Kobieta w świecie mężczyzn: Kim jest Marta Ostrowska, kierownik pierwszej drużyny Legii Warszawa

Tomasz Biliński
Tomasz Biliński
Marta Ostrowska
Marta Ostrowska Bartek Syta/Polskapresse
Męski świat jest lepszy, wszystko jest w nim prostsze, bez ściemniania, a za to z konkretami - opowiada Tomaszowi Bilińskiemu kierownik pierwszej drużyny Legii Warszawa Marta Ostrowska, jedyna kobieta w Europie pracująca na takim stanowisku.

W momencie, gdy Legia zdobywała mistrzostwo Polski, to... spałam. Późno wróciliśmy z meczu w Łodzi, w domu byłam koło trzeciej nad ranem. Stąd ten dzień był taki rozbity. Zaczęłam oglądać mecz Lecha, ale zasnęłam już na początku. Mąż mnie później obudził i mówi, że Podbeskidzie prowadzi. Byłam jeszcze nieprzytomna, dopiero jak komentator po końcowym gwizdku powiedział, że Legia jest mistrzem Polski, to zdałam sobie sprawę z tego, co się właśnie stało. Rozdzwonił się telefon, ja się wzruszyłam… Płakać skończyłam koło 1 w nocy. Kto pierwszy zadzwonił? Janek Urban.

Telefon od trenera był dla mnie najważniejszy. Przecież to on jest moim szefem. Gdyby nie jego zgoda w styczniu, nie zostałabym kierownikiem pierwszej drużyny. Oczywiście na pomysł, żebym nim została, wpadł prezes Bogusław Leśnodorski, co mnie kompletnie zszokowało. Gdzie ja? Mój mąż, jak mu o tym powiedziałam, to w ogóle nie rozumiał, co do niego mówię. Po zastanowieniu się stwierdził jednak, że taka oferta zdarza się raz w życiu i jeśli z niej nie skorzystam, będę tego żałowała. Bardzo pomogła mi też reszta rodziny, która była gotowa wspierać nas przy opiece nad córką. Miałam obawy, czy nie ucierpi na mojej pracy. Ale paradoksalnie teraz mam dla niej więcej czasu niż wtedy, gdy pracowałam od 9 do 17. Choć od razu zaznaczam, że nie jestem Matką Polką, która cały dzień siedzi w domu z dzieckiem i pichci obiady. Absolutnie! Od dziecka tak miałam. Zamiast siedzieć z mamą w kuchni, wolałam spędzać czas z tatą w garażu.

Zdecydowałam się więc przyjąć propozycję prezesa, ale pod warunkiem, że trener zaakceptuje mój wybór. Zrobił to. Przyszedł do mojego pokoju, chwilę pogadaliśmy, przeszliśmy na "ty" i na koniec powiedział: "No, to do roboty", bo to było tuż przed treningiem. Kompletnie nie wiedziałam, za co się zabrać! Trener zaprowadził mnie do szatni, gdzie powitałam drużynę, i jakoś poszło. Wcześniej w Legii też odpowiadałam za sprawy organizacyjne, bo pracowałam przy otwarciu strefy VIP przy okazji meczu z Arsenalem. Później zaczęłam przejmować coraz więcej organizacyjnych obowiązków, a z czasem zostałam kierownikiem ds. administracji i floty samochodowej, tworząc dział praktycznie od podstaw, bo tego wymagał nowy obiekt. O ile tam wiedziałam, co robić, o tyle w sprawach sportowych byłam zielona. Cały sztab był jednak bardzo pozytywnie nastawiony i w każdej chwili gotowy do pomocy. Dużym wsparciem od samego początku jest Jacek Magiera. Ja jednak starałam się być samodzielna i nie zaprzątać głów sztabu moimi sprawami. Pomyślałam, że to jest dla mnie taki sprawdzian. Jak dam sobie radę na obozie w Hiszpanii i podczas pierwszych meczów rundy, to nic mi już nie będzie straszne.

Swoją drogą, spodobał mi się ten inny, męski świat. Jest lepszy, wszystko jest w nim prostsze, bez ściemniania, a z konkretami. Bo ja w ogóle mam w sobie więcej z faceta niż z kobiety. Zawsze tak było. Jak byłam mała, to zamiast bawić się lalkami, chodziłam po drzewach albo z braćmi grałam w piłkę. Co prawda zawsze stałam na bramce, bo nikt inny nie chciał być bramkarzem, ale to była dobra szkoła życia.
Ale muszę się przyznać, że nim zostałam kierowniczką, to wcześniej piłką nożną raczej się nie interesowałam. Długo nie wiedziałam też, kiedy jest ten osławiony spalony. Teraz jest inaczej. Nie ma też mowy o czymś takim, że siedzę sobie na ławce i czekam na 90. minutę. Wręcz przeciwnie, mecze strasznie przeżywam. Muszę się powstrzymywać, chłopaki wariują dużo bardziej spontanicznie ode mnie, ale to do mnie sędzia przychodzi i prosi, żebym zwróciła uwagę, by opanowali emocje.

Legia wciąga. Może coś powiedzieć o tym moja mama, która pierwszy raz była na meczu, gdy graliśmy z Lechem, i była oczarowana atmosferą na stadionie. Szczególnie zachwycona była Żyletą. Już mi zapowiedziała, że częściej będzie na naszym obiekcie. Nie dziwię jej się. Jeśli w środowy wieczór miałabym wybierać, co oglądać, Ligę Mistrzów czy "Na Wspólnej", to zdecydowanie wybieram to pierwsze. Chociaż prawda jest taka, że telewizji praktycznie nie oglądam. Będąc w domu, wieczory zarezerwowane mam dla mojej córki. Wtedy jest czas na kąpiel, usypiane, czytanie bajek, świat kucyków i "Monsterhajek".

Szybko odnalazłam się w tym, co teraz robię. Oczywiście na początku miałam obawy, jak mnie przyjmą gospodarze na meczach wyjazdowych, jak będą wyglądały odprawy czy rozmowy z sędziami czy delegatami. Ogromnym poruszeniem było zwłaszcza pierwsze spotkanie, z Koroną w Kielcach. Wszyscy byli ciekawi, czy rzeczywiście Legia przyjedzie z babą na pokładzie. Z czasem sytuacja coraz bardziej stawała się naturalna, a atmosfera luźniejsza. Poza tym nie chciałam wykorzystywać tego, że jestem kobietą. Absolutnie nie przeszkadza mi to, że we wszystkich protokołach jest rodzaj męski, a pracownicy innych klubów lub sędziowie czasem się zapominają i mówią: "Witam panów".

Moment zwątpienia? Nie miałam. Chociaż po dwóch meczach bez zwycięstwa zaczęły pojawiać się różne komentarze. Ja na przykład nie wiedziałam, że w środowisku piłkarskim jest taki przesąd, że kobieta w drużynie przynosi pecha. Sama zresztą przesądna nie jestem. Jedyne co, to… żaba, taka metalowa biżuteryjna, którą dostałam od Jacka Magiera na Dzień Kobiet. To w ogóle był radosny dzień. Byliśmy akurat w Bielsku-Białej i podczas śniadania Michał Żewłakow z Kubą Wawrzyniakiem wręczyli mi w imieniu drużyny piękny bukiet róż. Wtedy reszta chłopaków zorientowała się, o co chodzi. Dostałam owoce, kwiatki, które stały na stolikach jako dekoracje. Pamiętam, że jak Marek Saganowski składał mi życzenia, poprosiłam go o spełnienie jednego. Zgodnie z obietnicą zdobył bramkę i ostatecznie wygraliśmy z Podbeskidziem 2:1.

Debiut żaby był więc udany. Od tamtej pory ściskam ją w ręku podczas każdego spotkania. Raz tylko ją gdzieś podziałam. O rany, co się wtedy działo. My byliśmy już w Gliwicach, ale prezes miał do nas dojechać tuż przed meczem i ją przywieźć. Najpierw dyrektor do spraw bezpieczeństwa przeszukał mój gabinet, nie znalazł jej. Później mój mąż, który wybrał się tamtego dnia na ryby, musiał wracać do domu i tam sprawdzić. Znalazł ją i dostarczył Bogusiowi. Żaba ostatecznie do mnie dotarła, ale chyba trochę się wkurzyła, że ją zostawiłam, bo z Piastem bezbramkowo zremisowaliśmy.
Piłkarze? Byłam bardzo pozytywnie zaskoczona. Choć tych z Legii kojarzyłam doskonale, niektórych trochę znałam, to jednak większość ludzi myśli, że taki typowy piłkarz, to mało inteligentny gość z żelem na włosach. Wcale nie! To bardzo fajne, wartościowe chłopaki, przynajmniej ci w Legii. Czasami nawet mam wrażenie, że niektórzy z nich, zwłaszcza ci młodzi, są zbyt poważni na swój wiek. Wiedzą, że z "kiero" można pogadać i pożartować. Nie raz się zdarza, że próbują mi zrobić kawał, na przykład, gdy liczę ich w autokarze, a oni chowają się pod siedzeniami. Szybko wytworzyła się między nami chemia i wcale nie musieliśmy chodzić do Enklawy! Często staram się im pomagać, ale zapewniam, że nie chodzi tu o wybór szminki lub perfum dla żony czy dziewczyny.

Szatnia? Ten temat przewija się, odkąd zostałam kierownikiem drużyny. Rzadko w niej jestem. Tylko na początku zbiórki, gdy jeszcze wszyscy są ubrani. Czasem zdarzy się, że potrzebuję kapitana, by podpisał protokół meczowy, albo telewizja kogoś prosi, ale wtedy robię to w taki sposób, żeby nie wprawiać w zakłopotanie ich ani siebie. Poza tym kierownik, nieważne - mężczyzna czy kobieta, w szatni jest zbędny. To miejsce dla zawodników i trenera. Ja dbam o to, żeby mieli co zjeść, gdzie spać i pozostałe sprawy organizacyjne. Jak opowiedziałam mamie, co należy do moich obowiązków, to podsumowała: "Czyli jesteś dla nich jak matka". No, trochę tak.

Co bym odpowiedziała, gdyby prezes zapytał, czy chcę nadal być kierownikiem pierwszej drużyny? Że zostaję, bez dwóch zdań! Dlaczego? Bo to stanowisko jedyne w swoim rodzaju. Już nie mówię, że Legia przełamała stereotypy i zatrudniła na takim stanowisku kobietę, co jest ewenementem na skalę europejską i, co ważne, nie przyniosła jej pecha. Ale sama świadomość pracowania blisko mistrzów i zdobywców Pucharu Polski, bycia w sercu tego wszystkiego… Przecież Legia dla tysięcy kibiców jest czymś najważniejszym życiu, to prawie jak religia! A ja w tym uczestniczę. Codziennie jestem naocznym świadkiem czynności, które wykonują piłkarze, by być najlepszymi w Polsce. Poza tym ta praca nie jest sztampowa, tu nikt nie siedzi w biurze. Przygotowania, treningi, wyjazdy. Z jednej strony jest to trudne ze względu na dom i rodzinę, ale z drugiej, kto ma takie szczęście, że jeździ po Polsce, a teraz jeszcze będzie po Europie, z najlepszą drużyną w kraju?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze 2

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

M
Morus
Człowieku, gdybyś Ty wiedział co to za babsko...
M
MacS
No proszę, nie wiedziałem, że Legia ma panią jako kierownika :) Fajnie :)
Wróć na i.pl Portal i.pl