Anna Karbowniczak, nasza dziennikarka z Chodzieży, podczas treningu rowerowego została śmiertelnie potrącona przez samochód. Do wypadku doszło na początku września pod Budzyniem. Zginęła na miejscu. Kierowca busa i jego pasażerowie uciekli z miejsca zdarzenia.
We wrześniu poznański sąd aresztował trzech z pięciu podejrzanych ws. wypadku Ani. Potem ich wypuszczono. Zobacz film:
Wątkiem wypadku wciąż zajmuje się poznańska Prokuratura Okręgowa. Z opinii biegłego wynika, że to nasza dziennikarka miała wymusić pierwszeństwo busowi. Ale jest kilka niewiadomych: niejasne jest to, czy kierowca w ogóle hamował, z jaką prędkością jechał, czy był pod wpływem amfetaminy.
Z kolei sprawę gróźb, które przed śmiercią dostawała Anna Karbowniczak, przeniesiono z Poznania do Konina. Stało się tak, bo w ostatnim z trzech anonimów sprawca kazał naszej dziennikarce zostawić temat zaniedbań chodzieskiej policji i prokuratury w kontekście uduszenia przez matkę 2-letniego Marcela z Chodzieży. Groził jej gwałtem i zrobieniem krzywdy.
Czytaj też: Artykuł Anny Karbowniczak ws. chodzieskiej policji i prokuratury, po którym dostała pogróżki
- Wskazywana w anonimie chodzieska prokuratura podlega Prokuraturze Okręgowej w Poznaniu. Aby uniknąć jakichkolwiek zarzutów o stronniczość, sprawę przeniesiono z Poznania do Konina
– tłumaczy Anna Marszałek, rzecznik poznańskiej Prokuratury Regionalnej.
Konińska prokuratura zasłaniała się dobrem śledztwa. Teraz przyznała, że nie ma przełomu ws. gróźb wobec Anny Karbowniczak
Od kilku miesięcy sprawa gróźb jest więc prowadzona w Koninie, ale z tamtejszej prokuratury trudno było uzyskać bliższe informacje o postępy w sprawie. Wiemy, że w materiałach przekazanych z Poznania do Konina był wątek dwóch chodzieskich emerytów. Jedni nazywają ich miejskimi aktywistami, inni pieniaczami. Niektórzy podejrzewają ich o związki z dawną SB, a może i z organami ścigania po 1989 roku.
We wrześniu, krótko po śmierci Ani, poznańska policja weszła do ich domów. Zabrała im laptopy. Trafiły one do biegłego z dziedziny informatyki.
Kamera nagrała autora anonimów z Chodzieży? Zobacz film:

Konińska prokuratura od kilku tygodni nie odpowiadała nam, co wynika z opinii biegłego. Najpierw zasłaniała się dobrem śledztwa. Teraz jednak, po wysłaniu trzeciego maila, dostaliśmy bardziej szczegółową odpowiedź.
- Do akt została nadesłana opinia biegłego z dziedziny informatyki. Jej wyniki nie pozwoliły na ustalenie sprawcy
– informuje prokurator Ewa Woźniak, rzecznik konińskiej prokuratury. Dodaje, że postępowanie wciąż trwa i nie zostało umorzone.
Zobacz zdjęcia anonimów, które dostawali mieszkańcy Chodzieży:
Chodzież czeka na katharsis. Anonimowy hejter groził Ani Kar...
Część anonimów była pisana ręcznie, ale prokuratura do tej pory nie zleciła opinii grafologicznej
Z naszych informacji wynika, o czym pisaliśmy już w „Głosie Wielkopolskim”, że anonimy dostawali także inni mieszkańcy Chodzieży. Niektórzy już od lat 70. ubiegłego wieku. Anonimy, w treści i w formie, były bardzo podobne do listów wysyłanych do naszej dziennikarki. Podobieństwo wulgarnych listów wskazywało, że ktoś w Chodzieży ma „fabrykę anonimów”.
Choć część anonimów była pisana ręcznie i można by zlecić analizę grafologiczną, okazuje się, że konińska prokuratura nie ma takich planów. Do tej pory nie zleciła porównania anonimów z pismem ręcznym emerytów, którym policja wcześniej zabrała laptopy.
- Nie zlecano opinii grafologicznej, albowiem nie byłaby przydatna w sprawie – napisała w mailu prokurator Ewa Woźniak.
Z jej odpowiedzi wynika również, że „w dalszym ciągu badane są wątki dotyczące możliwości wysyłania również gróźb do innych osób”.
Jedna z ofiar anonimowych gróźb wyręczy prokuraturę i zleci prywatną opinię grafologiczną
Po otrzymaniu maila z konińskiej prokuratury, rozmawialiśmy z niektórymi mieszkańcami Chodzieży, którzy od lat otrzymywali anonimy z groźbami. Obie ofiary wskazały, że nikt z konińskiej prokuratury się z nimi nie kontaktował.
- Sam raczej się nie skontaktuję ze śledczymi i nie złożę zawiadomienia. Nie mam siły na ciągnięcie tej sprawy. Wulgarne groźby, które dostawaliśmy od kilku lat, wykończyły nerwowo naszą rodzinę. Jesteśmy rozczarowani, że prokuratura do tej pory niczego nie ustaliła – mówi jedna ofiar.
Inna ofiara gróźb, prezes jednej z chodzieskich instytucji, zamierza z kolei walczyć o wyjaśnienie sprawy.
- Mam podejrzenia, wręcz pewność, że od kilku lat groził mi jeden z emerytów, którym policja zabrała komputery. Na własną rękę zlecę opinię grafologiczną anonimów i pisma ręcznego jednego z emerytów. Jeśli ekspert potwierdzi moje podejrzenia, wtedy wszystkie materiały skieruję do prokuratury
– zapowiada hejtowany mężczyzna.
Przestępstwa gróźb i stalkingu ścigane są wówczas, gdy wniosek o ściganie sprawcy złoży pokrzywdzona osoba. Prokuratura nie musi jednak na to czekać, bo może z urzędu ścigać sprawcę, jeśli przemawia za tym interes społeczny.
Śmiertelne potrącenie Anny Karbowniczak, dziennikarki "Głosu...
Głośne zabójstwa, niewyjaśnione zbrodnie i tajemnicze znikni...