Większość zdjęć powstaje w pozostałościach majątku dziadków reżysera.
- Tu się wychowywałem. W części, której dziś już nie ma mój dziadek miał pracownię rymarską. Tu świadczył usługi związane z tym rzemiosłem, a wieczorami opowiadał o przejściach obozowych, konspiracji i AK. Taką atmosferą syciłem się w dzieciństwie - wspomina Jan Jakub Kolski.
''Zabić bobra'' opowiada historią Eryka, byłego żołnierza polskich sił specjalnych, który po misji w Afganistanie, powraca do rodzinnego zrujnowanego domu z zamiarem rewitalizacji posiadłości i uporządkowania jej otoczenia. W samotności, otoczony tylko nowoczesnym sprzętem i dziką naturą, przygotowuje tajemniczą akcję. Jednocześnie zmaga się z prześladującymi go obrazami z przeszłości.
- To jest człowiek, którego głównym uwikłaniem jest rozchybotanie jaźni, osobowości. Ono jest konsekwencją różnych traum przeszłości wśród, których podstawową traumą jest ta wynikająca z misji afgańskich. Jest rozchwiany emocjonalnie i wyobraźniowo - opowiada Jan Jakub Kolski. - Do tego dochodzi tęsknota za wojskiem, z którego został zwolniony i pamięć miłości z pewną kobietą, uciekinierką z Kaukazu, Czeczenką.
Podczas porządków w okolicy domu Eryk wpada do wypełnionego wodą rowu i omal nie tonie. Zdenerwowany dokonuje odwetu na tamie zbudowanej przez bobry. Wtedy spotyka Bezi, - 17-letnią dziewczynę, która ctłumaczy mu, że bobry są pod ochroną. Pomiędzy dwojgiem ludzi rodzi się trudna do zidentyfikowania relacja.
Któregoś ranka Eryk jedzie w pobliże domu Bezi, wyciąga jej ojca na pole i brutalnie zabija. Kiedy wraca do domu odkrywa, że Bezi została porwana...
W rolę Eryka wciela się Eryk Lubos, aktor Teatru Rozmaitości w Warszawie, zdobywca Nagrody im. Zbyszka Cybulskiego w roku 2009 za rolę w filmie "Moja krew" w reż. Marcina Wrony.
- To chyba pierwszy projekt o syndromie postfrontalnym w Polsce. Eryk wraca i chce sobie poukładać życie - mówi aktor. - Cierpi na bezsenność i trudno mu odnaleźć się w tej rzeczywistości.
- Praca z jednej strony jest bardzo intensywna, z drugiej nasycona rozmaitymi deficytami, z których podstawowym jest deficyt pieniędzy i idący za nim deficyt dni zdjęciowych - mówi Kolski. - Niespełna dwa lata temu zrobiłem ''Wenecję'', film, który wówczas był najdroższym polskim filmem. Teraz robię prawdopodobnie najtańszy polski film. Sporo rzeczy nam brakuje, ale substancją, która takie dziury dobrze zatyka jest ludzka pracowitość.
Jutro zapadnie decyzja czy produkcję filmu Jana Jakuba Kolskiego wesprze finansowo Łódź Film Commision.