No więc z tej znajomości matmy mam problem. Oto po ostatnim meczu Legii z Lechem podano, że nowy obiekt zaszczyciło 22 tys. widzów. A teraz, po Lechii (czyli teoretycznie po ograniu mistrza Polski, a z rywalem słabszym, łatwiejszym do nastrzelania brameczek) czytam raport: było nas 17 tys. Czyli jak znam matmę (a znam biegle) - w ciągu tygodnia ubyło nas 5 tys.! Czyli - trzymając się reguł matmy - stadion Legii będzie stał pusty jakoś tak przed 1 grudnia.
Zauważcie, ludzie nie chodzą, chociaż poprzedni mecz był wygrany. Nie chodzą, chociaż pijacy odsunięci. Nie chodzą - bo nie! Czemu? Ano dochodzę do wniosku, że szwankuje organizacja. Nie chcą nas!
W piątek dzwoni kolega z Gdańska. Sponsor Lechii. Żeby załatwić mu dobry bilet. Skromny facet, utrzymuje w firmie dwóch gości z pierwszego składu na etatach, w tym tego najlepszego, ale chciałby zobaczyć ich w akcji w Warszawie. Prosi o drobną pomoc. Ja, oczywiście, ślę mejla do Legii, z istotnym dopiskiem - zapłacę! Jakoś tak wkalkulowałem stówkę w ten interes. No i dostaję odpowiedź (jak Boga kocham, do wglądu), że… kibic Lechii nie może siedzieć na trybunach Legii czy coś takiego… I żebym spadał na drzewo…
No więc tak. Legia straciła w tydzień 5 tys. kibiców (znów popisywać się zacznę znajomością matematyki), a ode mnie nie chciała stówy. Kolega z Gdańska, nie mając szansy obejrzenia meczu, zrezygnował z podróży samolotem - linie lotnicze straciły ze trzy stówki, a dwie knajpy w Warszawie drugie tyle. To już 700. Pewnie kupiłby coś w klubowym sklepie, no i dwa razy przejechał się taksówką - to już tysiąc.
Otóż ja mam generalnie w nosie, które miejsce zajmie Legia, nie jestem statystykiem. Ale drażni mnie, jak podchodzi do swoich sponsorów, czyli kibiców. Daje marny futbolowo produkt (nie mieć sytuacji, strzału, dryblingu przez 90 minut - to faktycznie lepsze są "Szpilki na Giewoncie", tam chociaż jest nadzieja na gole!), odpycha potencjalnych widzów, pomijając brak parkingów, taksówek, wszystkiego. Ja czasu nie straciłem, w pubie spotkałem kucharza Sowę, który zdradził mi sekret robienia zasmażki (najpierw bułkę tartą na suchą patelnię rzucić, sprawdzę), pogadałem z kibicami, ale myślicie, że kiedyś wrócę?