Człowiek, wiadomo – przyzwyczai się do wszystkiego. Najszybciej jednak do luksusu. I właśnie luksus przez wiele miesięcy Iga fundowała kibicom. Wygrywała często, niejednokrotnie efektownie, była dominatorką zwłaszcza na kortach ziemnych. Rozpieściła nas, pewnie także z tego powodu tak źle znosimy jej gładkie porażki z Coco Gauff czy Daniele Collins i niekończącą się udrękę z Jeleną Ostapenko.
Pytanie o nieprzyjemności
Pytanie, czy z tymi nieprzyjemnościami powinniśmy się na dobre oswoić jest jak najbardziej zasadne. Bo zjazd Igi nie wygląda wcale na chwilową zadyszkę, tylko nosi znamiona systemowego kryzysu. Zupełnie, jakby ktoś zepsuł najlepszą - jeszcze niedawno - tenisistkę świata. Przede wszystkim w aspekcie mentalnym, ale także w kilku technicznych elementach, które po treningach z Wiktorowskim wyglądały znacznie lepiej.
Oczywiście, cały świat szuka przyczyn tego nieoczekiwanego (za to drastycznego) spadku formy. Analiza zwalniającego - podobno o ponad 10 km/h - serwisu Świątek doprowadziła jej autora do konkluzji, że być może powodem jest jakiś problem zdrowotny. Jeśli jednak podstawą kryzysu Igi byłaby rzeczywiście jakaś niezaleczona kontuzja, to skandal byłby nieprawdopodobny – przecież w takiej sytuacji sztab znakomitej tenisistki powinien zalecić przerwę niezbędną do powrotu do normalnej dyspozycji. I - zakładając, że tworzą go zawodowcy – tak zapewne by się stało. Dlatego o wiele bardziej prawdopodobny jest scenariusz, że to głowa nie wytrzymała długotrwałej walki o utrzymanie prymatu na świecie. I teraz w pierwszej kolejności wymaga naprawy.
Presja, która ciąży na "jedynce"
Kibice, komentatorzy i wszyscy, którzy tego nie doświadczyli, nie zdają sobie sprawy ze skali presji, pod jaką żyje światowa „jedynka”. I tej zewnętrznej wywieranej przez przeciwników, sponsorów, kibiców, ale – zapewne – także wewnętrznej, którą ambitny sportowiec nakłada osobiście. Pamiętamy przecież doskonale, że całkiem niedawno tego napięcia nie wytrzymała Ashleigh Barty rezygnując z zawodowej kariery miesiąc przed 26. urodzinami. Gdy zdecydowanie prowadziła w rankingu WTA i wydawało się, że na lata zdominuje żeński tenis.
Tyle że wydawało się – w zasadzie wszystkim - iż właśnie z tego powodu Iga ma w sztabie non-stop psychologa. To znaczy po to, aby błyskawicznego wypalenia zawodowego, nie doszło. Dziś ze światka tenisowego, od ludzi naprawdę świetnie zorientowanych w temacie, docierają jednak przemycane coraz częściej komentarze, że pani Daria Abramowicz od dawna nie jest już dla Świątek psycholożką. Tylko raczej kimś w rodzaju przyjaciółki lub powierniczki. Taki problem też jednak nie tylko można, ale wręcz trzeba rozwiązać!
Nie wnikając nawet w szczegóły tej owianej mgłą tajemnicy relacji, wydaje się, że nasza gwiazda powinna po prostu udać się do innego psychologa. Takiego, który zastosuje inne/nowe bodźce, z boku spojrzy na Igę. I to pani Abramowicz powinna ją do niego wysłać, jeśli naprawdę zależy jej na tym, aby raszynianka wróciła jeszcze na szczyt. Prawda, że to dość oczywiste?
