Pierwszego wieczoru po śmierci Tomasza Jędrzejaka w okolicy Stadionie Olimpijskim można było odnaleźć dwa miejsca, w których oddano hołd wieloletniemu kapitanowi żużlowców Sparty Wrocław – na pergoli i tuż pod wieżą zegarową, gdzie zasiadają najzagorzalsi sympatycy WTS-u. W sumie złożono kilka zniczy i małą wiązankę w klubowych barwach. Ktoś mógłby stwierdzić, że to skromne pożegnanie. Z drugiej strony to bardzo znamienna scena. Wszak skromność była jednym z tych przymiotów, przez które będzie zapamiętany. Na ceremonię pogrzebową przybyły tłumy kibiców, których przez lata – nie tylko na wrocławskim owalu – porywał swoją jazdą i nienaganną techniką, a urzekał otwartością i poświęceniem dla dobra zespołu.
– Oglądając jako młody chłopak mecze złotej drużyny z lat 90., myślałem sobie, że chciałbym ścigać się w tym klubie. Postrzegałem to chyba wtedy jedynie w kategorii marzeń. Kilkanaście lat później podpisałem jednak kontrakt ze Spartą, potem zostałem jej kapitanem. Wrocławski klub zawsze będzie w moim sercu. To klub, z którym się identyfikowałem i dla którego w cudzysłowie oddałbym naprawdę wszystko – powiedział wyraźnie wzruszony podczas jubileuszu 25-lecia istnienia WTS-u w 2018 roku.
Wielki jest ten, kto słowa popiera czynami. Najmłodsi fani Betardu Sparty mogą nie pamiętać, że w XXI wieku swego czasu na mecze we Wrocławiu przychodziły około dwa tysiące widzów, a żużlowcy ze stolicy Dolnego Śląska bronili się przed spadkiem. W tych trudnych chwilach Tomasz Jędrzejak brał na swoje barki odpowiedzialność za losy drużyny.
Do WTS-u dołączał trzykrotnie. Kiedy wracał, był witany z otwartymi rękami. Wieloletnia prezes wrocławskiego klubu Krystyna Kloc przyznała, że to człowiek z ogromną klasą.
Zawsze otwarty na kibiców
Ci, którzy go znają, podkreślają, że nigdy nie chciał brylować w mediach. – Im mnie w nich mniej, tym czasami lepiej. Wolę swoją wartość potwierdzać na torze, niż opowiadać nie wiadomo co – stwierdził w rozmowie z red. Maciejem Kmiecikiem.
Wspomnianą wartość pokazywał jednak nie tylko na torze, ale również wtedy, gdy znajdował się daleko poza zasięgiem telewizyjnych kamer. – Kapitan, który tyle razy nas ratował od spadku, wkładał całe serce w każdy bieg dla Sparty. Prawdziwa legenda, wspaniały człowiek, który potrafił przywieźć motor na pogrzeb zupełnie obcego mu człowieka i odpalić silnik, spełniając tym samym jego ostatnie życzenie. Która gwiazda postąpiłaby tak samo? – zastanawia się jeden z naszych czytelników.
– Po zakończeniu treningu (na Stadionie Olimpijskim - przyp. red.) kibice pomału opuszczali sektor gości, ja z dziewczyną byliśmy prawie na końcu. Obejrzałem się za siebie i zobaczyłem, że z parkingu macha do nas Tomek. Na początku nie wiedziałem, o co chodzi i nie wiedziałem do kogo macha, ale w końcu cofnęliśmy się pod kratę, a Tomek do nas podbiegł i zaczął zagadywać, jak nam się podoba sezon, czy będziemy na meczu i generalnie, co słychać – opowiada na portalu PoKredzie.pl o swoim ostatnim spotkaniu z Tomaszem Jędrzejakiem Paweł Radwański, kibic z Wrocławia.
Wśród sukcesów był też smutek
Jego największy sukces to triumf w Indywidualnych Mistrzostwach Polski w 2012 roku, kiedy na zielonogórskim torze otrzymał prawo do zapisania swojego nazwiska na czapce Kadyrowa.
Sierpień 2018 roku, finał IMP w Lesznie. Kiedy dowiedział się, że w zawodach nie może wystąpić Maksym Drabik, jako drugi rezerwowy był gotowy na rywalizację i liczył na zajęcie miejsca 20-latka. Gdyby Drabik wysłał zwolnienie lekarskie dzień wcześniej, według regulaminu do obsady turnieju dołączyłby „Ogór”. Młodzieżowy mistrz świata swoją absencję zgłosił jednak w dniu finału. W takiej sytuacji prawo startu przysługiwało pierwszemu rezerwowemu, Marcinowi Nowakowi.
Przez większą część sezonu 2017 w zespole prowadzonym przez Rafała Dobruckiego pełnił rolę rezerwowego. – Zapytałem, kiedy wraca do składu, bo czekamy na kapitana, a on odpowiedział, że chłopaki jeżdżą bardzo dobrze i taka jego rola teraz, by wspierać ich z parkingu, później podziękował nam za wsparcie – wspomina Paweł Radwański. Tomasz Jędrzejak na treningach był wówczas w stanie wygrać z każdym i wiedział, że w finale zrobi różnicę. Niestety nie otrzymał szansy, by pojawić się na torze i wspomóc swoich kolegów z drużyny w walce o medale.
Najbliżej sięgnięcia po tytuł drużynowego mistrza Polski był właśnie w 2017 roku, kiedy Betard Sparta w finałowym dwumeczu PGE Ekstraligi minimalnie uległa Fogo Unii Leszno. Środowisko kibiców WTS-u srebrny medal uznało raczej za sukces, zważając na fakt, że młody zespół Rafała Dobruckiego mógł mieć jeszcze kilka okazji, by powalczyć o trofeum. Tego wieczoru najbardziej rozżalonym człowiekiem na Stadionie Olimpijskim mógł być jednak właśnie Tomasz Jędrzejak, który najprawdopodobniej godził się z faktem, że już nigdy nie będzie mu dane cieszyć się ze złota z ukochanym klubem.
– Czasami po prostu nie wiesz, co dzieje się pod powierzchnią. Jesteś legendą i dobrym facetem. Będziemy za tobą tęsknić, bracie – takimi słowami „Ogóra” pożegnał Tai Woffinden. Ci żużlowcy, którzy odeszli z tego świata i ścigają się już tylko na błękitnym owalu, doczekali się swojego kapitana.
Łukasz Tobys, prezes Gwardii Wrocław: Pewne rzeczy nam się ulały
