W parku, sąsiadującym z gospodarstwem, siedzi grupa nastolatków. Rozmawiają. Potwierdzają słowa starszych.
- Jak 16 ujadających psów wbiegło na plac, to my strzałeczka i już nas nie było - wspomina jeden z chłopaków. - Przed świniami też zwiewaliśmy.
Helena Stachowiak potwierdza, że mieszkańcy skarżyli się na uciążliwe sąsiedztwo.
- Przekazywałam te skargi do Urzędu Gminy w Czerwonaku - informuje pani Helena.
Tomasz Stellmaszyk, zastępca wójta Czerwonaka twierdzi, że gmina ma poważny kłopot z właścicielką tej posesji. Nie odbiera wezwań, nie wpuszcza na podwórko urzędników. Dopiero weterynarzowi udało się wejść na teren obejścia. Jego zdaniem, psy i trzy świnie (w tym jeden knur) przechowywane są w niewłaściwych warunkach.
- Dlatego postanowiliśmy czasowo odebrać zwierzęta właścicielce - tłumaczy T. Stellmaszyk. - Na teren gospodarstwa weszliśmy w asyście policji i Straży Gminnej.
Jedna locha biegała po ogrodzie pełnym złomu i śmieci. Nie mogła dostać się do chlewni. Na przeszkodzie stały śmieci. Psy przetrzymywano w prowizorycznych klatkach, po 4-5 w każdej. Na niektórych klatkach znajdowały się sterty odpadów. Nie były głodzone czy bite.
- Psy znajdowały się też na strychu. Te wydawały się zdziczałe, jakby nigdy nie opuszczały pomieszczenia - mówi Irena Apanas-Budny, kierownik wydziału gospodarki komunalnej i ochrony środowiska Urzędu Gminy Czerwonak. - Zabraliśmy 40 psów i umieściliśmy je w schronisku. Jednego nie udało się nam złapać.
Właścicielka posesji odwołała się do SKO, które uchyliło decyzję gminy i skierowało do ponownego rozpatrzenia. Uznano, że nie została ona wystarczająco uzasadniona. SKO wskazało, że urzędnicy nie ustalili właściciela psów.
- Jeśli nie są tej pani, to dlaczego rozpatrywano jej wniosek? - pyta I. Apanas-Budny.
Gmina za utrzymanie 40 psów (są w Pile) płaci firmie Vet-Agro Serwis 12 tys. zł miesięcznie. Mieszkańcy Kicina są tym oburzeni.
- Dlaczego my podatnicy mamy płacić za takich ludzi - mówią. - Psy tej pani nie były zaczipowane, nie płaciła za nie podatku. A teraz gmina jeszcze ponosi koszty pobytu ich w schronisku.
Kolejny problem to sterty śmieci zalegające na podwórku i w domu.
- Przywozi je z Koziegłów - twierdzi starszy pan. - Kiedyś woziła je maluchem. Auto było wypakowane po dach. Teraz rowerem. Zbiera wszystko: chleb, kości, buty, gary, złom.
Straż Gminna ocenia, że śmieci jest ok. 400 metrów sześciennych. Postępowanie o nakazanie ich wywozu trwa.
Właścicielka gospodarstwa prosi o nie nagłaśnianie sprawy. Jej zdaniem, wieś i urząd prowadzi na nią nagonkę. Przypomina, że gmina przegrała w SKO. Twierdzi, że psy były szczepione i dopiero miała je zaczipować. Hodowała je dla chorych dzieci, na dogoterapię. Obecnie ma kolejne trzy. Przekonuje, że nagromadzone odpady to w większości rzeczy potrzebne. Obecnie segreguje je i zbędne wyrzuca do kontenera.
- Nawet jeżeli wywiezie jeden kontener tygodniowo, to zajmie jej to dwa lata - uważa I. Apanas-Budny. - To działania pozorowane.