Między Nowym Ładem a wcześniejszymi wyborami. Problemy koalicji [ANALIZA]

Witold Głowacki
Konferencja liderów Zjednoczonej Prawicy po podpisaniu nowego porozumienia - wrzesień 2020 roku.
Konferencja liderów Zjednoczonej Prawicy po podpisaniu nowego porozumienia - wrzesień 2020 roku. brak
Jarosław Kaczyński całkiem otwarcie narzeka w prawicowych mediach na koalicjantów. Zarazem też próbuje ucieczki do przodu przed politycznymi skutkami pandemii

Jarosław Kaczyński próbuje właśnie przełożyć polityczną „wajchę” i narzucić swojej partii nową opowieść o polityce. Zarazem jednak ma coraz poważniejsze kłopoty z panowaniem nad koalicjantami. Widać dość wyraźnie, że szef PiS próbuje przyspieszyć moment powrotu do motywu programu „Nowy Ład”, którego prezentacja została w ostatniej chwili odwołana, gdy tylko zaczęła wzbierać trzecia fala pandemii. Ale jest w tym wszystkim również całkiem słyszalna nuta przywodząca na myśl przejście prezesa PiS w coś, co w partii nazywane jest „trybem wyborczym”.

Sam Kaczyński nie kryje, że koalicja ma poważne problemy - prezes PiS opowiada o tym jednoznacznie i niespodziewanie szczegółowo w wywiadzie dla „Gazety Polskiej”. Choć najgłośniej przebiło się dość obcesowe zdanie o Mateuszu Morawieckim: „Ma moje poparcie i zaufanie, bo gdyby nie miał, to nie byłby tym, kim jest”, w tej rozmowie pada wiele ważniejszych deklaracji. A z rozmowy wyłania się obraz koalicji stojącej na progu rozpadu. „Obawiam się, że jeśli chodzi o Solidarną Polskę, to te nadzieje (na rozsądek i opamiętanie - przyp. red.) mogą okazać się płonne” - mówi na przykład prezes PiS. „Trudno zrozumieć, jaki mają w tym cel, ale na pewno nie jest nim realizowanie interesu naszej Ojczyzny” - to z kolei o Gowinie i Ziobrze w kontekście sejmowych głosowań ich partii przeciwko PiS.

W czwartek w wywiadzie dla „Super Expresu” o możliwości rozpadu koalicji mówił z kolei szef Porozumienia. - Mamy dziś do wyboru: albo się porozumiemy, albo w ciągu roku czekają nas wcześniejsze wybory. Wierzę, że uda nam się porozumieć, ale każdy - podkreślam: każdy - musi zrobić krok wstecz - tak odpowiadał Kaczyńskiemu Jarosław Gowin. Gowin stwierdził przy okazji, że „naturalne różnice między koalicjantami przekroczyły masę krytyczną”.

- Nikt w miarę poważny w partii nie powiedziałby dziś tak z ręką na sercu, że koalicja w obecnym kształcie, przy jej obecnych personaliach i z jej obecnymi problemami na sto procent przetrwa do 2023 roku. Wcześniejsze wybory - jako ewentualność, podkreślam! - na pewno należą do możliwości, które rozważa prezes. Ale nie, osobiście żadnego „trybu wyborczego” jeszcze nie dostrzegam. Dla mnie to, co robi dziś Jarosław Kaczyński, to po prostu branie się za bary z realiami. A one są, jakie są - mówi nam dobrze poinformowany polityk PiS.

- Mamy problem z koalicjantami, jestem tu radykałem i chętnie bym się ich pozbył, ale utrzymujemy jedność w Zjednoczonej Prawicy tak długo, jak to możliwe, i mam nadzieję, że razem pójdziemy do wyborów - to z kolei słowa wicemarszałka Sejmu Ryszarda Terleckiego rzucone do dziennikarzy na sejmowym korytarzu.

