Kim był Walenty Badylak - człowiek, który w ramach protestu odebrał sobie życie?
Walenty Badylak urodził się w 1904 roku. Przez wiele lat swojego życia zmagał się z wieloma przeciwnościami. Ożenił się z Niemką, z którą doczekał się syna Bogusława. Badylak w czasie II wojny światowej został żołnierzem Armii Krajowej, natomiast jego żona podpisała volkslistę. Swojego syna wysłała natomiast do Hitlerjugend.
Para rozwiodła się w 1946 roku, a Walenty Badylak, po odzyskaniu syna, wyprowadził się z nim na Ziemie Zachodnie. Z zawodu był piekarzem, a po przeprowadzce prowadził piekarnię w miejscowości Mrowiny. Życie Badylaka okazało się jednak pasmem trosk i niepowodzeń, a każdy kolejny dzień przynosił trud związany z życiem w państwie rządzonym przez komunistów. W 1950 roku władze odebrały Badylakowi prowadzoną przez niego piekarnię i mężczyzna stracił jedyne źródło dochodów.
Syn Badylaka trafił do służby w SB
Nie był to jednak koniec kłopotów. Syn Bogusław został członkiem PZPR, a w 1953 roku podjął pracę w Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego w Gliwicach. Funkcjonariuszem Służby Bezpieczeństwa w Komendzie Miejskiej MO w Gliwicach był od 1957 do 1970 roku.
Po wojnie Walenty Badylak ożenił się z Ireną Sławikowską, od której dowiedział się o Zbrodni Katyńskiej. Jej pierwszym mężem był kapitan pułku artylerii we Włodzimierzu Wołyńskim. Został zastrzelony przez NKWD w lasach katyńskich, a Sławikowska podtrzymywała pamięć o swoim pierwszym mężu. Badylakowie przenieśli się do Krakowa, gdzie Walenty pracował jako księgowy w różnych instytucjach.
Samobójstwo żony i "śmierć za prawdę" Walentego Badylaka
Do kolejnej tragedii w życiu Walentego Badylaka doszło w latach 70. Syn jego żony zginął w wypadku samochodowym, a po pogrzebie w 1975 roku Irena Badylak popełniła samobójstwo. Walenty został sam, a odwiedzał go jedynie wnuk kształcący się w seminarium duchownym franciszkanów w Krakowie.
Do tragedii, która rozegrała się na Rynku Głównym w Krakowie doszło 21 marca 1980 roku. Tam właśnie Walenty Badylak przywiązał się łańcuchem do pompy. W kieszeniach miał butelki z benzyną, a jego twarz zasłaniała maska. Po podpaleniu przechodnie próbowali go ratować, jednak mężczyzna nie chciał pomocy i krzyczał, żeby uciekali, bo "zaraz wybuchnie". Na piersiach miał miedzianą tabliczkę, na której widniał napis: "Płatni przez katyńskich morderców renegaci wyrzucili 15-letniego jedynaka ze szkoły. Z solidnej piekarni zrobili knajpę. Jedynak rozpił się. W. Badylak".
Zatajanie prawdy i pogrzeb pod ścisłą kontrolą SB
Tragedia, która rozegrała się na Rynku Głównym w Krakowie, mogła doprowadzić nawet do zamieszek skierowanych przeciwko władzy. Służba Bezpieczeństwa próbowała więc zataić prawdę o śmierci Badylaka, a w przekazywanych informacjach na ten temat powoływała się na rzekomą chorobę psychiczną samobójcy. Przekaz ten rozpowszechniała również krakowska prasa.
Pogrzeb odbył się pod kontrolą Służb Bezpieczeństwa i objęty był ścisłą tajemnicą. Władze obawiały się zapewne, że gdy informacja o nim zostanie upubliczniona, uroczystości żałobne zgromadzą tłumy popierające protest Badylaka.
W marcu 1990 roku przy studzience na Rynku odsłonięto tabliczkę poświęconą Walentemu Badylakowi, na której widnieje napis: "Nie mógł żyć w kłamstwie. Wolał umrzeć za prawdę".

Źródło: ipn.gov
lena