Donald Tusk doskonale zdaje sobie sprawę, że temat rozliczeń rządów Prawa i Sprawiedliwości jest dla jego elektoratu ważny, był to zresztą jeden z rozdziałów słynnych „100 konkretów”, z którymi Koalicja Obywatelska szła do ubiegłorocznych wyborów parlamentarnych. Padały w nim nawet nazwiska konkretnych osób, których działalności należał się przyjrzeć
Koalicja 15 października rządzi rok, ale nie od dzisiaj podnoszą się głowy, że te rozliczenia idą zbyt wolno.
„Rozliczanie PiS postępuje wolniej, bo nie wszyscy w Koalicji zrozumieli, że bez rozliczenia nie będzie naprawy Rzeczpospolitej” - napisał w serwisie X premier Donald Tusk. „Jeśli się wreszcie nie ogarną, sami zostaną przez ludzi rozliczeni” - dodał szef rządu.
Dzień później na konferencji prasowej przyznał: - Nie jestem zadowolony z tempa rozliczeń.
Tusk swoim wpisem nawiązał m.in. do sprzeciwu Polski 2050 wobec uchylenia immunitetu Jarosława Kaczyńskiego. Prezes PiS miał go stracić za szarpanie wieńca i uderzenie jednego z antypisowskich aktywistów, który co miesiąc organizuje happeningi przed pomnikiem smoleńskim i oskarża o tragedię z 10 kwietnia 2010 roku Lecha Kaczyńskiego.
Ale do słów Donalda Tuska odniósł się także prokurator krajowy Dariusz Korneluk, nie tylko koalicjnaci.
"Nie czuję się adresatem tych słów. Nie jeżdżę do żadnej siedziby partii politycznej, nie mam dziwnych telefonów" - powiedział w programie „Jeden na jednego” w TVN24. "Mam świadomość presji społecznej. Proszę zwrócić uwagę na sprawy, które już zaistniały, jak np. Fundusz Sprawiedliwości, gdzie akt oskarżenia będzie skierowany przeciwko dziewięciu osobom na przełomie grudnia i stycznia. Nie mogę powiedzieć, że wszystko trwa zbyt długo. Prokurator zobowiązany jest procedurą. Niektóre z tych przestępstw trwały latami. Trudno sobie wyobrazić, że teraz prokurator w ciągu sześciu miesięcy będzie miał cały materiał dowodowy" - dodał prokurator.
To prawda, Fundusz Sprawiedliwości to tylko jedno z wielu śledztw, w których przewijają się nazwiska polityków Prawa i Sprawiedliwości.
"Oni uciekają jak szczury z tonącego okrętu, bo wokół nich robi się bardzo gorąco, jest ponad 200 spraw, które są prowadzone w prokuraturze i które dotyczą ludzi związanych z poprzednią władzą" - mówił Cezary Tomczyk, wiceminister obrony narodowej.
To w kontekście chociażby Marcina Romanowskiego, za którym nie dalej jak w czwartek wystawiono list gończy.
9 grudnia Sąd Rejonowy dla Warszawy-Mokotowa w Warszawie wydał postanowienie o zastosowaniu wobec Romanowskiego tymczasowego aresztowania, Romanowski w sądzie się nie zjawił, miał przejść poważny zabieg operacyjny. Policjanci od 10 grudnia próbowali go zatrzymać i doprowadzić do aresztu. Byli pod wszystkimi znanymi adresami, w których mógł przebywać. Nic, poseł Romanowski zniknął.
Podczas konferencji prasowej rzecznik Prokuratury Krajowej Przemysław Nowak przekazał, że „Romanowski dobrowolnie udał się do placówki medycznej 4 grudnia, przeszedł zaplanowany zabieg medyczny (...) po czym 6 grudnia z tej placówki wypisał się dobrowolnie i nie stawił się w poniedziałek do sądu”, tego dnia wyłączył też telefony, których nie używa, w ogóle nie loguje się do sieci.
Jak dodał prok. Nowak, „jest to chyba pierwszy raz w historii w Polsce, iż listem gończym poszukiwany jest poseł bieżącej kadencji Sejmu, były wiceminister sprawiedliwości.
"Nie znamy na ten moment miejsca pobytu poszukiwanego, dlatego wszczynamy te działania" - stwierdził.
Pytany przez dziennikarzy o to, czy prokuratura posiada informacje o tym, że Marcin Romanowski mógł opuścić terytorium Polski, rzecznik Prokuratury Krajowej podkreślił, że „dane były sprawdzane".
