Liga Mistrzów. Samobójstwo Romy na Camp Nou, Manchester City rozbity na Anfield Road, Juergen Klopp znów koszmarem Pepa Guardioli

Jakub Niechciał
Daniele De Rossi (z prawej) pokonał własnego bramkarza próbując przeszkodzić Lionelowi Messiemu
Daniele De Rossi (z prawej) pokonał własnego bramkarza próbując przeszkodzić Lionelowi Messiemu AFP/EAST NEWS
Po dwóch samobójczych bramkach FC Barcelona pokonała 4:1 AS Romę w pierwszym ćwierćfinałowym meczu Ligi Mistrzów. W drugim środowym meczu 1/4 finału FC Liverpool sensacyjnie rozbił 3:0 Manchester City. Przed rewanżami kwestia awansu do półfinału wydaje się w obu parach rozstrzygnięta.

"Wczoraj CR7, dziś Messi" - podgrzewał tytuł na pierwszej stronie katalońskiego dziennika "Mundo Deportivo", nawiązując do wtorkowego zwycięstwa Realu Juventusem (3:0) i dwóch bramek Cristiano Ronaldo. "Barcelona chce wypracować przewagę na Camp Nou, które jest niezdobytą twierdzą w Lidze Mistrzów" - można było przeczytać we wprowadzeniu do tekstu.

Stadion Barcelony, choć pozostał niezdobytą twierdzą, choć w środowy mecz wyglądał zupełnie inaczej, niż można się było tego spodziewać. Przede wszystkim dlatego, że goście ani myśleli stawiać autobusy we własnym polu karnym. Podjęli rękawice, a przy odrobinie szczęścia mogli wywieźć z Katalonii korzystniejszy wynik.

Mieli jednak pecha, choć może to nieodpowiednie słowo. Porażka po dwóch samobójczych bramkach właśnie to sugeruje, jednak nie wynikały one z niefrasobliwości rzymskich obrońców, tylko z presji piłkarzy Barcy. Przy golu na 1:0 dla gospodarzy Daniele De Rossi próbował przeciąć w polu karnym podanie Andresa Iniesty do Lionela Messiego, ale w efekcie pokonał własnego bramkarza. Później Konstantinos Manolas próbował na raty przeszkodzić Samuelowi Umtitiemu, który fetując bramkę pocałował klubowy herb i ukłonił się kibicom. Zupełnie jakby chciał zapewnić, że pogłoski o jego odejściu z Barcelony, to tylko medialne spekulacje.

Trzecia bramka to zasługa wciąż szukającego swojej pierwszej od ponad roku bramki w Lidze Mistrzów Luisa Suareza. Po technicznym strzale Urugwajczyka bramkarz Romy wybił piłkę wprost pod nogi stojącego w polu karnym Gerarda Pique.

Kontaktowy gol Edina Dzeko pozwalał gościom mieć nadzieję, że jeszcze nie wszystko jest stracone, ale w końcówce dobił ich Suarez.

Zupełnie inny - od oczekiwanego - miał również przebieg drugiego meczu, pomiędzy Liverpoolem, a Manchesterem City. Choć może niekoniecznie, bo trener The Reds Juergen Klopp jak mało kto potrafi rozpracować drużyny prowadzone przez Pepa Guardiolę. Tak było w czasach, gdy Niemiec prowadził jeszcze Borussię Dortmund, a Katalończyk Bayern Monachium. Tak jest również w tym sezonie - dość powiedzieć, że jedyną ligową porażkę zmierzający pewnie po mistrzostwo Anglii The Citizens ponieśli właśnie na Anfield Road.

Tamto spotkanie było jednak zaciętym widowiskiem, a zespół Kloppa wygrał tylko 4:3. Tym razem mecz na Anfield Road można określić jednym słowem - egzekucja. Po zwycięstwie 3:0 tylko jakiś kataklizm może pozbawić Liverpool awansu do półfinału.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl