W swojej karierze stawał Pan przed wieloma wielkimi projektami, ale kampania wyborcza w Warszawie będzie chyba największym z nich?
Tak jest. To będzie moje największe wyzwanie.
Z jakim nastawieniem włącza się Pan w walkę o prezydenturę w Warszawie?
Po prostu idę po prezydenturę. Nie ma tutaj żadnych półśrodków - chcemy wygrać te wybory.
Patrząc realnie - jest na to szansa?
Oczywiście, że tak. Jestem warszawiakiem, będę walczył o prezydenturę i wygram te wybory.
Jak marszałek Stanisław Tyszka przyjął wiadomość, że to Pan, a nie on będzie kandydatem na prezydenta Warszawy?
Od początku był to wybór między mną, a Stanisławem Tyszką. Ustaliliśmy, że to ja będę kandydował i tyle. Nie ma tu żadnych animozji, czy pretensji. Nic z tych rzeczy. To jest wspólna decyzja wypracowana w długich, dojrzałych dyskusjach.
Pana kontrkandydaci rozpoczęli swoje kampanie wcześniej. Co Pan sądzi o ich dotychczasowych poczynaniach?
Cóż, te jabłka, jakieś plastry, wypadające szyby, te wszystkie ustawki... To wszystko przypomina piaskownicę. A przecież Warszawa to jest gigantyczne przedsiębiorstwo. Pytam się: czy panowie już czymś w życiu zarządzali, oprócz własnego długopisu? Czy oni naprawdę myślą, że to jest wszystko takie proste? Prezydent odpowiada za miasto, za sześć tysięcy pracowników, wydziały, specjalizacje... Trzeba mieć naprawdę szeroką i bogatą wiedzę, opartą o doświadczenia. Czy pan Trzaskowski ma taką wiedzę i doświadczenia? Nie. Czy pan Jaki je ma? Ja lubię Patryka Jakiego. Jak zostanę prezydentem, to Patryk Jaki będzie mógł przy mnie nauczyć się zarządzania i być w przyszłości dobrym kandydatem na prezydenta.
Z kolei Patryk Jaki zapowiedział, że jeśli on wygra wybory, to zaproponuje Panu stanowisko wiceprezydenta ds. gospodarczych.
To znaczy, że pan Patryk Jaki docenia moją wiedzę i bardzo się z tego cieszę. Natomiast jeszcze raz podkreślę - Warszawa jest zbyt poważnym wyzwaniem, żeby można było tak sobie w lekceważący sposób mamić mieszkańców jabłkami. Ja chcę wprowadzić w to wszystko trochę powagi. Jako warszawiak mówię wszem i wobec - to jest moje miejsce na ziemi. I dokładnie tak samo myśli i czuje 1 700 000 warszawiaków. Tym razem mieszkańcy stolicy muszą poważnie potraktować wybór prezydenta. Wybór pomiędzy PO, a PiS-em to wybór jednych, albo innych wad.
Wyobrażam sobie, że Pan, jako doskonały przedsiębiorca, miałby trochę inne spojrzenie na miasto, niż pozostali kandydaci.
Nie da się ukryć. To biznesowe doświadczenie jest moim zdaniem bezcenne w takiej sytuacji. Dobry przedsiębiorca na stanowisku prezydenta najpierw zastanowi się, czy ma na coś pieniądze. Potem czy jest potrzeba zbudowania czegoś. A potem te środki zainwestuje w możliwie najbardziej oszczędny sposób. Ja takiego myślenia u reszty kandydatów nie widzę. Obiecują linie metra, albo kolejny most. I absolutnie zgadzam się, że taki most jest potrzebny. Ale to nie ma być element kampanii, tylko normalnego, rzetelnego zarządzania. To nie jabłka będą stanowiły o tym, czy Warszawa jest dobrze zarządzana, a wskaźnik zadowolenia mieszkańców. To jest najważniejsze, żeby warszawiacy żyli w mieście, w którym chcą żyć i pracować.
Prowadził Pan rozmowy z mniejszymi grupami politycznymi, które mogłyby Pana poprzeć? Myślę np. o Ruchu Narodowym.
Nie było takich rozmów. Wie pan, ja nie żyję w Warszawie od wczoraj. Mnie naprawdę znają tysiące warszawiaków. Ja przekonuję ludzi do siebie tym, co robię. Całe życie buduję i w takim przypadku, kiedy trzeba budować Warszawę, to ja się zgłaszam i działam. Bo Warszawę trzeba budować. II Wojna Światowa spowolniła nas na kilkadziesiąt lat. My teraz musimy to wszystko nadganiać. I ja mam pomysł, jak to zorganizować. Ale trzeba wiele rzeczy zmienić. Przykład? Jestem za tym, żeby zachodnie firmy inwestowały w Warszawie. Ale niech płacą tutaj podatki. Jeżeli oni chcą korzystać z Warszawy, z substancji miejskiej za darmo, to jaki my mamy w tym interes? To trzeba zmienić i ja jako przedsiębiorca wiem, jak to zrobić.
Prezydent Marek Jakubiak pozwoliłby na organizację w Warszawie parady równości i marszu ONR?
Ja jestem demokratą i państwowcem. W demokracji jest tak, że są różnego rodzaju większości, mniejszości, które mają równe prawa. Mnie tylko denerwuje jedno. Jeżeli środowiska LGBT demonstrują swoją inność, to prawica, której się to nie podoba, nie powinna przerywać takich marszów. I odwrotnie. Jeżeli prawica ma marsze, nie powinno to być przerywane czy w jakiś sposób "okładane" przez lewicę. To prowadzi tylko do jałowego sporu.
MMOnline/x-news
POLECAMY: