Koszmarny wypadek w Gilowicach
Do tragedii doszło w czwartkowe popołudnie 22 października 2020. Drogą wojewódzką 946 podążał biały hyundai prowadzony przez 68-letniego lekarza, który jechał do pracy w swoim prywatnym gabinecie w Suchej Beskidzkiej. Przed godz. 15.00 samochód dotarł do Gilowic. Kierowca najpierw pokonał kilka ostrych i stromych zakrętów, minął przystanek autobusowy i sklep spożywczy, przejechał kilkanaście metrów prostą drogą biegnącą w dół i… stracił panowanie nad pojazdem, zjechał do przydrożnego rowu, następnie otarł się o drzewo, po czym potrącił stojące przy drodze piesze - kobietę w widocznej ciąży w wieku 36 lat oraz jej 3-letnia córeczka.
- Dziewczynka, w stanie bardzo ciężkim, śmigłowcem lotniczego pogotowia ratunkowego została przetransportowana do szpitala, natomiast kobieta pomimo wysiłku ratowników medycznych, którzy prowadzili reanimację, zmarła - informowała tuż po tragedii Mirosława Piątek, oficer prasowy żywieckiej policji.
Kilka dni później okazało się, że zmarła także dziewczynka przewieziona do krakowskiego szpitala w krytycznym stanie.
Musisz to wiedzieć
Do mieszkańców Gilowic szybko dotarło, że w wypadku zginęła 36-letnia Małgorzata, która wraz z córeczką wyszła na chwilę z domu.
- Żona i córka zginęła na moich oczach... Widziałem ten zbliżający się samochód. Leciał w powietrzu, chyba z 15 metrów. Nie zdążyłem nawet krzyknąć: "Uwaga!". Kompletnie nic nie zdążyłem zrobić... - mówi Andrzej Rodak z Gilowic. Dodaje, że żona i córka stały na wjeździe na posesję do sąsiada, na takim mostku, jakieś 2,5 metra od pasa jezdni, kiedy w ich stronę z impetem zaczął zbliżać się samochód. Podkreśla, że z sąsiadką stał w pobliżu i gdyby nie rosnące przy drodze drzewo to byłyby dwie kolejne ofiary.
Tuż po tragedii żywiecka policja informowała, że 68-letni kierowca był trzeźwy i posiadał uprawnienia do kierowania samochodem. Z kolei prokurator Agnieszka Michulec mówiła na antenie stacji TVN, że kierowca wyjaśnił, iż na drogę wybiegł mu malutki pies. Chcąc uniknąć potrącenia psa, zjechał na prawe pobocze i dalej nie mógł już zapanować nad pojazdem.
Prędkość i brawura przyczyną wypadku?
Andrzej Rodak uważa, że do tragedii doszło z powodu nadmiernej prędkości i brawury kierowcy. - W ogóle nie hamował. Gdyby przyhamował, nie doszłoby do wypadku. - Żona była wysoka, córka ubrana w czerwoną sukienkę. Jak mógł ich nie zauważyć? - zastanawia się pan Andrzej. Nie może się także pogodzić z tym, że tuż po wypadku sprawca zachowywał się - według niego - biernie - nie wezwał pogotowia, nie udzielał pomocy, mimo że jest lekarzem.
Zobacz koniecznie
Andrzej Drobisz, sołtys Gilowic, tuż po wypadku podkreślał w rozmowie z reporterem DZ, że DW 946 jest niebezpieczna – kręta, stroma, brakuje chodników dla pieszych, a ruch jest bardzo duży. - No i ludzie jeżdżą bardzo szybko, szczególnie autami osobowymi – mówił sołtys Drobisz. Dodał, że to droga wojewódzka, podlega marszałkowi, ale Rada Gminy podjęła uchwałę o tym, żeby budować tam chodnik.
Po kilku miesiącach śledztwa, m.in. po. zasięgnięciu opinii biegłych, przesłuchaniu świadków i przeglądnięciu zapisów monitoringu prokuratura zdecydowała się oskarżyć 68-letniego kierowcę o przestępstwo z art. 177 paragraf 2 kodeksu karnego, czyli spowodowanie śmiertelnego wypadku za co grozi od 6 miesięcy do 8 lat pozbawienia wolności.
- Chciałbym, żeby zapadł wyrok najsurowszy z możliwych, ale w sumie co to jest osiem lat więzienia za pozbawienie życia trzech osób? - zastanawia się Andrzej Rodak.
Nie przeocz
