Groźne małżeństwo
W trakcie śledztwa i procesu ustalono, że głównymi organizatorami wywożenia ludzi na południe Włoch (minimum 877 osób) i zmuszania do niewolniczej pracy był Wojciech G. oraz małżeństwo: Łukasz i Justyna Z. Pomagała im Joanna M. - bezrobotna, ambitna dziewczyna.
Przestępczy proceder, który rozkręcili w latach 2002-06, przynosił spore zyski. Ludzie trafiający do obozów nie dostawali obiecanych umów, pracowali ponad siły, spali w barakach lub namiotach bez ogrzewanaia nawet w zimie, opornych bili „nadzorcy”. Pracownikom utrudniano powrót do kraju. Musieli płacić za wszystko, nawet za dojazd do pola... To byli biedni, zdesperowani ludzie z rejonów, gdzie brakowało pracy: Małopolski, Podkarpacia, Mazur.
Organizatorzy grupy nawiązywali kontakt z kolejnymi przewoźnikami - oni także zostali oskarżeni w procesie o udział w grupie przestępczej.
Autor: Marta Paluch
Policja wpadła do obozu w Apulii w 2006 r. i posypały się aresztowania (patrz ramka). W 2013 Łukasz Z., Justyna Z. i Joanna M. - za kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą i handel ludźmi - dostali odpowiednio: 8, 7 i 6,5 roku więzienia oraz grzywny (15, 12,5 i 5 tys. zł). Przewoźników skazano na nieco niższe odsiadki i grzywny.
To nie przestępcy!
Obrońcy tych właśnie przewoźników argumentowali wczoraj w sądzie, że ich klienci nie byli członkami grupy przestępczej. Tylko przewozili ludzi, nie mieli pojęcia, że ktoś ich potem maltretuje. Albo byli po prostu lekkomyślni.
- Oczywiście, mój klient zarabiał na przewozach do Włoch. Po to założył firmę. Ale nie wiedział o całym procederze, który się tam odbywał - przekonywał obrońca Zdzisława K.
- To prosty człowiek, z wykształceniem podstawowym, miał ciężką sytuację rodzinną: niepracująca żona, kilkoro dzieci. Wziął autobus w leasing, musiał spłacać raty... Poza tym, jednym z transportów wiózł członków rodziny i znajomych - dodał pełnomocnik skazanego. Sugerował, że jego klient nie wiedział, co się faktycznie działo w Apulii, bo nie narażałby bliskich.
Takich wątpliwości nie mieli prokuratorzy (na sali siedziało aż trzech). - Sąsiedzi dzwonili do oskarżonego ze skargami po powrocie z Włoch. On sam był osobiście w obozach, widział je. Zdawał sobie sprawę, gdzie wiezie ludzi - zauważył prok. Marcin Lichosik.
Obrońca kolejnego przewoźnika, Bartosza W. tłumaczył: - Mój klient przyznał się do oszustwa i dobrowolnie poddał karze. Wrócił do pracy. Kilka miesięcy później zmieniła się władza, nastąpiły aresztowania, podgrzanie atmosfery przez media. Ktoś się chciał w tych fleszach pokazać. Pojawiły się nagle informacje o grupie przestępczej, handlu ludźmi, niewolnictwie. W mojej ocenie ta sprawa została w sztuczny medialny sposób napompowana - dowodził mecenas.
Dziś ciąg dalszy argumentów obrońców i śledczych. Prokurator chce dla części oskarżonych surowszych kar. Dla szefostwa grupy Łukasza Z. i jego żony żądał 10 lat więzienia.
Wojciech G., który zaczął i rozkręcał ten proceder, sądzony już nie będzie. Został znaleziony martwy, powieszony na swetrze w pociągu w 2005 roku we Włoszech.
Jak tam było?
Poszkodowani (ustalono 877 osób) tak wspominają obozy we włoskim rejonie Apulia. „We czterech zakwaterowani byliśmy w przyczepie, która kiedyś służyła do przewozu zwierząt. Dwa łóżka piętrowe w opłakanym stanie, mnóstwo karaluchów i myszy. Nie było toalet, potrzeby fizjologiczne załatwialiśmy w krzakach. Myliśmy się w wodzie z hydrantu przeciwpożarowego, korzystaliśmy z tej wody do mycia i posiłków”.
„Praca od 4 rano do 22, dochodzi do przypadków kradzieży jedzenia przez Polaków - z głodu”. W lipcu 2006 r. polska i włoska policja organizują akcję „Ziemia Obiecana”. We Włoszech uwalniają 119 Polaków z obozów, a w Polsce zatrzymują kilkadziesiąt osób zamieszanych w proceder, w tym małżeństwo Z.