To jest dobry sezon dla Ewy Swobody. Sama mówi, że wszystko sobie w głowie poukładała, a to przekłada się na bieżnię. Regularnie biegała poniżej 11.10, a w Suwałkach na mistrzostwach Polski miała nawet zmierzone 10.99, ale przy silnym wietrze (+2.4). Aby to był jednak sezon idealny brakowało jej dwóch rzeczy: zdrowia i medalu ważnej imprezy. Na halowych mistrzostwach świata w Belgradzie była czwarta, chociaż w półfinale pobiegła najszybciej. Na mistrzostwach świata na otwartym stadionie w amerykańskim Eugene odpadła w półfinale, chociaż pobiegła swoje. Zwyczajnie - żeby być w najlepszej ósemce na świecie, trzeba dziś biegać poniżej 11 sekund. Tymczasem nie da się oszukać straconego na kontuzje czasu, a to był w tym sezonie kłopot Swobody.
Ostatnią jej szansą były więc mistrzostwa Europy. Na papierze wszystko było poukładane, a o medal należało się bić uzyskując czas w granicach 10.90. Trudna sprawa... Liderką europejskich tabel przed mistrzostwami Europy była Brytyjka Dina Asher-Smith (10.83), która broniła złotego medalu sprzed czterech lat z Berlina. Za nią kolejno w rankingu były: Szwajcarka Kambundji (10.98), druga z Brytyjek Neita (10.90) i Niemka Lucenkemper (10.99). Piąta Swoboda miała wpisany 'sezon best' 11.05.
Można napisać, że półfinały były książkowe. Polka startowała w ostatnim biegu, za rywalkę mając Kambundji. Obie miały w tej serii wyraźnie najlepsze życiówki. To się potwierdziło na tartanie - Szwajcarka wpadła na metę przed naszą sprinterką. Trójka pozostałych szybszych (przynajmniej w teorii) biegaczek także zanotowała lepszy czas. Swoboda zatem do finału - rozgrywanego kilkadziesiąt minut później - weszła z piątym rezultatem (11.22). Dobrą wiadomością było to, że tylko jedna z przeciwniczek zeszła poniżej 11 sekund (Daryll Neita - 10.95).
Finał był kapitalnym widowiskiem. Jak z procy wystrzeliła Kambundji, ale z każdym metrem zbliżała się do niej niesiona ogłuszającym dopingiem miejscowych kibiców Lucenkemper, a także Neita. Na linię mety wpadły razem. Niemka tak się wychyliła, że padła na tartan. Swoboda za nimi, czwarta (11.18). Kilka sekund czekania i wielki wrzask stadionu, bo okazało się, że to Niemka jest pierwsza (10.99). Lecz zamiast się cieszyć, nowa mistrzyni potrzebowała pomocy medyków, bo upadek kosztował ją otarcia, z których popłynęła krew. Mieliśmy więc krew, pot i łzy. Dosłownie. Z tyłu została Brytyjka Asher-Smith, którą złapały skurcze.
Druga z Polek - Magdalena Stefanowicz - odpadła w półfinale (11.43).
Królem sprintu koronowano włoskiego mistrza olimpijskiego z Tokio Lamonta Jacobsa, który wyrównał rekord mistrzostw Europy - 9.95.
Jakub Guder, Monachium
Korespondencje z mistrzostw Europy 2022
- Święty-Ersetic: Jest mi piekielnie przykro
- Szykuje się polsko-holenderski pojedynek w finale 400m kobiet
- ME w lekkoatletyce. Kulomioci poza podium
- Lisowska i spółka. Dwa medale Polek w maratonie [FOTO]
- Bukowiecki pchał nie swoją kulą, ale i tak awansował do finału
- Kiełbasińska chodzi swoimi ścieżkami. Skrzyszowska chce się bawić
