warszawa 2024
Marcin Faliński, "Obietnica zdrady", wyd. Czarna Owca, Warszawa 2024
mat.pras.
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Ostatnia droga Franciszka. Papież spoczął w ukochanej bazylice

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl