Spotkanie w Glasgow miało dać odpowiedź, czy kierunek obrany przez selekcjonera Michała Probierza podczas Euro’24 jest właściwy i gwarantuje rozwój drużyny, która w kwalifikacjach mistrzostw Europy złapała kryzys i tylko dzięki furtce uchylonej w Lidze Narodów znalazła się – jako ostatnia – w gronie 24 finalistów.
O ile na Euro’24 kibice nie mieli wygórowanych – a w zasadzie to żadnych – oczekiwań i cieszyli się z prób poszukiwania nowoczesnego stylu przez Biało-Czerwonych, o tyle w Szkocji powinniśmy już zobaczyć zespół, który naprawdę wie, co chce grać. Zwłaszcza że – mimo iż to spotkanie wyjazdowe – skala trudności była mniejsza w porównaniu do mistrzostw Europy; mierzyliśmy się przecież z rywalem notowanym w rankingu FIFA o 20 pozycji niżej od nas. Niestety, zamiast taktycznej dojrzałości i pewności siebie, zobaczyliśmy wyłącznie chaos.
W Glasgow Probierz nie trafił ze strategią i personaliami
W przeciwieństwie do finałów Euro’24, podczas których gra – zwłaszcza w starciach z Holandią i Francją – była lepsza niż wyniki, o tyle w Glasgow jedynie rezultat stanowił jakikolwiek pozytyw. Zwycięstwo po rzutach karnych wywalczonych/wymuszonych przez Nicolę Zalewskiego nie zaciemniło obrazu drużyny, która w żaden sposób nie korzystała z doświadczeń zdobytych na niemieckich boiskach. W konfrontacji ze Szkocją Michał Probierz – tak przecież dobrze i ciepło odbierany podczas mistrzostw Europy – nie trafił ani ze strategią, ani z personaliami…
Nasz szkoleniowiec wychodzi z założenia, że zwłaszcza żaden trener nie powinien krytykować kolegi po fachu, bo tylko ten, kto prowadzi dany zespół ma o nim pełną wiedzę. Zachodzi jednak wątpliwość, czy selekcjoner miał jakiekolwiek rozeznanie co do formy Jakuba Kiwiora, który na Hampden Park od pierwszego gwizdka stanowił piątą kolumnę w naszych szeregach. Tak bardzo ten, skądinąd utalentowany, defensor nie wytrzymał presji wywieranej przez Wyspiarzy, czy raczej na zgrupowaniu stawił się w formie nieuprawniającej do gry w kadrze narodowej?
Pewnie, nie ma sensu pastwić się nad Kiwiorem i nad innymi wyborami Probierza, bo po pierwsze wypadek przy pracy może przytrafić się każdemu. A poza tym sztuką jest – grając tak fatalnie, nieskładnie i w zasadzie bez pomysłu, a na dodatek z dziurami w obronie, których nie powstydziłby się najbardziej markowy szwajcarski ser – osiągnąć korzystny wynik. Na dodatek na stadionie rywala. Dokąd jednak można zajechać wyłącznie na farcie?
Grozi nam powrót do mrocznych czasów Santosa?
Cóż, styl zaprezentowany w Glasgow – choć po prawdzie był to zupełny brak stylu – to prosta droga donikąd. To wręcz powrót do mrocznych czasów kadencji Fernando Santosa, gdy w naszej kadrze nie działały żadne automatyzmy w grze defensywnej i nie oglądaliśmy powtarzalnych schematów w ataku. Szkoci zabrali nam piłkę, chcąc – podobno - grać efektownie i ofensywnie Biało-Czerwoni w lepszej dla siebie pierwszej połowie nie zdołali dobić nawet do 40 procent posiadania… Liczbę celnych strzałów też lepiej litościwie pominąć.
Dlatego najważniejsze przed dzisiejszą potyczką z Chorwacją jest wyciągnięcie wniosków. Właściwych. I zastosowanie ich na boisku. Po kilku kolejnych dniach z zespołem Probierz powinien – wręcz musi! – być mądrzejszy o wiedzę na temat formy poszczególnych kadrowiczów. Czy zespół będzie w Osijeku mądrzejszy o trafne podpowiedzi i strategię selekcjonera – przekonamy się już za kilka godzin. Oby wszystko wróciło na tory, które wiodły na mecze z Holandią i Francją w Niemczech, bo powtórka ze Szkocji – grozi wykolejeniem…
