Męsko-damskie duety Krzysztofa Krawczyka

Paweł Gzyl
Krzysztof Krawczyk w jednej ze swoich odsłon
Krzysztof Krawczyk w jednej ze swoich odsłon archiwum
O spotkaniu z Kasią Nosowską, uczcie w kuchni Eleni, publicznie danej obietnicy Maryli Rodowicz i Danielu Olbrychskim opowiada - Krzysztof Krawczyk przy okazji premiery swej płyty „Duety”

Lubi Pan muzyczne eksperymenty?

Śpiewam 53 lata. Gdybym przez cały ten czas pozostawał w jednym gatunku muzyki, zanudziłbym się ze sobą na śmierć. Nie mówiąc już o publiczności! Dlatego robiłem wszystko, żeby nie dać się zaszufladkować. Zawsze próbowałem łamać konwencje.

A w którym gatunku czuje się Pan najlepiej?

Nie mam specjalnych preferencji, zawsze chcę wydobyć z piosenki to, co w niej najlepsze, tak jak podpowiada mi moje serce. W końcu trochę lat śpiewam i potrafię wczuć się w klimat i aranżację.

Spotkanie w studiu nagraniowym drugiego artysty to bardziej inspiracja czy rywalizacja?

Jaka tam rywalizacja? Chcemy po prostu ze sobą dobrze i szczerze zabrzmieć. Mamy jeden wspólny cel: nagrać piosenkę, która spodoba się publiczności.

Lubi Pan śpiewać w duetach?

Zanim zacząłem śpiewać jako solista, przez dziesięć lat pracowałem w kwartecie - w zespole Trubadurzy, więc hasło: „Jeżeli śpiewać, to nie indywidualnie” nie jest mi obce.

W kwartecie to jakby dwa duety śpiewały. Mówię to oczywiście z przymrużeniem oka. Ale kiedy już zacząłem śpiewać indywidualnie, często byłem namawiany do duetów.

Na przykład mój menedżer Andrzej Kosmala już w latach 70. walczył ze mną i namawiał, abym nagrał piosenkę ze Zdzisławą Sośnicką. A ja opierałem się wszystkimi siłami.

Dlaczego?

Myślę, że moje zachowanie miało źródło w dzieciństwie. Otóż wychowałem się za kulisami Teatru Muzycznego w Łodzi. Mój ojciec był aktorem, śpiewakiem operowym i operetkowym - i nie mogłem znieść, kiedy do obcych kobiet - a nie do mojej mamy - śpiewał: „Ach, myszko, to była cudna noc, słodka noc”.

Już wtedy wyczuwałem nieszczerość i teatralność tych miłosnych wyznań. I byłem obrońcą mojej mamy, choć nie do końca rozumiałem wtedy meandry życia. Stąd duety początkowo niezbyt dobrze mi się kojarzyły.

Pamięta Pan swój pierwszy duet?

Doskonale. Nagrałem go w 1987 roku z Bohdanem Smoleniem - „Dziewczyny, które mam na myśli”. Była to parodia duetu Julio Iglesiasa i Willy Nelsona w piosence „Dziewczyny, które kiedyś kochaliśmy”.

To było z przymrużeniem oka. Ze względów prawnych, kłopotów z publishingiem, nie znalazła się ona na płycie. Ale przez następne lata byłem znów oporny na duety. Coś tam zaśpiewałem na swoim koncercie benefisowym z Ireną Jarocką i Dorotą Stalińską. W 2000 roku nagrałem drugi duet z mężczyzną - z Norbim, a prasę obiegła plotka, że to mój syn.

Kobietą, z którą wszedłem pierwszy raz do studia, była Edyta Bartosiewicz. Z nią nagrywałem twarzą w twarz. Ale nie wszystkie duety dziś tak powstają.

Często są to nagrania wirtualne: ja śpiewam swoje partie w moim studio w Poznaniu, a partner czy partnerka w innym studio. To pragmatyczne rozwiązanie, ale często pozwala na powstanie wspaniałych nagrań, które inaczej by się nie narodziły.

Czy wszystkich artystów, z którymi Pan zaśpiewał na tej płycie, znał Pan wcześniej osobiście? Czy były spotkania, które odbyły się pierwszy raz, dzięki wspólnym nagraniom?

Płyta powstawała praktycznie 10 lat. I tak powinno być z nagrywaniem duetów. Nie akcja jednorazowa, tylko poznawanie się rozłożone w czasie.

W zasadzie znam wszystkich, choć w wypadku Edyty Bartosiewicz czy Norbiego, najpierw poznałem ich nagrania. Ale jeździmy po tym kraju z koncertami, spotykamy się w studiach telewizyjnych i trudno nie wpaść na siebie.

Z kim najłatwiej, a z kim najtrudniej było „zgrać” się w studiu?

Nie było żadnych trudności. No, może poza Edytą Bartosiewicz, która tak mnie, a przede wszystkim siebie wykończyła, że po nagraniu zadzwoniłem do mojego menedżera Andrzeja Kosmali: „Andrzej! Nigdy więcej duetów” (śmiech). Ale po czasie przekonałem się, że jej perfekcjonizm przyniósł efekt.

To był okres, gdy Edyta wycofała się z rynku muzycznego. Jak Pan w tamtym okresie przekonał ją do śpiewania?

W tamtych latach był wysyp młodych gwiazd. Starannie przyglądałem się nowościom naszego rynku przebojów. Nowych płyt słucham zazwyczaj przy obiedzie i rzadko się zdarza, bym jakąś wysłuchał do końca.

Ale zdarzyło się: płyty Edyty Bartosiewicz słuchałem przez kilka miesięcy. Nie znałem jej osobiście, ale w kilku wywiadach powiedziałem o mojej fascynacji tą dziewczyną. Czy to do niej dotarło? Powiedziałem o tym też w mojej wytwórni płytowej BMG. I jakoś te wszystkie sygnały się spotkały.

Producenci płyty „To co w życiu ważne” - Paweł Jóźwicki i Biljana Bakić - doprowadzili do nagrania tego duetu. Zrobiliśmy też teledysk, a potem Edyta wystąpiła ze mną na dwóch festiwalach sopockich i w kilku programach telewizyjnych. Wdzięczność moja sięga nieboskłonu.

Aż dwa duety są w klimacie reggae: z Muńkiem i Ras Lutą. Ma Pan jakiś szczególny stosunek do tego gatunku?

Byłem na Key West, na najdalej w kierunku Kuby wysuniętym lądzie amerykańskim. To już tylko 80 mil do Wysp Karaibskich. Byłem zszokowany popularnością muzyki reggae, jej słoneczną melodyjnością, rytmiką i tekstami.

Chętnie nagrałem piosenki w tym stylu, bo moi partnerzy, szczególnie Ras Luta, śpiewają tę muzykę na co dzień.

Wiele razy zaskakiwał Pan swoimi duetami z artystami z innych obszarów muzycznych. Tak jest i tym razem. Szczególnie w przypadku Kasi Nosowskiej, z którą zaśpiewał Pan... miłosny duet. Takiej Kasi jeszcze chyba nie słyszeliśmy. Co ceni Pan w Nosowskiej?

Szczerość jej wypowiedzi muzycznej. Nigdy nie idzie na łatwiznę. Cieszę się, że chciała zaśpiewać ze starszym panem. To jest właśnie duet, gdzie zaśpiewałem w K&K Studio do jej gotowej ścieżki wokalnej.

Starałem się wczuć w jej intencje, interpretację tekstu, który zresztą sama napisała. To zresztą nie pierwszy jej tekst dla mnie. W 2004 roku napisała mi piosenkę „Z daleka od trosk”.

Znaliście się wcześniej?

Poznaliśmy się z Katarzyną w okolicznościach dziwnych, bo za kulisami Festiwalu Sopockiego w 1994 roku. Wyskoczyłem wtedy z Ameryki na koncert do Sopotu. Wiedziałem, że obok rewolucji ustrojowej w Polsce pojawiły się też młode gwiazdy.

A tu za kulisami rzuca się na mnie młoda dziewczyna ze s

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Męsko-damskie duety Krzysztofa Krawczyka - Plus Gazeta Krakowska

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl