Legia i Wisła to jedne z najbardziej utytułowanych polskich klubów (po 13 mistrzostw, o jedno więcej mają tylko Ruch Chorzów i Górnik Zabrze), które w XXI wieku zwykle nie miały sobie równych. Na 19 możliwych mistrzostw podzieliły między sobą aż 14 (po siedem). Przed niedzielnym spotkaniem – już 155. w ramach ich ligowej rywalizacji – kibice obu drużyn nie mieli jednak zbyt wielu powodów do optymizmu. Mimo ostatniego zwycięstwa z Lechem, po 12. kolejkach legioniści zajmowali w tabeli dopiero szóste miejsce. Biała Gwiazda z kolei była 13. po tym, jak wpadła w potężny dołek, przegrywając cztery ligowe mecze z rzędu.
- Nie mamy prawa lekceważyć żadnego rywala. To by było głupie i bezpodstawne. Dla nas każdy mecz jest bardzo trudny. W tym sezonie tylko raz wygraliśmy w lidze wyżej niż jedną bramką. Warto przypomnieć niektórym, jak skończyło się nasze ostatnie spotkanie z Wisłą. [porażką 0:4 w Krakowie - red.] Żadna z tych drużyn tak bardzo się od tamtego czasu nie zmieniła – ostrzegał przed meczem trener Aleksandar Vuković.
Słowa Serba nie były bezpodstawne, przy Łazienkowskiej szybko można było się jednak zorientować, która drużyna ma większe problemy. Już w drugiej minucie 18-letni Michał Karbownik przedarł się lewą flanką i podał piłkę w pole karne, a tak akcję ekwilibrystycznym strzałem wykończył Luquinhas.
Wiślacy nie potrafili zagrozić bramce Radosława Majeckiego, tymczasem po drugiej stronie boiska co i rusz robiło się groźnie. Na kolejną bramkę kibice czekali do 18. minuty, kiedy to niepilnowany Jose Kante pokonał bramkarza gości strzałem głową z bliskiej odległości. Akcję rozpoczął fantastycznie dysponowany Karbownik, który popisał się pięknym podaniem do Pawła Wszołka, a ten dograł do Gwinejczyka.
Nie minął kwadrans, a zrobiło się 3:0. Domagoj Antolić dośrodkował z rzutu rożnego, a głową znów trafił do siatki Kante. Wiślacy sprawiali wrażenie, jakby zostali w szatni. Do przerwy wynik nie uległ już zmianie. Goście oddali przynajmniej pierwszy celny strzał, lecz nie sprawił on bramkarzowi żadnych kłopotów.
Druga połowa też zaczęła się od mocnego uderzenia Legii. W polu karnym padł Luquinhas, sędzia na początku nie zareagował, ale po skorzystaniu z systemu VAR podyktował „jedenastkę”. Słaby strzał Kante obronił Michał Buchalik, ale przy dobitce był już bezradny. 29-letni napastnik z Gwinei skompletował tym samym hat tricka – pierwszego w karierze.
Na tym jednak nie skończyło się strzelanie przy Łazienkowskiej. Nieco ponad kwadrans przed końcem meczu z 15. metra uderzył rezerwowy Walerian Gwilia, a piłka po rykoszecie trafiła w poprzeczkę. Chwilę później nie było już wątpliwości. Z dystansu kropnął Arvydas Novikovas, a Buchalik nie miał żadnych szans na interwencję.
Pięć minut później kolejną cegiełkę do upokorzenia odwiecznego rywala (w przyszłym roku minie 100 lat od pierwszego meczu Legii z Wisłą) dołożył Paweł Wszołek, który pokonał bramkarza płaskim strzałem z pola karnego. Dla 11-krotnego reprezentanta Polski to debiutancki gol w drużynie, do której dołączył we wrześniu. Wynik na 7:0 ustalił w ostatnich sekundach Jarosław Niezgoda. Co za pogrom!
ZOBACZ ZDJĘCIA Z MECZU LEGIA WARSZAWA - WISŁA KRAKÓW:
Okazję na przełamanie passy pięciu porażek z rzędy Wiślacy będą mieli w poniedziałek w Bełchatowie, gdzie zagrają z beniaminkiem, Rakowem Częstochowa. Legionistów też czeka wyjazd, teoretycznie jeden z łatwiejszych w sezonie. Podejmie ich Arka Gdynia, która nie wygrała meczu od 21 września. W tym czasie odpadła z Pucharu Polski (z I-ligową Odrą Opole), zremisowała z Piastem Gliwice i Lechią Gdańsk, a przegrała z Wisłą Płock i Śląskiem Wrocław.
Tomasz Dębek
Obserwuj autora artykułu na Twitterze
ZOBACZ TEŻ:
ZOBACZ TEŻ:>> BAD BOYS, COCO JAMBO, QUO VADIS I INNI. NAJCIEKAWSZE NAZWY KLUBÓW W POLSCE <<
ZOBACZ TEŻ:>> SEKSOWNA DZIENNIKARKA SPORTOWA ROZEBRAŁA SIĘ, BY POMÓC ZWIERZĘTOM [ZDJĘCIA] <<
ZOBACZ TEŻ:>> NAJPIĘKNIEJSZE ZAWODNICZKI LEKKOATLETYCZNYCH MŚ 2019 [GALERIA, CZ. I] <<
Maciej Rosołek po meczu Legia Warszawa - Lech Poznań: Taka wygrana i taki gol dają bodziec do dalszej pracy
