Panią porucznik spotykam w centrum przy ul. Wojska Polskiego. Na umówione spotkanie spóźniam się piętnaście minut. Porucznik przyznaje, że w wojsku nawet akademicki kwadrans jest niedopuszczalny. Przepraszam. Pani Maria przyjmuje przeprosiny z uśmiechem, jak prawdziwa kobieta. Wojskowym krokiem prowadzi mnie i fotoreportera do kancelarii. - Kancelaria to duże słowo, bo warunki mamy skromne - mówi por. Ogrodowczyk, pokazując na pomieszczenie, w którym poza biurkiem, szafką i sejfem jest tylko stolik i dwa krzesła, i od razu dodaje: - Niewiele osób ma tu swoją kancelarię.
Jest po trzech awansach. Była referentem prawnym CSWL i dowódcą plutonu. Obecne jej stanowisko to oficer sekcji personalnej w Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych w Poznaniu.
Po chwili rozmowy "Głosowy" fotoreporter pyta o możliwość zrobienia zdjęć. Pani porucznik zawstydza. - Cóż, musi być zdjęcie w "wersji saute". Takie tutaj mamy zasady - wyjaśnia. To, że nie może mieć makijażu i biżuterii, to niejedyne obostrzenia. - Wojsko jest pełne nakazów i zakazów - mówi, ale dodaje, że nikomu tutaj to nie przeszkadza. Brak szpilek - też. Jedyna dozwolona biżuteria to: zegarek i obrączka. - Czy na pierwszy rzut oka nadaję się na żołnierza? - pytam wprost panią porucznik. - Musiałby się pan najpierw ogolić - odpowiada z uśmiechem.
Fotoreporter nie ma łatwego zadania. Prosi panią porucznik o założenie czapki. Od razu zwraca mu uwagę. - Ma pan na myśli beret? - pyta. - Niestety, w pomieszczeniach nie możemy nosić nakrycia głowy. Wychodzimy więc z kancelarii. Pani Maria pozuje w berecie. Dostojnie, kobieco, ale zarazem dumnie prezentuje swój mundur. Do munduru ciągnęło ją od zawsze. W podstawówce była w harcerstwie.
- Tam już miałam namiastkę wojska, podobało mi się - wspomina i dodaje, że zawsze lubiła oglądać filmy wojskowe. O tym, że chciałaby zostać kobietą w kamaszach na poważnie zaczęła myśleć w liceum. Potem skończyła studia prawnicze w Poznaniu i uczęszczała do szkoły wojskowej.
- To tam zrobili ze mnie prawdziwego żołnierza - twierdzi porucznik Maria. Pobudki o godzinie 4 nad ranem, kilkukilometrowe przebieżki zaraz po przebudzeniu, musztry bez względu na pogodę, budowanie własnoręcznie okopów. Ale także poznanie historii polskiej wojskowości, zajęcia z ochrony środowiska, nauka teoretyczna obsługi broni. To codzienność kandydata na zawodowego żołnierza. Wszędzie była prymuską. I wszystko wskazuje na to, że trzeci awans nie jest jej ostatnim.
Przyznaje, że szczególnie wspomina czas, w którym była dowódcą. - To największa odpowiedzialność, ale i największa satysfakcja - opowiada.
Kilka lat po tym jak sama była szkolona, to ona znalazła się po drugiej stronie szeregu i to ona zamiast słuchać, wydaje rozkazy. - To największa odpowiedzialność, bo to właśnie na samym początku szkolenia kształtujemy człowieka. Uczymy go szacunku, wytrwałości oraz przygotowania fizycznego i psychicznego. Bez względu na płeć - opowiada i dodaje: - W ogóle, płeć w wojsku to sprawa drugorzędna.
Zaznacza jednak, że nadal, kiedy mówi nowo poznanej osobie, o tym, że jest wojskowym, reakcją jest zaskoczenie.
- Kobiet w mundurach jest coraz więcej, ale jednak wciąż jest nas bardzo mało - mówi porucznik. Zaznacza jednak, że dla wszystkich znanych jej kobiet bycie żołnierzem to było właśnie spełnienie marzeń.
- Wszystkie jesteśmy bardzo dumne z siebie - podsumowuje.