Puchar Polski w ostatnich latach to była dla Śląska najczęściej seria mniejszych lub większych wpadek, a czasem nawet kompromitacji - patrz porażka przed rokiem z KKS-em Kalisz 0:3 w ćwierćfinale. Po sześciu z rzędu zwycięstwach w lidze można było mieć zaostrzone apetyty, chociaż los nie był dla wrocławian łaskawy i kazał im w środku tygodnia jechać na drugi koniec Polski. Los sprawił, że rywalem WKS-u była całkiem dobrze radząca sobie w tym sezonie Jagiellonia prowadzona przez Adriana Siemieńca.
Śląsk wyszedł na murawę stadionu w Białymstoku w dość mocno przebudowanym składzie i tu zapaliła nam się lampka. Utarło się jakoś w ostatnich latach, by Puchar Polski był okazją dla tych, którzy grają mniej. Tylko dlaczego? Jedni powiedzą, że chodzi o odpoczynek zawodników z pierwszej jedenastki, lecz tu nie Anglia. Nie ma takiego natłoku spotkań. Dlatego zawsze nas dziwią takie zmiany na Puchar. A tych było w środę sporo: Trelowski, Paluszek, Borthwick-Jackson, Łukasik, Rzuchowski, Żukowski, Zahora. Cała ta grupa do w tym sezonie głównie rezerwowi.
W pierwszej połowie nie działo się wiele - oglądnie mówiąc. Statystycy Polsatu Sport, który transmitował mecz - naliczyli jeden celny strzał Śląska i ani jednego Jagiellonii. Nudy. Pod koniec może to przyjezdni mieli nieco więcej okazji, ale strzały Olsena, Konczkowskiego i Zahore były niecelne. Z dużym zaciekawieniem przyglądaliśmy się też temu, co pokaże Borthwick-Jackson, ale Manchesteru United w jego grze było niewiele.
Na drugą połowę to gospodarze wyszli bardziej zdeterminowani. Coraz częściej przesiadywali na połowie Śląska, a wrocławianie coraz częściej nie byli w stanie wyprowadzić nawet jakiejś kontry. Zawodnikom z Wrocławia najbardziej przeszkadzał silny Pululu, krórego za żadne skarby nie dało się na boisku przestawić. Wszystko zemściło się to w 61 minucie, kiedy to Nene przepięknym strzałem zza pola karnego przy długim słupku pokonał Trelowskiego i mieliśmy 1:0.
Po tej bramce Jacek Magiera szybko doszedł do wniosku, że drugim garniturem tego meczu jednak nie wygra. Błyskawicznie zatem na boisku pojawili się Exposito, Pokorny i Schwarz. To właśnie ten ostatni miał najlepszą sytuację, by doprowadzić do wyrównania. W tej akcji świetną pracę wykonał Samiec-Talar i chociaż piłkę posłał nisko, to jednak prosto na niepilnowanego Czecha, który rzucając się na murawę powinien uderzyć głową zdecydowanie celniej, a posłał piłkę obok słupka. Jak on tego nie trafił? Jagiellonia mecz zamknęła golem Imaza w doliczonym czasie gry i po chwili cieszyła się z awansu do kolejnej rundy Pucharu Polski.
Szkoda tego meczu. Można było powalczyć wystawiając mocniejszy skład, lecz jest to też zimny prysznic dla tych, którzy pomyśleli, że Śląsk już idzie na mistrza. Nie, jeszcze nie, gdzieś jeszcze czai się ten stary WKS...
Jagiellonia Białystok - Śląsk Wrocław 2:0
Gole: Nené 62, Jesús Imaz 90
Jagiellonia: Abramowicz - Sáček (51. Matysik), Stojinović (80. Marczuk), Diéguez, Nastić (52. Wdowik) - Kupisz (80. Romanczuk), Kubicki, Nené, Hansen (66. Naranjo) - Imaz, Pululu.
Śląsk: Trelowski - Konczkowski, Paluszek, Petkow, Borthwick-Jackson - Leiva (74. İnce), Łukasik (63. Pokorný), Olsen, Rzuchowski (63. Schwarz), Żukowski (74. Samiec-Talar) - Zohorè (62. Expósito).
żółte kartki: Kubicki, Stojinović, Nastić, Naranjo, Pululu, Abramowicz - Łukasik, Żukowski, Olsen, Pokorný.
sędziował: Paweł Raczkowski (Warszawa).
widzów: 5489.
Guder i Janas o sytuacji w Śląsku Wrocław