"Wiemy, że nie kupił biletów, że nie wyleciał samolotem z kraju i nie przekroczył strefy Schengen" - mówił.
Prokuratura Krajowa zarzuca Romanowskiemu, który jako polityk Solidarnej Polski (a następnie Suwerennej Polski) był w latach 2019-2023 wiceszefem MS nadzorującym Fundusz Sprawiedliwości - popełnienie 11 przestępstw m.in. udział w zorganizowanej grupie przestępczej i ustawianie konkursów na pieniądze z tego funduszu. Przestępstwa te miały polegać m.in. „na wskazywaniu podległym pracownikom podmiotów, które powinny wygrać konkursy na dotacje z Funduszu Sprawiedliwości”.
Polityk miał też zlecać poprawę błędnych ofert przed ich zgłoszeniem oraz dopuszczał do udzielenia dotacji podmiotom, które nie spełniały wymogów formalnych i materialnych. Zarzuty wobec Romanowskiego dotyczą również „przywłaszczenia powierzonego podejrzanemu mienia w postaci pieniędzy w łącznej kwocie ponad 107 milionów złotych oraz usiłowania przywłaszczenia pieniędzy w kwocie ponad 58 milionów złotych”.
Zanim wydano list gończy, o miejsce pobytu Romanowskiego pytano polityków PiS. Michał Wójcik zapewnił, że nie wie, gdzie przebywa kolega.
"Jeśli to jest obywatelskie nieposłuszeństwo, mogę to zrozumieć" - przyznał na antenie TVN24. Politycy Prawa i Sprawiedliwości dość ochoczo podchwycili to określenie w kontekście ucieczki Romanowskiego.
"Jest to absolutna bzdura i nieporozumienie. To jest nadużywanie pojęć" — ocenił minister sprawiedliwości Adam Bodnar. Bodnar wskazał, że akt ten polega na tym, że „robi się coś w sposób otwarty, z otwartą przyłbicą”. "A nie ukrywa się przed wymiarem sprawiedliwości i używa się słów, które są absolutnie nieadekwatne do sytuacji, do opisania własnej sytuacji procesowej, która polega na ucieczce przed wymiarem sprawiedliwości" - dodał polityk. I stwierdził, że „jest pewna symbolika w tym, że w jednej z największych afer, o których mówili i dziennikarze od wielu lat, Funduszu Sprawiedliwości, [...] od 13 grudnia 2023 roku istnieje rzeczywista szansa na wyjaśnienia i prawne rozliczania tej afery”.
W weekend twarz Romanowskiego ściganego listem gończym pojawiła się na banerach z grafiką Solidarności. Obrońcy posła Romanowskiego zamieścili też w sieci petycję.
„Polska praworządność znajduje się dziś na krawędzi upadku. Od roku obserwujemy, jak Donald Tusk i jego zaplecze polityczne, z ministrem sprawiedliwości Adamem Bodnarem na czele, systematycznie niszczą fundamenty demokratycznego państwa prawa” - napisali. I dalej: „Poseł Romanowski jest jedynym podejrzanym, wobec którego zastosowano takie środki, podczas gdy inne osoby z zarzutami pozostają na wolności. Co więcej, stan zdrowia posła, potwierdzony dokumentacją pooperacyjną, został całkowicie zignorowany. Takie działania pokazują jasno: celem nie jest wymierzenie sprawiedliwości, ale polityczna zemsta.”
Politycy PiS bronią kolegi. Poseł Jan Dziedziczak twierdzi, że Romanowski wie, co robi. Zasugerował, że jego nieobecność może być związana z ciężką operacją, którą przeszedł. Dziedziczak dodał, że Romanowski podejmuje decyzje, które uznaje za stosowne. Byli politycy Suwerennej Polski idą znacznie dalej - mówią o nagonce, zemście, porównują rząd Donalda Tuska do rządów komunistycznych.
"Od dawna przygotowywał się do tego, żeby zniknąć przed śledczymi i policją" - ocenił wiceszef MSWiA Wiesław Szczepański. Świadczy o tym wyłączenie telefonów przez Romanowskiego.
Wiceminister klimatu i środowiska Miłosz Motyka z PSL określił zachowanie Romanowskiego jako „tchórzostwo” i „błazenadę”.
Czy sprawa Romanowskiego zaszkodzi Prawu i Sprawiedliwości? Wydaje się, że twardy elektorat partii uzna Romanowskiego za bohatera, gorzej z wyborcami niezdecydowanymi, czy tymi centrowymi – oni w męczeństwo posła Romanowskiego raczej nie uwierzą. PAP
