"Wczoraj CR7, dziś Messi" - podgrzewał tytuł na pierwszej stronie katalońskiego dziennika "Mundo Deportivo", nawiązując do wtorkowego zwycięstwa Realu Juventusem (3:0) i dwóch bramek Cristiano Ronaldo. "Barcelona chce wypracować przewagę na Camp Nou, które jest niezdobytą twierdzą w Lidze Mistrzów" - można było przeczytać we wprowadzeniu do tekstu.
Stadion Barcelony, choć pozostał niezdobytą twierdzą, choć w środowy mecz wyglądał zupełnie inaczej, niż można się było tego spodziewać. Przede wszystkim dlatego, że goście ani myśleli stawiać autobusy we własnym polu karnym. Podjęli rękawice, a przy odrobinie szczęścia mogli wywieźć z Katalonii korzystniejszy wynik.
Mieli jednak pecha, choć może to nieodpowiednie słowo. Porażka po dwóch samobójczych bramkach właśnie to sugeruje, jednak nie wynikały one z niefrasobliwości rzymskich obrońców, tylko z presji piłkarzy Barcy. Przy golu na 1:0 dla gospodarzy Daniele De Rossi próbował przeciąć w polu karnym podanie Andresa Iniesty do Lionela Messiego, ale w efekcie pokonał własnego bramkarza. Później Konstantinos Manolas próbował na raty przeszkodzić Samuelowi Umtitiemu, który fetując bramkę pocałował klubowy herb i ukłonił się kibicom. Zupełnie jakby chciał zapewnić, że pogłoski o jego odejściu z Barcelony, to tylko medialne spekulacje.
Trzecia bramka to zasługa wciąż szukającego swojej pierwszej od ponad roku bramki w Lidze Mistrzów Luisa Suareza. Po technicznym strzale Urugwajczyka bramkarz Romy wybił piłkę wprost pod nogi stojącego w polu karnym Gerarda Pique.
Kontaktowy gol Edina Dzeko pozwalał gościom mieć nadzieję, że jeszcze nie wszystko jest stracone, ale w końcówce dobił ich Suarez.
Zupełnie inny - od oczekiwanego - miał również przebieg drugiego meczu, pomiędzy Liverpoolem, a Manchesterem City. Choć może niekoniecznie, bo trener The Reds Juergen Klopp jak mało kto potrafi rozpracować drużyny prowadzone przez Pepa Guardiolę. Tak było w czasach, gdy Niemiec prowadził jeszcze Borussię Dortmund, a Katalończyk Bayern Monachium. Tak jest również w tym sezonie - dość powiedzieć, że jedyną ligową porażkę zmierzający pewnie po mistrzostwo Anglii The Citizens ponieśli właśnie na Anfield Road.
Tamto spotkanie było jednak zaciętym widowiskiem, a zespół Kloppa wygrał tylko 4:3. Tym razem mecz na Anfield Road można określić jednym słowem - egzekucja. Po zwycięstwie 3:0 tylko jakiś kataklizm może pozbawić Liverpool awansu do półfinału.
Rozpoznasz najbardziej pamiętne oprawy ostatnich lat? [QUIZ]

- SPORTOWY PRZEGLĄD INTERNETU