Liga Mistrzów. Hymn Liverpoolu okazał się po finale na Stadionie Olimpijskim w Kijowie niewiele znaczącym frazesem [ZDJĘCIA, WIDEO]

Krzysztof Kawa
Krzysztof Kawa
Miłościwie nam panujący Cristiano Ronaldo przyjmujący hołdy po piątym wygranym przez niego finale Ligi Mistrzów
Miłościwie nam panujący Cristiano Ronaldo przyjmujący hołdy po piątym wygranym przez niego finale Ligi Mistrzów Krzysztof Kawa
Głupio wyszło. Gdy już wszyscy piłkarze Realu Madryt wykończeni fetowaniem triumfu nad Liverpoolem zeszli do szatni, okazało się, że zapomnieli zabrać ze sobą… Pucharu Ligi Mistrzów. Toni Kroos musiał wrócić na murawę Stadionu Olimpijskiego i zgarnąć trofeum.

Feta przeciągnęła się, ostatni kibice opuszczali obiekt w Kijowie grubo po pierwszej w nocy z soboty na niedzielę. Piłkarze Królewskich dali im wielką satysfakcję, chodząc od jednego sektora do drugiego, śpiewając, tańcząc i fotografując się z każdym, kto tylko zdołał się do nich przecisnąć. W tym czasie szybko pustoszały trybuny po drugiej stronie stadionu. Gracze Liverpoolu uciekli do szatni, pozostawiając przed czerwoną ścianą smutnych fanów osamotnionego Lorisa Kariusa. Część kibiców udzieliła mu na stadionie wsparcia, inni jednak byli na niego wściekli i to jeszcze wiele godzin po finale, dając temu wyraz w komentarzach na Twitterze.

„You’ll never walk alone” okazało się tej nocy w Kijowie pustym frazesem

Bramkarz, który swoimi kuriozalnymi błędami zmarnował ogromny, całosezonowy wysiłek drużyny z Anfield Road, pozostał na murawie bez jakiegokolwiek wsparcia ze strony kolegów. Chodził osamotniony wzdłuż trybun z oczami pełnymi łez i rękami złożonymi jak do modlitwy. Co kilka metrów kłaniał się przepraszająco. Był jak skazaniec, który ma świadomość dokonania potwornej zbrodni. Zbrodni, której nie będzie w stanie odkupić do końca życia.

W tym samym czasie po stadionie niosło się „Hala Madrid!”. Piłkarze Realu świętowali, to już tradycja, wraz z całymi rodzinami. Prym wśród licznej dzieciarni, która zapełniła trawiasty prostokąt, wiódł, a jakże, synek Marcelo. Niespełna 9-letni Enzo swoimi niebanalnymi umiejętnościami piłkarskimi zdołał już podbić serca wszystkich kumpli Brazylijczyka z królewskiej szatni. U boku taty bardzo wcześnie zaczął oswajać się z atmosferą sukcesu, gdy więc dorośnie i zacznie kolekcjonować trofea na swoje konto, stosowne pozy przed armią fotoreporterów będą w jego wykonaniu nad wyraz wystudiowane.

Na razie królem w tej konkurencji jest Cristiano Ronaldo. Po obowiązkowej rundzie z pucharem wrócił na zainstalowany na środku boiska podest i przesiedział na nim dobre kilkadziesiąt minut. Zachowywał się jak imperator otoczony najbliższą rodziną i wiernymi pretorianami przebranymi obowiązkowo w koszulki z jego nazwiskiem na plecach. Z owiniętą wokół szyi portugalską flagą przyjmował hołdy na siedząco. Wkrótce potem zasugerował, że mógł to być jego ostatni występ w barwach Realu. Tylko po to, by usunąć w cień wyczyn Garetha Bale’a i wszystko odwołać („do zobaczenia w następnym sezonie”) podczas niedzielnej fety na ulicach Madrytu.

Autor: Krzysztof Kawa

Najdłużej na Stadionie Olimpijskim dopieszczał kibiców Sergio Ramos. Z dbałością wcielał w czyn powiedzenie o kapitanie, który schodzi z pokładu ostatni. Najlepszy stoper świata okazał się cichym bohaterem finału. Cichym, bo wszyscy mówili o Bale’u i Ronaldo, a mało kto o czarnej robocie, którą trzeba było wykonać, by kolegom-artystom było nieco łatwiej. To Ramos wyeliminował z gry Mohameda Salaha i choć wyglądało to na przypadek, przypadkiem nie było. Zwolennikiem takiej tezy są eksperci, byli piłkarze, w tym komentujący mecz w Kijowie dla Canal Plus Grzegorz Mielcarski. To jego zdaniem było „morderstwo doskonałe” - mamy ofiarę, ale nie mamy jakichkolwiek dowodów świadczących przeciw sprawcy. Ramos dobrze wiedział, że może Egipcjaninowi zrobić krzywdę. Jeśli nie w tej sytuacji, gdy zakleszczył mu rękę i sprowadził do parteru, to w następnej. Mielcarski też grał przeciwko takim obrońcom i dobrze wie, że w takich sytuacjach napastnik jest bezradny.

Hiszpan zrobił to w swoim stylu, perfidnie, a zarazem tak subtelnie, że sędziemu nawet nie przyszło to głowy, by ukarać go żółtą kartką.

Co więcej, na początku drugiej połowy bezwzględny Ramos zaatakował łokciem Kariusa. Trafiony w łuk brwiowy bramkarz Liverpoolu padł jak rażony. I tym razem arbiter nie zareagował. Dwie minuty później golkiper The Reds, mimo obecności asystującego mu Karima Benzemy, podawał piłkę do partnera dołem, zamiast rzucić ją nad głową. Francuzowi wystarczyło wystawić nogę, by zdobyć pierwszą bramkę w meczu. Czy Karius wciąż jeszcze odczuwał skutki uderzenia?

Pytania można mnożyć, ale wyniku finału one już nie zmienią. Wygrał Real, na którego stawiała zdecydowana większość ekspertów. Vicente del Bosque, były selekcjoner kadry Hiszpanii, stwierdził wręcz, że ekipa Zidane’a rozbije zespół z Anglii 4:1. Niewiele się pomylił, w końcówce spotkania było blisko pogromu. W uniknięciu go pomógł jeden z fanów Ronaldo, który w chwili, gdy Portugalczyk finalizował akcję, zmylił czujność ochrony i wdarł się na pole karne.

Czytaj także: Jerzy Dudek zwycięski w Kijowie. Polski bramkarz wystąpił w barwach legend Realu Madryt i Liverpoolu [ZDJĘCIA, WIDEO]

To był incydent, który cieniem położył się na ocenie pracy ukraińskich służb porządkowych, ale… pozostał jedynie incydentem. Impreza była zabezpieczona bardzo dobrze, pod stadionem zarówno przed, jak i po finale panował porządek. Tak samo było w centrum miasta, gdzie spotykały się ze sobą grupy fanów obu drużyn. Tych z Liverpoolu była zdecydowana większość, ale choć, jak to Anglicy, zachowywali się bardzo głośno i nie wylewali za kołnierz, byli pokojowo nastawieni do rywali. A wpływ na ich zachowanie miał fakt, że co kilkadziesiąt metrów natykali się na policjantów i żołnierzy. Na Chreszczatyku, głównej reprezentacyjnej alei Kijowa, na której urządzono fan zonę, stała warta dosłownie przed każdym pubem i restauracją. Przez trzy dni zauważyliśmy na ulicach tylko jedną rozbitą szybę i przypadkowo strąconą w kawiarnianym ogródku donicę z kwiatami. Co notabene szybko zostało zauważone i uprzątnięte.

Pytany dzień przed finałem, kto będzie zwycięzcą, mer Witalij Kliczko odparł z emfazą w gestach i głosie:

- Ja już to wiem - wygrał Kijów! Pokazaliśmy, że potrafimy zorganizować tak wielką imprezę. Do miasta przybyło sześćdziesiąt tysięcy osób, a mimo to wszystko przebiega bardzo sprawnie.

I choć prawdą jest, że wielu właścicieli hoteli i pensjonatów tak wywindowała ceny, że część kibiców z uwagi na koszty zrezygnowała z przyjazdu, to jednak ci, którzy tu dotarli bawili się przednio. Krótko, by uniknąć totalnego wydrenowania portfeli, ale jednak. Część wolała skrócić pobyt w Kijowie, a imprezę przenieść do Krakowa. Samolot Ukraińskich Linii Lotniczych w niedzielny wieczór był wypełniony kibicami Liverpoolu, którzy nie mogli się doczekać lądowania i desantu na Stare Miasto…


Finał Ligi Mistrzów w Kijowie: wspaniały mecz Bale'a, fatalny Kariusa. I dramat Salaha [RELACJA]

Sportowy24.pl w Małopolsce

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl