Joanna Racewicz ma rodzinę w okolicach Przewodowa. Martwi się o bliskich
Do głośnej sprawy odniosła się dziennikarka Joanna Racewicz, która urodziła się w pobliskim Hrubieszowie. W rozmowie z Plejadą, dziennikarka podkreśliła, że na miejscu zdarzenia potrzebni są psychologowie. Według jej relacji, niektórzy mieszkańcy boją się teraz wychodzić z domów.
- Ludzie się boją. Jestem w kontakcie ze znajomymi i z bliskimi. Ta informacja, że to jednak ukraińska rakieta też nie pomaga w uspokojeniu nastrojów. Sytuacja jest tam bardzo napięta — najbardziej w tej okolicy Przewodowa. Dzieci nie poszły do szkół, tam są potrzebni psychologowie - powiedziała serwisowi.
- Każdy reaguje inaczej. Są ludzie, którzy nie wychodzą z domów, bo po prostu się boją, są tacy, którzy robią zapasy i zastanawiają się, czy nie wyjechać do rodziny bliżej środka Polski. Całe szczęście do paniki jeszcze daleko, takie podsycanie złych nastrojów nikomu nie służy - dodała.
We wtorek po godz. 15 - jak przekazali przedstawiciele polskich władz - na terenie leżącej niedaleko od granicy z Ukrainą wsi Przewodów (powiat hrubieszowski, woj. lubelskie) spadł pocisk. W wyniku eksplozji zginęło dwóch obywateli Polski.
Jak poinformował w środę prezydent Andrzej Duda po naradzie w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego, nic nie wskazuje na to, że zdarzenie w Przewodowie był to intencjonalny atak na Polskę i nie mamy żadnych dowodów, że rakieta została wystrzelona przez Rosję.
dś
