Lechia Zielona Góra – Stilon Gorzów 4:1 (3:0)
- Bramki: Tumala (17), Bambecki (23), T. Matuszewski (27), Surożyński (48) – Siwozad (90+1).
- Lechia: Fabisiak – Sylwestrzak, Tumala, Iwanowicz – Zientarski (od 89 min Łunkiewicz), Łoboda, Osiński (od 81 min Dzidek), Bambecki – Surożynski (od 81 min Strzelecki), Mycan (od 81 min Dębski), T. Matuszewski (od 37 min Babij).
- Stilon: Czajor – Kaczor (od 70 min Kaniewski), Karoń, Demianenko, Fediuk – Łuszkiewicz, Wiśniewski, N. Matuszewski (od 53 min Milewski) – Kurlapski (od 70 min Siwozad), Drozdowicz, Kopeć (od 28 min Bohdanow).
- Żółte kartki: Fabisiak, T. Matuszewski, Mycan, Surożyński, Sucharek (drugi trener Lechii) – N. Matuszewski.
- Czerwona kartka: Sylwestrzak.
Zielonogórzanie przystąpili do derbów osłabieni brakiem Rafała Ostrowskiego, który leczy uraz mięśnia dwugłowego uda. Jego miejsce w formacji obronnej zajął Maksym Iwanowicz.
Początek meczu był wyrównany, ale tylko do czasu. W pierwszym kwadransie gry Stilon próbował zaskoczyć gospodarzy długimi piłkami, natomiast zielonogórzanie szukali akcji skrzydłami. W 14 minucie przed świetną okazją stanął Nikodem Matuszewski, który, wykorzystując chwilowe zamieszanie w obronie rywali, mógł otworzyć wynik strzałem z 16. metra. Piłka zatrzymała się jednak na jednym z piłkarzy Lechii.
Obraz gry odmienił się w 17 minucie, kiedy to ekipa z Winnego Grodu „napoczęła” rywala. Dokonał tego 17-letni obrońca Łukasz Tumala, który wywalczył posiadanie piłki na lewym skrzydle. Zielonogórski młodzieżowiec wbiegł w pole karne, przełożył futbolówkę na drugą nogę i oddał kąśliwy strzał, po którym piłka rykoszetowała od jednego z zawodników Stilonu i wpadła do siatki.
Na kolejne ciosy nie trzeba było długo czekać. Rozochoceni zielonogórzanie napierali na zaczynających gubić się gorzowian, co poskutkowało dwoma następnymi trafieniami. Najpierw z lewej strony strzelił Igor Bambecki, a chwilę później głową podwyższył Tomasz Matuszewski. Nie minęło zatem jeszcze pół godziny gry, a Lechia prowadziła już 3:0.
Taki rezultat mógł zwiastować koniec emocji, lecz nic bardziej mylnego. Wymarzoną, mogłoby się wydawać, sytuację podopiecznych trenera Andrzeja Sawickiego popsuła czerwona kartka, którą w 34 minucie obejrzał Radosław Sylwestrzak za faul na wychodzącym na czystą pozycję Emilu Drozdowiczu. Gospodarze wyraźnie nie zgadzali się z decyzją sędziego, ale ich protesty nic nie dały i doświadczony defensor resztę spotkania musiał oglądać z trybun.
To zdarzenie sprawiło, że piłkarze z północy województwa poczuli możliwość, aby odrobić straty. Ich naciski w końcówce pierwszej połowy nie przynosiły jednak skutku. Najbliżej pokonania Wojciecha Fabisiaka był w 45 minucie Maksym Bohdanow, który trafił w poprzeczkę.
Przed drugą odsłoną wydawało się, że Lechię czeka ciężkie zadanie, jakim jest utrzymanie prowadzenia, nawet tak wysokiego, grając w osłabieniu. Zielonogórzanie zadali jednak kłam tym przypuszczeniom, błyskawicznie dobijając przeciwników. Chwilę po przerwie kapitalną akcję prawą stroną przeprowadził Mateusz Zientarski, po czym ściął do środka i zdecydował się na strzał. Skutecznie interweniował wówczas Szymon Czajor, lecz bramkarz Stilonu nie miał już nic do powiedzenia przy dobitce, którą głową z niewielkiej odległości wykonał Mateusz Surożyński.
Prowadzenie lechistów 4:0 właściwie zamknęło mecz. Druga połowa była wyrównana i tak naprawdę nie było widać, że gorzowianie grają z przewagą jednego zawodnika. Ich usilne próby przyniosły efekt w doliczonym czasie gry, kiedy to honorowe trafienie zapisał na swoim koncie Oliwer Siwozad.
– Wszystko dziś nie zagrało. Nie zagrało to, że nie wykorzystaliśmy swoich momentów. Nie zagrało to, że nie potrafiliśmy się wybronić przed kontratakami Lechii – mówił po spotkaniu zrezygnowany trener Stilonu Marcin Węglewski. – Trudno coś powiedzieć na ten temat. To widać po wyniku. Nie będę niczego bronił, bo nie ma czego bronić. Jak przegrywasz 1:4, to nie masz się jak wybronić.
– Najważniejsze są trzy punkty. Wiadomo, że derby mają swój smaczek, natomiast my byliśmy skupieni przede wszystkim na zdobyczy punktowej, bo nie wyszła nam inauguracja – powiedział szkoleniowiec Lechii Andrzej Sawicki. – Bardzo chcieliśmy wygrać ten mecz. Zespół zagrał naprawdę bardzo świetne spotkanie.
WIDEO: Zielonogórskie kryte boisko piłkarskie robi duże wrażenie
