Jak Anastazja P. rozłożyła polskich polityków na wznak [NASZA HISTORIA]

Dorota Kowalska
Anastazja Potocka przy Wiejskiej pojawiła się kompletnie znikąd. Ale wywołała największy obyczajowy skandal polityczny wolnej Polski, wyprzedzając o lata świetlne swoje czasy. Przeczytaj fragment obszernego materiału o seksskandalu z najnowszego numeru NASZEJ HISTORII.

Był początek lat 90. Sejm pełen nowych twarzy wybranych w pierwszych demokratycznych wyborach parlamentarnych, ale też starych wyjadaczy, którzy w polityce siedzieli od lat. Z dnia na dzień na sejmowych korytarzach pojawiła się ona: Anastazja P. – Nie była jakąś pięknością. W każdym razie nie obejrzałbym się za nią na ulicy. Trochę pulchna, z wielkim biustem, nic szczególnego – opisuje Jerzy Dziewulski, były antyterrorysta, ale też poseł na Sejm I, II, III i IV kadencji. Dziewulski pozostawał powściągliwy wobec wdzięków młodej kobiety może dlatego, że – jak sam przyznaje – dużo latał i wciąż obracał się wśród stewardes, a te były kobietami o wyjątkowej urodzie.

Anastazja P. na innych robiła jednak wrażenie: ogromny dekolt, spódnica niezasłaniająca wszystkiego, na głowie finezyjny kapelusz z wielkim rondem.

– Była inna niż pozostałe panie w Sejmie i może ta inność podobała się kolegom – wzrusza ramionami jeden z polityków, ale woli pozostać anonimowy, bo – jak tłumaczy – w kontekście „tej pani” wolałby się w tekście nie pojawiać. – No i była z tych kobiet, które mężczyźni uwielbiają: słuchała, kokietowała, sprawiała, że rozmówca czuł się najważniejszym i najmądrzejszym facetem na ziemi. Nawet posłom, a może szczególnie im takie wyrazy uwielbienia bardzo się podobają – dodaje ze śmiechem polityk.

>>> Wszystko onowym wydaniu NASZEJ HISTORII na LISTOPAD

Anastazja P. była sprytna, roztaczała wokół siebie aurę tajemniczości: wszystkim naokoło opowiadała, że jest nieślubnym dzieckiem hrabiego Potockiego, korespondentką „Le Figaro” i byłą żoną popularnego aktora Bogusława L. Miała przyjechać z Francji, by odzyskać rodzinny majątek Walewice pod Łowiczem. No i pracowała: nawiązywała kontakty, zbierała informacje, wsłuchiwała się w opowieści naszych parlamentarzystów i nieśmiało zadawała pytania – w końcu praca korespondentki tak poważnej i cenionej w świecie gazety jak „Le Figaro” zobowiązuje.

– Ale od początku jakoś mi się to wszystko nie kleiło. Ten kapelusz do niej nie pasował. Albo ktoś ma styl i klasę, albo ich nie ma. Ona nie miała. Wyczuwało się na kilometr, że ten kapelusz nosi okazjonalnie, że żadna z niej dama – opowiada Dziewulski.

Równie szybko jak przy Wiejskiej pojawiła się Anastazja P., pojawiły się plotki, z kim spała „francuska korespondentka”. Dziewulski był zdumiony, że męska część parlamentu tak mocno zaangażowała się w Anastazję P., ale tak to sobie tłumaczy: „Panowie przy Wiejskiej obracali się cały czas w swoim gronie, trochę już sobą i swoim męskim towarzystwem zmęczeni. Nagle pojawia się ktoś, kto nie jest miejscową dziennikarką ani koleżanką posłanką, a więc przynajmniej teoretycznie nie ma niebezpieczeństwa, że ewentualny romans wyjdzie na światło dzienne albo zostanie wykorzystany na przykład do szantażu. Anastazja P. wzbudzała zainteresowanie, na dodatek była kobietą do poderwania. W każdym razie, jak to się mówi, nie trzeba się było nachodzić, żeby ją poderwać. Na dodatek była spoza polityki, jawiła się zatem jako odskocznia od codziennej rzeczywistości. A co tu dużo mówić – okazja czyni złodzieja – wzrusza ramionami Jerzy Dziewulski.

Anastazja P. widziała to trochę inaczej, tak napisała potem w książce, którą wysadziła w powietrze polski parlament: „Nie było ważne, czy jestem mądra, czy głupia, ładna czy brzydka, najistotniejsze było to, że każdy cham może sobie posiedzieć z hrabiną”. I dalej: „Każdą najbrzydszą babę wystarczy wpuścić do Sejmu na 24 godziny, by wyleczyć ją z kompleksów. Większość myśli tylko o tym, żeby się napić i popieprzyć. Seks, wóda i ploty”.

Mocne? Mocne! Ale prawda jest taka, że od zalotników Anastazja P. nie mogła się opędzić. Adorowali ją posłowie od lewicy po prawicę. Niektórzy na adorowaniu zresztą nie poprzestali, ale wskoczyli do łóżka rozchwytywanej korespondentki „Le Figaro”. Tych, którzy osobiście poznali najintymniejsze szczegóły jej ciała, było całkiem sporo. Biedacy niebawem mieli się przekonać, że pozory mylą, a niewierność nigdy nie popłaca. Bo oto Anastazja P. postanowiła zaistnieć nie tylko przy Wiejskiej, ale też w masowej wyobraźni Polaków. Zaczęło się od rozmowy z „hrabianką”, która ukazała się w tygodniku „Nie”. Nasza bohaterka odsłania w niej kulisy swojej dziennikarskiej pracy przy Wiejskiej, z najintymniejszymi jej szczegółami. Wywiad okazał się strzałem w dziesiątkę, „Nie” błyskawicznie rozeszło się w kioskach, ale rozmowa na łamach tygodnika była jedynie zapowiedzią afery, która miała wybuchnąć lada moment.

PRZECZYTAJ WIĘCEJ!

Kto stał za skandalem - i jakie były jego konsekwencje? Kto tak naprawdę pisał książkę Anastazji P.? I ile zarobił na niej wydawca? - To wszystko ujawniamy w najnowszym wydaniu magazynu historycznego "Nasza Historia" powstającego we współpracy z "Polska The Times".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl