Spis treści
Podobna sytuacja była 23 stycznia, kiedy kapitan samolotu z Charlotte nagle przerwał lądowanie, mówiąc pasażerom, że widzi helikopter w pobliżu.
To nie było dziwne, to było przerażające
„Musieli zawrócić, bo na torze lotu był helikopter” – wspomina pilot Richard Hart, pasażer wracający z podróży służbowej. „Wtedy wydało mi się to dziwne. Teraz uważam to za niepokojąco tragiczne.”
Dwa odwołane lądowania w ciągu tygodnia ilustrują zagrożenie, jakie stwarzają helikoptery wojskowe w pobliżu lotniska. Wojskowy Black Hawk, który zderzył się z odrzutowcem American Airlines, leciał wzdłuż wschodniego brzegu rzeki Potomac w korytarzu przeznaczonym dla nisko lecących helikopterów.
Ten wąski pas utrzymuje je z dala od torów lotów odrzutowców w dużej części przestrzeni powietrznej, ale przecina się z torem samolotów na południowo-wschodnim podejściu do pasa 33, na którym miał lądować American Eagle Flight 5342 z Wichita.
Brakowało kontrolera do lotów śmigłowców
Częste szkolenia wojskowe wokół lotniska skłoniły Federalną Administrację Lotniczą do umieszczenia kontrolera ruchu zajmującego się helikopterami w wieży lotniska.
Jednak według „The Washington Post” w chwili środowej tragedii, obsada personelu w wieży była „nienormalna” i do lotów helikopterem nie przydzielono żadnego kontrolera.