Kaczyński udzielił dwóch wywiadów dla dwóch jednoznacznie prawicowych, czy wręcz twardoprawicowych mediów. W rozmowach tych, jakby wbrew profilowi odbiorców, chwilowo odłożył na półkę oskarżenia pod adresem opozycji, a o prowadzonych przez PiS wojnach kulturowych wspominał najwyżej tylko przez chwilę. Zupełnie nie próbował też ciągnąć epidemicznej propagandy sukcesu. Zamiast tego prezes PiS mówił o dwóch kwestiach - o planach na czasy „po Covid-19” i o zagęszczającej się sytuacji w koalicji.

Zacznijmy od pierwszego wątku - bo w ten właśnie sposób Kaczyński próbuje ustawiać narrację PiS na najbliższe miesiące. Szef PiS najpierw udzielił wywiadu naczelnemu „Gazety Polskiej” Tomaszowi Sakiewiczowi i Katarzynie Gójskiej, którzy występowali w imieniu serwisu Albicla.pl. Wywiad retransmitowała telewizja Republika. - Dziś epidemia, pandemia nas skłania ku innemu myśleniu, przynajmniej wielu spośród nas. Do pesymizmu, do takiego przeświadczenia, że ten czas popandemiczny będzie bardzo długi, że będziemy musieli bardzo długo z tego wychodzić. My patrzymy na to inaczej. (...) Głęboko wierzę w to, że rację mają optymiści spośród lekarzy, bo oni się na tym najlepiej znają, i że za kilka miesięcy będzie już po zarazie - mówił w nim Kaczyński.

Prezes PiS mówił też „zarazie”, która „zabrała życie ponad 100 tysięcy Polaków”, jasno zaznaczając, że chodzi także o pośrednie ofiary pandemii, co dotąd praktycznie nie przechodziło przez gardło przedstawicielom obozu władzy. Stwierdził, że wierzy epidemiologom „optymistom”, według których „za kilka miesięcy będzie już po zarazie”. Po czym największy nacisk położył na próbę przedstawienia nadchodzących czasów „po zarazie” jako szansy dla Polski i polskiej gospodarki. Nie brakowało również rozważań o nadchodzących „ciekawych czasach”. Gdyby streścić cały ten przekaz w jednym zdaniu, mogłoby ono brzmieć mniej więcej tak: „Wytrzymajcie jeszcze chwilę, a wszystkim wam się opłaci”. Warto zauważyć, że wywiad odbywał się równolegle ze znacznym przyspieszeniem akcji szczepień.

Polityk PiS: - I co byłoby w tym złego, gdyby prezes dał Polakom trochę nadziei, której dziś tak potrzebują?

Ta ofensywa Kaczyńskiego to na pierwszym poziomie zapewne nic więcej niż kolejna próba wyznaczenia PiS kierunku na czas „po pandemii” i skupienia uwagi na programie „Nowy Ład” - który ma być dla Polski receptą na wyjście z gospodarczego kryzysu, a dla PiS sposobem na przezwyciężenie kryzysu politycznego, w jakim znalazły się rządy Zjednoczonej Prawicy - jedno i drugie na skutek pandemii. Od miesięcy szykował się do tego Mateusz Morawiecki, który po raz pierwszy wspominał o „Nowym Ładzie” w wywiadach jeszcze w grudniu, gdy dopiero zaczynała opadać druga fala pandemii. Dla Morawieckiego i jego politycznej kariery ten program to wręcz „być albo nie być” - bo w PiS scenariusze jego wymiany na skutek „zużycia” w trakcie pandemii krążyły już jesienią. Ale i dla PiS „Nowy Ład” jest niezmiernie ważny - notowania całego rządzącego obozu osłabły, relacje z koalicjantami są już trwale napięte - i kto wie, może program odbudowy kraju i partyjnych notowań będzie musiał płynnie stać się programem wyborczym? To już ten drugi poziom - w którym plan „B” stawałby się planem „C”.

Pierwsze terminy prezentacji programu szykowano na przełom stycznia i lutego, potem na marzec, potem wreszcie trzecia fala epidemii zmiotła „Nowy Ład” z przygotowanego już stolika, dezaktualizując nagrany już wspólnie przez Kaczyńskiego i Morawieckiego spot promujący program. Na skutek całej serii przecieków kontrolowanych i niekontrolowanych sporą część jego zawartości zdążyły zaś już poznać i opublikować media. Pod pewnymi względami program jest już więc cokolwiek spalony. Ale w roli całkiem rozległego pakietu propozycji i obietnic - czy to stabilizujących PiS-owi bazę społeczną, czy wręcz wyborczych - nadal sprawdzi się co najmniej nieźle. Podniesienie kwoty wolnej od podatku do 30 tysięcy złotych, emerytura wolna od podatku do 2,5 tysiąca złotych, waloryzacja 500 plus, to wszystko zestaw, który nada się i do poprawy notowań, i do walki o wyborcze zwycięstwo.

Tu istotne jest to, o czyje notowania i czyje zwycięstwo może chodzić. Założenia „Nowego Ładu” powstawały bez niemal żadnego udziału koalicjantów PiS. To program tworzony przez kancelarię Mateusza Morawieckiego i Nowogrodzką, z prawie całkowitym pominięciem Ziobry i Gowina.

- Z tego co wiem, to nasi bracia mniejsi byli trzymani od tego wszystkiego jak najdalej. Ale czemu się dziwić, skoro nawet ministerialna ranga nie zobowiązywała tu do minimum dyskrecji i lojalności? - mówi nasz rozmówca z PiS.

Chodzi oczywiście o wiceministra Janusza Kowalskiego z Solidarnej Polski, zdymisjonowanego w związku z podejrzeniem o przekazanie mediom części propozycji z „Nowego Ładu”.

O kordonie sanitarnym wokół „Nowego Ładu” mówił też pośrednio Kaczyński w „Gazecie Polskiej”. - „To propozycja naszej partii - PiS - która została ostatecznie opracowana w otoczeniu Mateusza Morawieckiego. Powinna być wspólna dla całego naszego obozu, ale nie jest”. Następnie jako przykład kwestii, która nie jest wspólna, wymienione zostają podatki - i Porozumienia Gowina jako winowajcy.

Kaczyński dość jasno mówi więc koalicjantom - jeśli będą wcześniejsze wybory, będziecie zdani na siebie. To my, PiS, weźmiemy wszystko, co najlepsze - także do kampanii wyborczej.

Wcześniej nasz rozmówca wspomniał o „nadziei”, której „tak potrzebują Polacy”. Coś w tym chyba jest. 13 miesięcy pandemii emocjonalnie dosłownie przeorało polskie społeczeństwo. W marcu, jeszcze u progu 3 fali, za to przed rocznicą wprowadzenia pierwszego lockdownu, sondażownia IBRiS zapytała Polaków o to, jaki rodzaj emocji towarzyszy im obecnie „w związku z panującą sytuacją”. Odpowiedzi były przygniatające. Na pierwszym miejscu znalazła się bezsilność, którą wskazało 71 procent badanych. Następne były znużenie (65 procent) i strach lub obawa (62 procent). Potem złość (61 procent), przytłoczenie (57 procent) i smutek (53 procent). Pierwsza emocja nacechowana pozytywnie znalazła się dopiero na 11 miejscu i był to spokój, który wskazało 27 procent Polaków. Wszystkie pozostałe pozytywne emocje (zadowolenie, satysfakcja, radość, ulga, wdzięczność i entuzjazm) zebrały od kilku do kilkunastu punktów procentowych wskazań.

Bezsilność, znużenie i lęk - te trzy najczęściej wymieniane przez Polaków w związku z ich aktualnym samopoczuciem emocje są jak wyjęte z podręcznika diagnozowania zaburzeń depresyjnych. Nic dziwnego więc, że raport z badań IBRiS ukazał się pod tytułem „Narodowa Depresja”. Ponad rok zamknięcia, od miesięcy bez większych już nadziei na względnie szybką poprawę sytuacji, to wszystko zrobiło swoje. W ujęciu jednostkowym czujemy się przygnieceni przez pandemię w różnym stopniu, czasem bardziej, a czasem prawie wcale - jednak jako społeczeństwo zostaliśmy po prostu przeczołgani.

W raporcie IBRiS znalazł się też wyciąg z badań fokusowych, prowadzonych metodą wywiadu z grupą respondentów. Badani dość gremialnie obwiniają rząd za sytuację. „To kabaret, smutny kabaret”, „tragikomedia, co wyprawia ten rząd” - to, uwaga, opinie badanych deklarujących, że w 2019 roku głosowali na PiS. To, za co Polacy najbardziej krytycznie oceniają rząd, to z jednej strony cała sfera obostrzeń epidemicznych, z drugiej zaś atmosfera chaosu towarzyszącego ich wprowadzaniu i zdejmowaniu w kolejnych, trudnych już do zliczenia fazach. Istotne wydaje się też poczucie braku sprawczości rządu - świadomość, że w gruncie rzeczy wiedza i możliwości rządzących w zakresie zwalczania pandemii nie wykraczają wiele ponad wiedzę i możliwości przeciętnego Kowalskiego.

Rzecz jasna obóz władzy ma tego pełną świadomość. PiS i rząd zamawiają sondaże i pogłębione badania społeczne z wielu źródeł, wydając na to spore kwoty. W zeszłym roku na przykład Kancelaria Premiera rozpisała przetarg na badania za 2,3 mln, osobne zamówienia płyną z partyjnej centrali, jeszcze inne z ministerstw. Prawo i Sprawiedliwość to partia, która zdecydowanie nie lekceważy tych dominujących społecznych nastrojów - potrafi je też całkiem nieźle interpretować i przekuwać na konkretne propozycje programowe.

Nowy Ład i nowa retoryka mówienia o pandemii i o tym, co po niej nastąpi, stanowią tu więc dość spójną całość. To pomysł PiS na próbę wyjścia z epidemicznego kryzysu, który jednocześnie może stać się progiem startowym kampanii wyborczej, gdyby koalicja rzeczywiście nie dotrwała do końca kadencji i doszło do wcześniejszych wyborów. W „Gazecie Polskiej” Kaczyński mówi zaś o tym jako o niechcianej, ale całkiem realnej ewentualności. A o wyborach dopiero na koniec konstytucyjnej kadencji jako o „osiągalnym” celu.

- Jesteśmy nastawieni i mamy do tego podstawy, aby ta kadencja trwała do konstytucyjnego terminu wyborów. Wierzymy, że nam się to uda. Bez względu na wybuchy emocjonalne i ambicjonalne. Nie ma polityki bez trudności (…). Nasza droga zawsze będzie drogą pod górę, krętą i trudną, będą w nas rzucać kamieniami, będą nas próbować z tej drogi spychać. Ale od tego jest polityka. (...) My jesteśmy zdeterminowani, by dokończyć kadencję. Widzimy możliwość w tej kadencji doprowadzenia do wielu bardzo poważnych i pozytywnych zmian - mówił Kaczyński nieco wcześniej, w wywiadzie dla Albicli.

Bardzo podobne słowa prezesa PiS padły na zakończenie pamiętnego - zwłaszcza dla Zbigniewa Ziobry i Jarosława Gowina - wywiadzie z końcówki lutego. Wtedy jednak Kaczyński zaczął od bardzo jednoznacznego zgromienia koalicjantów, a deklaracje o chęci dokończeniu kadencji były tyleż próbą rozładowania mocno skumulowanego w tamtej rozmowie napięcia, co uspokojenia starganych nerwów elektoratu. Kaczyński zarzucił wtedy swym koalicjantom, że mają ogromne ambicje, ale brak im kwalifikacji oraz że gdy mówią o wartościach, chodzi im o własny polityczny interes. Mówił też, że jego koalicyjni sojusznicy próbują zburzyć jedność prawicy.

Teraz zrobił na odwrót. W wywiadzie dla Albicli i Republiki, który ujrzał światło dziennie jako pierwszy, tylko pogroził koalicjantom palcem. Za chłostanie zabrał się w tym drugim z wywiadów - dla „Gazety Polskiej”, za to wymierzał razy znacznie mocniej i znacznie celniej. Pytanie tylko, jak to podziała na koalicjantów. Czy oddalą się z pokorą, czy może jednak zechcą oddać?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Ostatnia droga Franciszka. Papież spoczął w ukochanej bazylice

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl