Gdy w październiku 2015 r. Juergen Klopp obejmował Liverpool, zakomunikował fanom: musimy zmienić nastawienie, z wątpiących na wierzących. Teraz! I od tego momentu The Reds przegrali finały Pucharu Ligi, Ligi Europy i Ligi Mistrzów. Wszystkie te trzy starcia o trofea LFC mógł wygrać, zabrakło szczęścia, koncentracji lub... bramkarza.
W tym roku niemiecki menedżer zadbał, by wiatr wiał już tylko i wyłącznie w plecy. W styczniu kupił najdroższego obrońcę świata Virgila van Dijka, w sierpniu bramkarza Alissona Beckera (chociaż szybko przebiła go Chelsea, kupując Kepę za 80 mln euro). Liverpool sprowadził środkowych pomocników Naby’ego Keitę i Fabinho, a tymczasem na razie okazuje się, że kupieni za 90 milionów euro piłkarze przegrywają rywalizację z Gini Wijnaldumem i Jamesem Milnerem. Ponieważ Klopp przez ostatnie lata wycisnął z nich apogeum możliwości. W ostatnich tygodniach zatrudnił nawet specjalistę od rzutów z autu Thomasa Gronnemarka, a teraz – jak informuje „SportBild” – nawiązał współpracę z brązowym medalistą olimpijskim w pływaniu Mark Warnecke.
Niemiec będzie zaopatrywał drużynę w „sekretny napój” wspomagający regenerację organizmu. Warnecke do współpracy wziął Monę Nemmer – jego zdaniem najlepszą specjalistką do spraw żywienia na świecie.
Wszystkie te działania sprawiły, że Liverpool wygrał pierwsze sześć ligowych spotkań, a w Lidze Mistrzów wygrał z PSG 3:2.
Wielu ekspertów będących blisko Liverpoolu ocierało się myśli, że to koniec budowy wielkiego zespołu przez Kloppa. Wszystko przez odejście Zeljko Buvaca. - To mój mózg - mówił o nim Niemiec. Pracowali razem ponad dekadę i Bośniak postanowił pójść na swoje. Na początku maja mówiło się nawet, że przejmie w Arsenalu schedę po Arsenie Wengerze, a później o podjęciu pracy w Fenerbahce Stambuł. Kulisy rozstania tego wydawałoby się nierozłącznego duetu nie są za bardzo znane. Buvac odszedł nagle. I to przed rewanżowym półfinalem Ligi Mistrzów z Romą, w którym - mimo trzech goli przewagi z pierwszego meczu - Anglicy drżeli o końcowy sukces. Jak widzimy - Klopp nie próżnował, a bez Buvaca radzi sobie całkiem dobrze.
Pierwsza zadyszka przyszła w środę, bowiem z Pucharu Ligi liverpoolczyków wyeliminowała Chelsea. Okazja do rewanżu nadejdzie jednak bardzo szybko, bowiem już jutro na Stamford Bridge obie ekipy spotkają się ponownie. – W sobotę będziemy bronić lepiej, daliśmy im zbyt dużo miejsca. Powinniśmy wykorzystać okazje z pierwszej połowy i byłby spokój – ocenił po środowym meczu (1:2) Klopp. Zwycięstwo na Anfield zapewnił gościom Eden Hazard.Belg pojawił się na początku drugiej połowy i w końcówce spotkania popisał się niesamowitą „solówką”. – Wciąż uważam, że nie widzieliśmy jeszcze granicy jego możliwości. Jest niezwykły – zachwalał po meczu Belga Gianfranco Zola, asystent menedżera Maurizio Sarriego.
Były szef Piotra Zielińskiego i Arkadiusza Milika w Napoli ma powtórzyć w Chelsea ulubiony schemat właściciela Romana Abramowicza: podnieść zespół z kolan, zadziwić całą Anglię i w pierwszym roku pracy zgarnąć mistrzostwo Anglii. Tak w zachodnim Londynie robili Jose Mourinho, Carlo Ancelotti i Antonio Conte. A co z Liverpoolem, który na tytuł czeka już 28 lat?
- Na Stamford Bridge będzie zupełnie inaczej. Grając z nimi sam musisz dominować w momencie posiadania piłki. My byliśmy za spokojni - ocenił po meczu Klopp, który w Anglii jest kochany za twarde, jasne, (często z humorem) przekazy do mediów. W czerwonej części miasta Beatlesów nie ma paniki. Nikt nie wyciąga wniosków z meczu, w którym "debiutowało" w tym sezonie pięciu nowych zawodników. - Mimo porażki, jestem zadowolony. To rzadkość - dodał Niemiec, który przez trzy lata budował głębie składu, o której marzy każdy poważny menedżer w Premier League.
Taką misję miał Brendan Rodgers na Anfield po sprzedaniu Luisa Suareza. Irlandczyk z północy chciał oprzeć zespół o "szklanego" Daniela Sturridge'a". Teraz ten sam Sturridge walczył latem w sparingach, by załapać się do osiemnastki meczowej, a potem, by istnieć jako rezerwowy. W ataku szaleje jeden z trzech najlepszych piłkarzy świata, który i tak jest tylko sporą częścią siły. Czy ona da w końcu Liverpoolowi upragniony tytuł?