“Krzycz! Może ktoś posłucha” - to nie tylko fragment piosenki z najnowszej płyty Dezertera, który w piątek wybrzmiał na scenie Jarocina razem z legendarnymi kawałkami SS-20. Taki też był Jarocin, gdy ze sceny popłynęły dźwięki “Czarny chleb i czarna kawa” Strachów Na Lachy, “Na czworaka” Luxtoperdy czy “Redemption Song” w wykonaniu Gutka. Jarocin spragniony nie tylko muzyki, ale także wolności. Na to słowo jarocińska publiczność była wyjątkowo wyczulona. Reagowała mocniej. Każdym nerwem.
W ciągu tych trzech dni zdarzył się także inny Jarocin. Miłość. To klucz nie tylko do “Legendy” Armii, która po 30 latach od premiery znów wydarzyła się na nowo w Jarocinie. Miłość zapleciona w słowa i w dźwięki popłynęła też sceny na koncercie Sorry Boys, Edyty Bartosiewicz oraz Heya, który był największym koncertem tegorocznego Jarocina. Nie tylko z powodu publiczności, którą zgromadził pod sceną, ale emocji, które uwolnił. To był ten koncert na najwyższych rejestrach, gdzie zostaje już tylko muzyka i bicie serca. Łzy w oczach Nosowskiej i wiele zdartych i jednocześnie ściśniętych gardeł ze wzruszenia po drugiej stronie to kwintesencja tego koncertu. Był to jedyny koncert Heya w tym roku. Koncert, który tak bardzo był wszystkim potrzebny.
I był nowy Jarocin z Kwiatem Jabłoni i Darią Zawiałow. I w gruncie rzeczy, nie było w tym nic nowego, bo Jarocin zawsze przecież taki był. Festiwalem muzyki swojego czasu. Jej rytmem. Dlatego też ten Jarocin nie mógł być inny.
Było w nim też co najlepsze, co zdarzyło się wtedy, w jego początkach, co było jego zaczynem i wywróciło do góry wszystkie porządki. To był nie tylko Dezerter z piosenkami SS-20, ale także TSA, bogowie polskiego heavy metalu, którzy w ostatnią festiwalową noc znów pewnie będą bogami.
Ten Jarocin byłby z pewnością inny gdyby po drugiej sceny był las rąk z telefonami. Nie dość, że nie było lasu, to jeszcze “pojedyncze drzewa” należały do rzadkości. Dzięki Jarocin!
Zobacz zdjęcia z festiwalu w Jarocinie:
Jarocin Festiwal 2021: Jarocin spragniony nie tylko muzyki, ...
