W szpitalu przy ul. Szopena w Rzeszowie ze 109 zatrudnionych lekarzy rezydentów, siedemnastu złożyło wypowiedzenie klauzuli opt-out, która pozwala lekarzom na pracę ponad 48 godzin tygodniowo.
Na razie nic nie wskazuje na to, aby sytuacja w szpitalu miała ulec zmianie.
- Żaden z lekarzy w ostatnim czasie nie złożył dodatkowej klauzuli wypowiadającej, ani nikt jej nie wycofał. Co będzie jutro? Tego nie wiemy - mówi dr hab. n. med. Krzysztof Gutkowski, zastępca dyrektora ds. Klinicznych i Lecznictwa w Klinicznym Szpitalu Wojewódzkim nr 1 w Rzeszowie.
Pracować więcej niż 48 godzin tygodniowo na razie nie chce część rezydentów oraz specjalistów z rzeszowskiej „dwójki”.Wczoraj dyrekcja szpitala negocjowała z lekarzami warunki pracy.
- Z tego co wiem, kilku protestujących lekarzy rezydentów podpisało klauzulę opt-out. Wiem także, że dyrektor szpitala na razie negocjuje warunki powrotu, bo jak wiadomo uszczupliły nam się kadry i lekarz, który wcześniej miał 4-5 dyżurów, ma ich teraz 8 czy nawet 10. Większość oddziałów powróci do pracy na wcześniejszych zasadach pod warunkiem, że dyrektor zwiększy zatrudnienie, bo na niektórych oddziałach po prostu brakuje lekarzy. Mowa tutaj chociażby o pediatrii, kardiologii, anestezjologii czy ginekologii, gdzie pracuję - wymienia Grzegorz Dworak, rezydent ginekologii - położnictwa w Klinicznym Szpitalu Wojewódzkim nr 2 w Rzeszowie.
O to, dlaczego lekarze nie chcą podpisywać klauzuli opt-out zapytaliśmy także lek. Zdzisława Szramika, przewodniczącego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy na Podkarpaciu.
- Lekarze niechętnie chcą wracać do pracy. Pracowaliśmy za dużo i to miało wpływ na nasze rodziny. Lekarze są zmęczeni i niechętnie wracają. Jedyny powód jaki może wpłynąć na powrót to ekonomia. Bo, jeżeli ktoś ma na utrzymaniu rodzinę, to jest to decyzja wynikająca z pewnego rodzaju konieczności - wyjaśnia lek. Szramik.
O powrocie do pracy ponad podstawową normę myślą jednak lekarze z krośnieńskiego szpitala. Ze 126 klauzulę opt-out wypowiedziało 98 doktorów. Gdyby jednak sytuacja w placówce w najbliższym czasie nie uległa zamianie szpital od 1 marca może mieć problem z obsadzeniem dyżurów.
Dyrektor szpitala uspokaja i dodaje, że pacjenci nie pozostaną bez opieki.
- Jesteśmy na etapie uzgodnień ze związkami zawodowymi. Najpóźniej w tym tygodniu postaramy się podpisać protokół rozbieżności, który zakończy lub zawiesi akcję protestacyjną lekarzy - informuje Piotr Czerwiński, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Podkarpackiego w Krośnie. - Jesteśmy po wstępnych rozmowach i nie wydaje mi się, aby lekarze zmienili zdanie - dodaje.
Przypomnijmy, że w podpisanym 7 lutego porozumieniu minister zdrowia przewiduje, że od lipca 2018 roku rezydenci zarabiać będą na etacie w szpitalu 4000 zł brutto. Ci, którzy mają specjalizację w dziedzinie określanej jako deficytowa zarobią 4700 zł brutto. Pensje zwiększa się o 500 i 600 zł od trzeciego roku szkolenie. Ci lekarze, którzy po skończonej rezydenturze zdecydują się pracować w Polsce przez co najmniej dwa lata, dostaną dodatkowo 600 i 700 zł brutto, w zależności od specjalizacji. To, zdaniem rządu, ma zatrzymać młodych lekarzy w kraju.
Wyższe pensje dostaną też specjaliści. Oni mają zarabiać nie mniej niż 6750 zł brutto pensji zasadniczej, ale pod warunkiem, że zobowiążą się nie wykonywać „tożsamych świadczeń medycznych w innej placówce niż główne miejsce zatrudnienia”.
Czyli np. lekarz ortopeda, który zatrudniony jest w jednym szpitalu, nie będzie mógł pracować w żadnym innym szpitalu. Zastrzeżenie to nie dotyczy jednak pracy w zakładach podstawowej opieki zdrowotnej, ambulatoryjnej opiece specjalistycznej, rehabilitacji medycznej i pracy lekarzy w sektorze prywatnym.
W ciągu sześciu lat nakłady na ochronę zdrowia mają wzrosnąć do 6 procent PKB, chociaż rezydenci walczyli od kilku miesięcy o 6,8 procent PKB do 2020 roku.