Jakie to sprawy? – Takie referendum mogłoby obejmować, zarówno rozstrzygnięcia dotyczące realizacji wielkich inwestycji, np. budowa stadionu miejskiego, Aqua Lublina, ale też sprawy budzące wielkie emocje, jak np. zmiana miejscowego planu zagospodarowania Górek Czechowskich, czy powstania elektrowni wodnej nad Bystrzycą – wyliczał Kulesza.
Pytania do referendum mają proponować mieszkańcy. Ale nie znaczy to, że na każde lublinianie będą odpowiadać w referendum. - Listę pytań będzie zatwierdzać rada miasta. Jeśli zgłoszonych zostanie 600 problemów, z których np. 200 będzie bardzo istotnych, to w ustaleniu ostatecznej liczby pytań w danym referendum będziemy kierować się zdrowym rozsądkiem – przekonywał Kulesza.
„Dzień referendalny” ma być organizowany raz w roku. Zdaniem Kulszy powinien to być zawsze ten sam termin. – Referendum jest lepsze od konsultacji, bo jego wynik jest wiążący dla samorządu – tłumaczył Kulesza. I dodawał: - Nie podejmę żadnej kluczowej decyzji dla życia mieszkańców bez referendum.
Rozstrzyganie problemów przez referendum może okazać się nieskuteczne. Dlaczego? Bo jego ważność jest uzależniona od frekwencji. – Wydaje mi się, że nie ma progu frekwencyjnego – stwierdził Kulesza.
Tymczasem w ustawie o referendum lokalnym jest zapis, że aby było ono ważne musi w nim wziąć udział 30 proc. uprawnionych do głosowania (art.55).
ZOBACZ TEŻ: Pracowali czy lenili się? Czas ocenić samorządowców!