Nasi sąsiedzi nie dysponują większymi pieniędzmi od czołowych zespołów PKO Ekstraklasy. Przeciwnie: Slovan Bratysława i Sparta Praga budżety mają niższe niż nasze najbogatsze kluby. Stadiony za naszą południową granicą nie są tak piękne i nowoczesne, jak nad Wisłą i Wartą, telewizyjne i marketingowe opakowanie rozgrywek ligowych nie jest tak atrakcyjne, a zainteresowanie tak duże. Słowem, warunki biznesowe przemawiają na naszą korzyść. Wydaje się zresztą, że nawet sportowa konkurencja jest u nas wyższa. Tylko żaden z tych czynników – ani wszystkie razem wzięte – nie przekłada się na poziom krajowych potentatów. A także na powtarzalność, zresztą nie tylko na międzynarodowej arenie.
Polskie projekty klubowe są nietrwałe
Czeskie i słowackie projekty piłkarskie, w których niewątpliwie pieniądze są wydawane znacznie bardziej efektywnie – z całą pewnością bez przepłacania wynagrodzeń dla zawodników – oparte są na solidnym szkoleniu. W kadrach Sparty i Slovana większość stanowią miejscowi zawodnicy, co także nie jest bez znaczenia. Przekłada się bowiem na niezwykle istotny fakt, że są to projekty znacznie trwalsze niż te made in Poland. Jeśli weźmiemy pod uwagę 6 ostatnich sezonów, to mistrz Słowacji był tylko jeden – właśnie aktualny czempion z Bratysławy. W Czechach było ich trzech, ale Sparta, Slavia i Viktoria Pilzno praktycznie co sezon rotują się na wszystkich stopniach podium. U nas w analogicznym okresie mistrzów było aż 5, a na podium kwalifikowało się 8 zespołów. Czyli niemal pół ligi...
Zatem określenie, że mamy deficyt liderów klubowych rozgrywek, nawet w pełni nie oddaje rozdrobnienia i rozczłonkowania jakości w PKO Ekstraklasie. Mistrzowie są mocno przypadkowi, nikt nie potrafi wypracować strategii, która gwarantowałaby powtarzalność. Można odnieść wrażenie, że wszystko robione jest na chybił trafił, i na aktualności nie straciło niefortunne powiedzenie obecnego selekcjonera Michała Probierza – to o „pucharowym pocałunku śmierci”. Które w dalszym ciągu, niestety, najlepiej oddaje zaściankowość naszych słabych mistrzów, którzy po wychyleniu głowy za granicę stają się chłopcami do bicia.
Na odpowiedni ranking pracuje się latami
A warto przypomnieć, że sezon 2016-2017, w którym Legia awansowała do grupy Ligi Mistrzów, był czwartym kolejnym, w którym uczestniczyła w rozgrywkach pucharowych. Miała zatem sporo czasu na zdobycie doświadczenia, wypracowanie rankingu i dostosowanie się do europejskich wymogów. Nikt jednak nie umiał skorzystać, nawet przy Łazienkowskiej – co dziwi najbardziej – z tej praktycznej wiedzy. Pytanie, z jakiego powodu, nadal pozostaje bez odpowiedzi...
Polska wygrywa na inaugurację
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?