Kończące się rozgrywki były wyjątkowo udane dla polskich drużyn na arenie międzynarodowej, dobrze zatem, że zarówno Jaga, jak i Legia – która również dotarła do ćwierćfinału Ligi Europy – będą reprezentowały nasze piłkarstwo w pucharach także w kolejnym sezonie. W tych klubach już wiedzą, jak skutecznie połączyć zagraniczne występy z rywalizacją na krajowym podwórku. Jest zatem niepowtarzalna szansa na powtórkę z rozrywki i ustabilizowanie pozycji w rankingu UEFA. A Lech z Rakowem także przecież nie będą nowicjuszami w kwalifikacjach.
Kolejorz zasłużenie
Tytuł mistrzowski dla Lecha nie jest oczywiście niespodzianką. Kolejorz miał najwięcej jakości w składzie, tylko długo – nawet nie startując w pucharach w ubiegłym sezonie – trener Niels Frederiksen nie umiał sprawić, aby wszyscy liderzy mieli równie wysoką formę w tym samym momencie. Czołowi gracze drużyny z Bułgarskiej „mijali” się w stanach szczytowej dyspozycji, co w zasadzie też… dobrze wróży poznaniakom. Skoro bowiem pogubiony na początku roku zespół zdążył się pozbierać przed ligowym finiszem, ale w zasadzie nie zdarzyło się, aby Mikael Ishak i Ali Gholizadeh byli w tym samym czasie jednakowo dobrze dysponowani, to oznacza, iż w Dumie Wielkopolski tkwią jeszcze rezerwy. I poza sporem pozostaje, że nikt nie prawa narzekać na brak osobowości w szatni Lecha.
Czego nie miał Raków, a co okazało się największym atutem Lecha na finiszu? To z pewnością istotny polski pierwiastek w klubowej kadrze, i młodzi wychowankowie, którzy podnieśli poziom rywalizacji na treningach. Biorąc pod uwagę ten aspekt, z pewnością lepiej dla naszego całego piłkarstwa, że po tytuł sięgnął Kolejorz, a nie ekipa Marka Papszuna. Bo chyba nikt nie ma wątpliwości, iż budując zespoły głównie na solidnych obcokrajowcach, nie rozwiniemy polskiego futbolu. Świeża krew jest potrzebna, aby dobrze funkcjonowały reprezentacje kraju w juniorskich i młodzieżowych kategoriach, ale jeszcze bardziej istotne, że największy zarobek kluby notują po wykształceniu w akademiach i wypromowaniu w pierwszej drużynie wychowanków. To jest droga, którą poszło wiele silniejszych piłkarsko od nas nacji. I to jest model, który powinien być dominujący w polskich realiach. A nie ten przyjęty i lansowany pod Jasną Górą.
Najgorszy sezon arbitrów od lat
Na weryfikację siły naszego – przynajmniej z nazwy – eksportowego kwartetu musimy poczekać kilka tygodni. Dobrze byłoby, aby w sposób właściwy ten czas wykorzystali polscy sędziowie. Bo, niestety, mijający sezon w ich wykonaniu był najgorszy od lat. A wszyscy zdążyliśmy się już odzwyczaić, że to najsłabsze ogniwo w naszym ligowym biznesie. Oby te fatalne rozgrywki okazały się zatem dla arbitrów tylko – słusznie minionym – epizodem…
